Nie wiem czy Bóg istnieje, ale byłoby z korzyścią dla Jego reputacji, gdyby nie istniał" - Renard

Jasne było, że wszystko zależeć będzie od przebiegu procesu Kriigera. Uważałam zresztą, że jeśli przyjdzie do konfrontacji, jeśli Niemcy posuną się tak daleko, że każą Polce świadczyć przeciwko oficerowi gestapo w jego obecności, to chyba zaraz potem muszą tę Polkę sprzątnąć. Z tym liczyłam się przecież od początku. Miałam ponadto wrażenie, że o ile przesłucha mnie sam Himmler, co Kutschmann uważał za wielce prawdopodobne, to również czekają mnie za to "piaski", tym razem berlińskie. Nie mam więc powodu bardzo martwić się o Ehrenhaft. Zaczęłam się rozglądać po celi. W wielu miejscach na ścianach widniały na ciemnoszarej olejnej farbie napisy. Nieraz były to tylko inicjały, nieraz imiona i nazwiska, a czasem całe zdania. Przy łóżku, tuż nad moją głową mogłam z łatwością odczytać napis niemiecki: "Ewo, dziecko moje, masz 9 lat, któż ci kiedyś całą prawdę powie? Stań się taką, jaką pragnęłam cię wychować!" Potem inicjały i data z roku 1942. Trochę dalej drobniutkim pismem francuskim były wyryte igłą klasyczne słowa La Jeune Captive Cheniera: Je n'ai que 18 ans...7, bez podpisu. Ile kobiet tędy już przeszło, i kim są te, które w tej chwili ze mną sąsiadują? Nieraz bowiem słychać je było przez grube dość ściany celi. Odpowiedź na to ostatnie pytanie przyszła szybko. Pewnego dnia usłyszałam dziwny szmer przy drzwiach i zobaczyłam wsuwający się złożony biały papier. Schnell, das ist ftirSie* - usłyszałam głos Liesl, naszej sprzątaczki, która roznosiła 7 Mam zaledwie 18 lat... 8 Szybko, to dla pani. 29 listopada 1942-9 stycznia 1943______________________221 też chleb, młodej dziewczyny, aresztantki kryminalnej. Pociągnąwszy mocno za papier, trzymałam w ręku list zaadresowany do mojego numeru celi. Sąsiadka po lewej, aktorka berlińska, w ten sposób się przedstawiała, podając równocześnie alfabet do pukania w jej ścianę. Zastosowałam go natychmiast, rozwinęła się rozmowa. Na moje zapytanie: Wbfur sitzen Się?9, otrzymałam odpowiedź dość jasną: Kontakte mitRussland, meineFreundin schongekopftw. Później nauczyłam się od niej, jak się windować po ścianie do okna w porze, gdy Wachtmeisterin bywa na obiedzie. Przez otwartą część górnego okna można było rozmawiać prawie normalnie z obydwiema sąsiadkami, aktorką po lewej i bibliotekarką po prawej stronie. Obie były wplątane w tę samą sprawę, dla której w owych dniach przywieziono z Głównej Kwatery Wodza piętnastu wyższych oficerów. (Przecież to już chyba długo trwać nie może, pomyślałam, słuchając tego wszystkiego). Dla mnie ciekawa była wymiana myśli z osobami, które uważały to swoje postępowanie za obowiązek moralny. Spotkałam się wówczas po raz pierwszy z tą formą rozwiązania problemu, który musiał powstać w każdym Niemcu, o ile jeszcze wszelkiej etyki nie zatracił - i byłam przerażona. Hitleryzm do tego stopnia wymazał z ich sumień pojęcia, które wydają się nam podstawowe, że obie te kobiety zupełnie nie odczuwały, iż kontakty z wrogiem w czasie wojny są od wielu tysięcy lat uważane za zbrodnię, jedną z największych, jaką człowiek popełnić może. Mówiły, że hitlerowcy ich postępowanie oczywiście traktują jako zdradę stanu, lecz słowo to wymawiały z największym spokojem, bo uważały, że Rosja walczy tylko z reżimem, a nie z Niemcami; były przekonane, że ta sama Rosja przyniesie ich Ojczyźnie po obaleniu Hitlera okres niezmiernie szczęśliwy. Godność, z którą obie te kobiety odnosiły się do własnego losu, wzbudzała we mnie szacunek, natomiast rozumowanie ich było mi tak niewymownie obce, iż rozmowy nasze nieraz się urywały, dla niemożności znalezienia wspólnego języka. 