Nie wiem czy Bóg istnieje, ale byłoby z korzyścią dla Jego reputacji, gdyby nie istniał" - Renard
.. Prezent, gorączkował się Korwin, muszę jej jakiś prezent, zniszczony, stary człowiek w zamyśleniu tarł herbowy sygnet (pole z gawronem na wieży, czy jakoś tak się nazywa), i prezent koniecznie, kombinowaliśmy wspólnie, co by tu kupić smarkuli, takie coś nie za kosztowne, bo i Korwin niebogaty, i żeby małej w głowie nie przewrócić, a przy tym radość, przyjemność, powiedzmy, żeby to jej sprawiło. W tych wyblakłych, zmęczonych oczach Korwina intensywność jakaś była, nawet papierosa zapalił (nie wolno mu palić przy tej paskudnej chorobie), w tych wyblakłych, zmęczonych oczach widziałem całe to jego życie długie, ułańskie, kawalerskie, te wyścigi na Polu Mokotowskim, ruletka w Sopocie, bo jak zebrał z pola wcześniej i dobrze opylił, to do Sopotu wyskakiwał, Zoppot wtedy, jechał swoim samochodem, „Lancia” to była, te wszystkie stare knajpy warszawskie widziałem, „Adrie”, „Gastronomie”, „Renesansy”, co to, jak mówił Korwin, lało się szampańskie, i jakie fordansereczki na kolanach siedziały, nie to, co teraz, pff, barachło za przeproszeniem, zgrabniutkie, sympatyczne, i szampańskie im na piersi, wzdrygały się, piszczały, a perlisty napój spływał i spływał, i ten Korwin w tym wszystkim, dawny, świetny, krótki wąsik, smoking, trzcinowa laseczka, mężczyzna postawny, urodziwy i jakże wesoły, a o świcie po tym balowaniu drynda i wio, sałata, gdzie tam do pana Jana (stary kawaler bogaty, taki przewodnik w tym życiu bujnym dla Korwina), więc do jego garsoniery na Sienną 12, te częste, w karnawale to co dzień, huczne zabawy w majątkach, zimą kuligiem rozdzwonionym, pijanym, piękne koniki o małych łbach i suchych pęcinach... Patrzyłem na tę zmęczoną, starą twarz, papierosy mu podtykałem, trzeciego już zapalił, a potem przyszła jego siostrzenica, ta pani o szlachetnych, godnych rysach, przyniosła mu jakieś lekarstwa, zastrzyki, Korwin zdążył jeszcze wyrzucić papierosa za okno, nie zauważyła na szczęście. I chyłkiem wymknąłem się wtedy od nich, bo ta pani siwa, szlachetna, o coś nas podejrzewa. A przedtem, przed tą rozmową naszą, była ta karetka, nie mogliśmy dodzwonić się do Pogotowia, Korwin jęczał, krzyczał, spocony, skręcał się i ścierał o ścianę do krwi pięści, wreszcie przyjechał samochód i wzięli go do szpitala. Dopiero po dwóch miesiącach wrócił stamtąd, trochę w kość dostałem, powiedział, dostałem niezgorzej, siostrzenica poszła do apteki, więc zapalił połówkę, ta sala, gdzie leżałem, urologia to była, paskudna sala, sami nerkowcy, pęcherzowcy, jakieś cewki, rurki mają przymocowane, robi się dziurkę w brzuchu i przez tę dziurkę cewkę wprowadzają do pęcherza, tylko w ten sposób można sikać, peczer to się nazywa, ci chorzy, cała zgraja tych chorych, dwadzieścia łóżek, bez nerek albo z kamieniami w nerkach, uremia i inne paskudztwa, przed operacją, po, i cała plątanina tych rurek, cewek i butelek, poważne przypadki, ciągnął Korwin, dużo ludzi na tej sali wykitowało, jeden taki stary, dopiero co go przywieźli, tydzień był albo mniej, cichutki, nie ruszał się, nie jadł, nie krzyczał, tylko jak noc przyszła, to ko- 21 niecznie chciał wstawać, ale gdzie tam, takie chucherko, jak zlazł z łóżka, zaraz zwalał się na podłogę, i tylko popatrzyłem na niego, wyczułem, że kipnie, wkrótce kipnie, podkreślił Korwin, mówię tym z sąsiednich łóżek, oni, ech, skąd tam kipnie, nie spuszczałem wzroku z niego, przez dwa dni tak uważałem, sąsiedzi śmieją się, że kiepskie mam wyczucie, i trzeciego dnia koło południa tak nagle uniósł się, jakby wstać próbował (a przecież w dzień nigdy nie wstawał), zaraz uspokoił się jednak i westchnął, kona, powiedziałem wtedy, a ten staruszek przymknął oczy i kipnął, przyszły posługaczki i zakryły go prześcieradłem. Albo ten drugi, bezwstydnik, z początku myślałem, bo zawsze gadał lekarzom różne świństwa, nic się nie wstydził, raz nawet lekarce, co obchód miała, powiedział, pani doktór, nie mogę dać sobie rady, z wieczora korzeń mi staje i męczy całą noc, ja słucham, Korwin minę robi zgorszoną, i myślę, o, ten przeholował, porządnie przeholował, owszem, można żartować z kobietami, ale ten za bardzo bezwstydny, ale gdzie tam, lekarka, a młoda to niewiasta była, uśmiechnęła się i obiecała dać mu zastrzyk specjalny, żeby nie stawał, tam wszyscy świństwa gadają, i racja, później się przekonałem, bo jak to, uważasz pan, te lekarki, pielęgniarki, wszyscy, ciągle przy tych rzeczach manipulują, to basen, to kaczka, to zabieg, jakaś rurka, czyli peczer albo cewnik, ciągle przy tym, to i oswojone na całego