Nie wiem czy Bóg istnieje, ale byłoby z korzyścią dla Jego reputacji, gdyby nie istniał" - Renard
) – księgi praw (mowa o zbiorze praw obowiązujących w Polsce przedrozbiorowej). 53 Justycja – sprawiedliwość. 54 De publicis (łac.) – w sprawach publicznych. 187 187 Pan Tadeusz tymczasem, wziąwszy do serca uwagę Świerzyńskiego o Austriakach, wezwał do siebie Piętkę, kazał mu dobrać dwunastu ludzi i pod Iłżę wyciągnąć, a języka zasięgnąć. Tak upłynęło znów kilka dni. Z Trześni nadeszło ze sztabu podziękowanie za okazaną sprawność w pochwyceniu rekonesansu austriackiego i zalecenie, aby i na przyszłość burmistrz ostrowski równie energicznie sobie postąpił. Piętka zaś ze swoim oddziałem nie wracał. Pan Tadeusz zaczął się już niepokoić i przemyśliwał o nowej ekspedycji, gdy pewnej nocy obudziło go gwałtowne dobijanie się setnika dyżurującego na odwachu. Zabielski, poruszony niespodziewanym alarmem, wybiegł do setnika. – Co tam?! Co się stało?!.. – Przychwyciliśmy, panie burmistrzu... kolaskę z oficerem austriackim! – Z jakim oficerem? – Musi duży oficer! Kolaska ładowna mocno! – Gdzież on jest? – Siedzi przed odwachem i wydziwia, ale kto go tam zrozumie! Pewnie się do pana burmistrza naprasza, bo powtarza ciągle; pan von Zabielski... von Zabielski!... Pan Tadeusz ręce zatarł, rozumiejąc, że istotnie ktoś ze znaczniejszych oficerów wpadł w jego ręce i że nowa dlań zdarza się okazja przysłużenia się głównej kwaterze. Palony ciekawością wybadania nowego jeńca, kazał go czym prędzej do kancelarii prowadzić, a sam skoczył odziać się przystojniej i pisarza swego podręcznego, dla większej powagi, obudzić i wziąć do boku. Kiedy zaś nareszcie dano mu znać, że jeniec znajduje się w kancelarii, pan Tadeusz przeczekał chwilę, aby pojmanemu wdrożyć zachowanie dla urzędu, przed którym staje, i z powagą, poprzedzany przez pisarza, wszedł do kancelarii. Zaledwie atoli rzucił wzrokiem na stojącego pośród groźnie skupionych gwardzistów jeńca, zbladł i wyjąkał z trudem: – To pan... panie pułkowniku! U nas!... Jeniec uśmiechnął się dobrodusznie, odsunął stojącego przy nim setnika i ozwał się łamaną polszczyzną: – Herr von Zabielski!... Jakie tu u pana porządki!... Do niewoli mnie zabrali te paupry!... Witam!... Serdecznie się cieszę!... Co, ani się pan spodziewałeś!.. – Prawda... istotnie... – Cóż, wojna!... Dzisiaj tu, jutro tam... Ja sam nie myślałem, żeby tak prędko przyszło tędy jechać! Bardzo dobrze pan robi!... Ostrożność potrzebna! Z początku gniewała mnie ta 188 188 napaść, ale widząc zapał tych poczciwców, nie chciałem im zrobić przykrości!... Tutaj nareszcie jestem jak w domu!... Bodaj jeden dzień wypocząć!... Myślałem, że pana nie zastanę, boś tak przepadł... a szło mi o panią burmistrzową!... No, niech pana uściskam!... Ale, cóż to, pan jesteś jakiś nieswój?... – Ach, cóż znowu!... – No, no!... A wy, moi strażnicy, możecie sobie odejść... macie tu za fatygę... a pamiętajcie każdego tak... pochwycić i do burmistrza!... Setnik spojrzał zdumiony na pana Tadeusza. Zabielski dał znak przyzwolenia. Gwardziści odeszli skonfundowani. Wassenfeld znów nabrał humoru. – Nie bardzo mi pan jesteś rad!... Wybaczcie, że was budziłem, lecz nie ja, tylko twoi pachołkowie!... Nie śmiałbym cię fatygować!... Ano cóż, wziąłeś mnie z kocza, więc teraz nakarm i napój, bo mi diablo głód dokuczył! Cztery mile jednym tchem!... No, jakże?! – Owszem, siadajcie, pułkowniku! – bąknął pan Tadeusz i zwróciwszy się do pisarza, wydał mu rozkazy, aby do kuchni i kredensu pobiegł i piwa zagrzać kazał i przynieść, a i rzeczy pułkownika z pojazdu zabrać. Kiedy pisarz się oddalił, Zabielski zebrał na odwagę i zagaił pierwszy: – Darujcie, że nie proszę was, panie pułkowniku, dalej... ale to noc... tymczasem tu musicie... – Doskonale. Niczego mi więcej nie trzeba!... Kąt, i koniec!... Na tym oto tapczanie!... Królewskie leżenie!... Dawno takiego nie miałem!... Podaj mi, panie burmistrzu, rękę, niech ją uścisnę, nie lada stracha miałem o was! Bo to, rozumiecie, ledwie się rozniosła wiadomość o waszym wyjeździe, zaraz za nią poszły i plotki!... Czego nie opowiadali!... Dzięki Bogu, żeście wrócili szczęśliwie i do urzędu wrócili, bo już bym chyba spokoju nie miał, żem rękę przyłożył