9 Za co pani siedzi? 10 Kontakty z Rosją, moją przyjaciółkę już stracono. 222 Berlin Postawa tych, którzy szukali porozumienia z wrogiem, była tak samo moralnie nie do obronienia, jak linia, którą wybrał Kutsch-mann dla ratowania, ile się da, nawet z narażeniem siebie, ale bez wyciągania ostatecznych konsekwencji. Wtedy odczułam wyraźnie, że dla Niemca dziś już właściwie wyjścia nie ma. Tego śmiertelnego grzechu, który popełnił każdy z nich wówczas, gdy dopuścił zbrodnię do władzy, gdy uległ kusicielowi, który mu mówił, że należy do narodu wyższego ponad inne, i obiecał panowanie nad światem, tego grzechu już nie zmyje z niego nigdy nic - nawet zdrada stanu. I znowu po raz setny czułam tak bardzo intensywną wdzięczność wobec Stwórcy za przynależność do narodu, który w tej rozpaczliwej walce o własny byt broni zarazem wszystkich najwyższych dóbr ludzkości. Krąg moich znajomości wśród współwięźniarek miał się wkrótce rozszerzyć. Zostałam bowiem zapytana, czy chcę iść do lekarza. Ponieważ moje dolegliwości skórne ulegały stałemu pogorszeniu i odbierały prawie wszelką możliwość snu, zgłosiłam się do badania. W pewien czwartek po południu Wachtmeisterin przyszła po mnie i sprowadziła w dół, z piątego piętra na parter. Kazano mi wejść do poczekalni i tam czekać na swoją kolejkę. Po ciszy mojego oddziału, miałam wrażenie, że weszłam do ula, gdy się znalazłam w małej dość poczekalni i zobaczyłam dwadzieścia parę kobiet wszelkiego rodzaju i wieku, zbitych w grupki. Prowadziły one ze sobą rozmowy szeptane czy półgłosem, pośpieszne, urywane i patrzyły coraz to na drzwi prowadzące do ordynacji lekarskiej, które się od czasu do czasu otwierały. Wówczas wywoływano nazwisko i jedna z obecnych wchodziła do lekarza. Gdy tam stałam, podeszła do mnie kobieta bardzo wysoka i bardzo koścista i zapytała o moją narodowość. Gdy jej powiedziałam, że jestem Polką, odpowiedziała: "Ja jestem Niemką, ale z tych, które walczą o Stany Zjednoczone Europy". -"Pod przewodnictwem Rosji?" - zapytałam z miejsca, ponieważ już znałam to hasło z rozmów "okiennych". "Tak, tak" - odpowiedziała z ożywieniem. - "Oczywiście Rosja nas weźmie pod swoją opiekę, 29 listopada 1942-9 stycznia 1943_______________________223 pójdziemy za jej przykładem". - "Ładna perspektywa" - pomyślałam. Dalszą konwersację przerwałam, bo w tej chwili z innego kąta doszły mnie urywane słowa rozmowy, którą tam dwie kobiety prowadziły w języku polskim. Pożegnałam się więc z przyszłą obywatelką Stanów Zjednoczonych Europy i podeszłam do Polek. Jedna z nich, bardzo młoda, szybkim, przyciszonym głosem jakby referowała. Druga, starsza, słuchała uważnie i przerywała tamtej pytaniami. "Dzień dobry" - powiedziałam, przystępując do nich. Rozmowa się urwała, obie popatrzyły na mnie. "Cieszę się, że słyszę swój język" - powiedziałam i czekałam na odpowiedź. "Pani chwileczkę zaczeka" - powiedziała starsza - "niech ja najpierw z tą panią skończę". Zaczekałam i z rozmowy, prowadzonej teraz już bardzo ostrożnie, zrozumiałam, że tu chodzi o poradę, jak odpowiadać przy przesłuchaniach