Nie wiem czy Bóg istnieje, ale byłoby z korzyścią dla Jego reputacji, gdyby nie istniał" - Renard

- Odprowadzę cię - powiedziała do Trevora. Tyle myśli wirowało jej w głowie. Wiedziała, że należy wyłowić najważniejszą i uchwycić się jej z całej siły. ? - Muszę przyznać, że nieźle nas dzisiaj zaskoczyłeś, Trevorze - Zauważyłem, ale zastanawiam się też, dlaczego tak zareagowali ście. Jesteście muzykalni, macie też swój rozum. Chyba słyszałaś, jak was chwalą. - Może i słyszałam. - Zerknęła za siebie, świadoma faktu, że rodzi- na omawia już sprawę. Najpierw jednak, zanim dołączy do nich, musi uporządkować własne myśli i odczucia. - Nie jesteś człowiekiem im- pulsywnym, w każdym razie, gdy chodzi o biznes. - Masz rację. - Skąd więc nagle ten pomysł? - Kiedy po raz pierwszy usłyszałem twój śpiew, od razu zwietrzy- łem dobry interes. Masz głos, który chwyta za serce. To prawdziwy talent. - Hmm. - Szli wąską ścieżką przecinającą ogród Jude. -1 myślisz, że pomysł, z którym dzisiaj do nas przyszedłeś, ożywi nasze wzajemne stosunki? - Jestem tego pewien. Odwróciła głowę, popatrzyła na niego uważnie przez ramię. - Taak, chyba masz rację. A ile zamierzać płacić za to ożywienie? Teraz on się uśmiechnął. Jakby z góry wiedział, że dojdzie do takiej rozmowy. - Możemy to wynegocjować. - A jaka będzie dolna granica tych negocjacji? - Pięć tysięcy za występ. I dodatkowe honoraria z nagrań. Uniosła do góry brwi. Za jeden wieczór śpiewania więcej niż za całe tygodnie obsługiwania w pubie. - Funtów czy dolarów? - Funtów. - No cóż, jeśli się tym zainteresujemy, możesz być pewien, że Aidan nie zgodzi się na tak żałosną kwotę i będzie się targował. - Spodziewam się tego. Aidan jest człowiekiem interesu. jej w oczy, Trevor zbliżył się do niej. - Zaś Shawn jest artystą. -A kim ja jestem? Ucieleśnieniem ambicji. I wszyscy razem tworzycie drużynę nie nokonania. Jak już powiedziałam wcześniej, jesteś bystrym człowiekiem. - iosła spojrzenie z niego na morze, gdzie wolno i równomiernie ^ walały się fale. - To prawda, że jestem dość ambitna. I będę z tobą era Trevorze: nigdy bym nie wpadła na taki pomysł. Śpiewałam szze'wyłącznie dla własnej przyjemności. 1 _ Taki głos może cię uczynić bogatą. Sławną. A ja chcę ci w tym - Oto propozycja, która całkowicie do mnie przemawia. Roześmiał się serdecznie. - Lubię cię. -1 ty mi się coraz bardziej podobasz. Marzę o bogactwie i nie wsty- dzę się tego powiedzieć. Kiwnął głową w stronę domu. - Więc ich namów. - Nie, nie zrobię tego. Nie potrafię zmusić ich do niczego, co im nie będzie odpowiadało. Musi to być jednogłośna decyzja. Tak postępują Gallagherowie. - A tobie odpowiada ten pomysł? - Sama jeszcze nie wiem. Muszę tam wracać, żeby włączyć się do dyskusji. Ale... -Co? - Chciałam cię o coś zapytać, bo widzę, że jesteś ekspertem w tych sprawach. - Zajrzała mu w oczy. Chciała najpierw zobaczyć odpowiedź, zanim j ą usłyszy. - Shawn jest genialny, prawda? - Tak - odparł Trevor bez wahania. - Wiedziałam, że tak jest. - Łzy zalśniły w jej błękitnych oczach. - estem z niego taka dumna. - Łza potoczyła się po jej policzku, pociąg- ła nosem. - A niech to! Zaskoczony Trevor wpatrywał się w nią bezradnie, po czym sięgnął 0 tylnej kieszeni po chusteczkę. ~ Masz. ~~ Czysta? Chryste, ależ ty jesteś poplątana, Darcy. Zrobiłabyś to dla niego, da? Wytarłanos. -Co? T "^stąpiłabyś z Shawnem, gdyby nawet pomysł wydał ci się nie do - Że niby mnie samej jest wszystko jedno, tak? - Przestań. - Ujął ją za ramiona, zmrużył oczy. - Niezależnie od tego, ile by to cię miało kosztować, zrobiłabyś to dla niego. - Jest moim bratem. Nie ma takiej rzeczy, której bym dla niego ni zrobiła. - Kilkakrotnie odetchnęła głęboko i zwróciła mu chusteczkę _ Ale nie zrobię tego za darmo. Kiedy się odwróciła, żeby odejść, stoczył ze sobą krótką walkę. pra. gnienie przeważyło nad dumą. - Weź wolny wieczór, Darcy. Zadrżała, ale zmusiła się do tego, by spojrzeć nań szyderczo. - Zobaczymy. Gdy weszła do domu, oparła się plecami o drzwi, zamknęła oczy. Było w nim coś, co przyprawiało ją o słabość. Dziwne uczucie w zesta- wieniu z jego podniecającymi propozycjami i obietnicami. Miała ochotę tańczyć, choć drżały jej kolana. I nie umiała znaleźć klucza do swojego serca. Otworzyła oczy, uśmiechnęła się. Z podniesionych głosów docho- dzących z kuchni wywnioskowała bez trudu, że jej rodzina także jeszcze nie znalazła klucza. Idąc tam, zatrzymała się na chwilę przy drzwiach salonu i popatrzy- ła na stary fortepian. Muzyka, na równi z pubem, stanowiła część jej życia. Od zawsze. Ale muzyka była zawsze zabawą, czymś, co daje przy- jemność, nie pieniądze. Jedno z jej najwcześniejszych wspomnień zwią- zane było z tym fortepianem, kiedy siedziała przy nim na kolanach mat- ki, a wokół rozbrzmiewała muzyka i śmiech. Miała dobry, mocny głos. Wiedziała o tym. Ale żeby opierać na nim swoje nadzieje i korzystać przy tym z pomocy Trevora Magee... Rozsądniej będzie nie wiązać z tym żadnych konkretnych oczeki- wań. W ten sposób uniknie rozczarowania. Wróciła w samą porę, by usłyszeć pełne oburzenia słowa Brenny. - Kartofel ma więcej rozumu niż ty, Shawn. Człowiek ofiarowuje ci życiową szansę, a tysię zamartwiasz i rozdrabniasz to na kawałki