Nie wiem czy Bóg istnieje, ale byłoby z korzyścią dla Jego reputacji, gdyby nie istniał" - Renard

Rok tylko czasu  my[li chBopak  to strasznie maBo. Lecz gdy skrzypków mie nie bd, to si i tak obwiesz, i diabeB darmo zgarnie moj dusz, a gdy podpisz cyrograf, te| si wBasno[ci czarta stan. Nie ma wyj[cia, a w szcz[ciu rok prze|y, to te| co[ znaczy... Mo|e wic z dwojga zBego lepiej po roku umrze ni| dzisiaj.  Daj wic te skrzypki, a cyrograf podpisz  rzekB wreszcie. Bies skwapliwie pergamin podsunB. Janek krwi podpisaB, a diabeB skrypt porwaB za pazuch, ogonem [wisnB i sprzed jego oczu w gstwinie gdzie[ przepadB. ChBopak prze|egnaB si, otarB pot z czoBa, wziB skrzypce pod pach i poszedB do Kalisza. 137 Nazajutrz, nie tracc czasu, ju| na skrzypkach diabelskich Alin-ce wygrywa. Co za cudowna moc w tych skrzypkach! Alinka go uwa|nie sBucha, to pBacze, to [mieje si, to gBow na piersi pochyla, a oczy jej gorej jak gwiazdy. Podnosi rk do gBowy, ró| ze splotów jasnych wyjmuje i daje chBopakowi. Po ró|y usta na jego wargach spoczBy, a w niedBugim czasie ksidz [lubem ich z sob poBczyB. Janek cigle na skrzypkach wygrywa, a tak gra, |e nikt jeszcze, jak |yje, tak piknej muzyki nie sByszaB. Nic dziwnego, |e dziewczyna zmieniBa zdanie. Wielka sztuka  to czarodziejka. Jedno dotknicie strun smyczkiem  i ludzie sBuchaj oniemiali, na twarzach gBbokie wzruszenie. A gdy zagra im Janek do taDca, to ju| i nogi same skacz. Ludzie skrzypkom si jego dziwuj, a pienidze wci| pByn do kiesy Janka. Có| jednak z tego, |e mBody skrzypek bogaci si i |ona go kocha. DzieD za dniem upBywa i rok niedBugo si skoDczy, a z nim szcz[cie Jankowe. Ci|ka wic troska na jego czole osiadBa. Pró|no go |ona pociesza. On zamiast [mia si i cieszy, wci| smuci si i na skrzypkach swoich wygrywa tak Bzawe piosenki, |e a| ludzie w gBow zachodz: co si chBopakowi staBo? Rok dobiegB koDca, trzeba byBo dotrzyma umowy. Nic nie mówic AUnce Janek u[ciskaB j czule, otuliB si pBaszczem, wziB pod pach skrzypki i poszedB nie patrzc, |e deszcz laB i gwaBtowny wicher szumiaB w ulicach. Gdy dotarB do lasu, w górze i na ziemi ciemno byBo, ani ksi|yca, ani jednej gwiazdy, czasami tylko o[lepiajca bByskawica roz[wietlaBa ciemno[ci. Przy jej [wietle wida byBo drzewa, które zdawaBy si by podobne do olbrzymów, co w gniewie potrzsaj ramionami. Wycie wichru, szum drzew, trzask piorunów i Boskot Bamanych wiatrem gaBzi tworzyBy piekieln muzyk. MBody czBowiek szedB wytrwale, nie zwa|aB na wicher i pioruny. Ostro|nie stawiaB kroki w[ród drogi zawalonej odBamkami drzew. DotarB wreszcie do znanego sobie pagórka i przystanB. Piorun gdzie[ uderzyB w drzewo i o[lepiB go blaskiem, a gdy po chwili Janek przejrzaB  bies staB przed nim.  0, jeste[, czekasz na mnie! Nie spózniBe[ si, o dziwo, a nawet si troch[ po[pieszyB