ďťż

Nie wiem czy Bóg istnieje, ale byłoby z korzyścią dla Jego reputacji, gdyby nie istniał" - Renard

Ale Łysiak nawet teoretycznie uzasadnia, ku zgrozie historyków profesjonalnych, wyższoœć mitu nad faktem, sztuki nad rzeczywistoœciš. Cóż, już Achilles mówił: „żyjemy po to, by mogła powstać pieœń”. Debiutował powieœciš Kolebka (1974), opisujšcš doœć kwieciœcie dzieje dwóch przyrodnich braci z Wielkopolski, wplštanych w napoleońskie boje z czasów Księstwa Warszawskiego. Żywa batalistyka, nieodzowny spisek przeciwko Napoleonowi, zła miłoœć do demonicznej Cyganki. Trochę to jeszcze młodzieżowe. Następna rzecz, Wyspy zaczarowane (1976), jest już rzeczywiœcie bardzo dobra. Sš to szkice, eseje, coœ z reportażu i coœ z fabuły, poœwięcone włoskim tradycjom, legendom i dziełom sztuki. Odległym i niemal współczesnym. Chyba jeszcze lepsza jest Francuska œcieżka (1976), przynoszšca relacje i refleksje dotyczšce Dumasa i Montsegur, Le Corbusiera i Mont-Saint-Michel itd. Jest tu coœ z Herberta Barbarzyńcy w ogrodzie, ale Łysiak czuje się nie tyle barbarzyńcš, co partnerem. W 1976 roku ukazuje się również Szuańska ballada (1976), pierwsza opowieœć z cyklu napoleońskiego, dotyczšca wandejskiego bohatera Cadoudala, zamachu na Napoleona i kompleksu spraw, wišzanych ze straceniem księcia d'Enghien. Empirowy pasjans (1977) to kilkanaœcie opowieœci biograficznych z kręgu napoleońskiego, o sojusznikach i wrogach, z wielkimi policjantami Fouchém, Schulmeistrem, Vidocqiem na miejscu asów. Bo rzecz ma pięknš pasjansowš kompozycję. Napisana z ogromnš swadš, arcybogata w anegdoty i szczegóły, od razu odniosła sukces. Podobnie zresztš jak i następne ksišżki - Cesarski poker (1978) - o rozgrywce dyplomatycznej Napoleona i jego przeciwników i Szachista (1980) - o próbie porwania Napoleona przez Anglików. Co prawda przy okazji tych ostatnich ksišżek historycy orzekli, że więcej w nich pomysłów niż dowodów i że właœciwym gatunkiem Łysiaka jest apokryf. Co go chyba specjalnie nie przeraziło. Tymczasem ukazywały się i inne ksišżki. Używajšc pseudonimu Valdemar Baldhead, będšcego angielskš przeróbkš jego nazwiska, Łysiak publikuje Perfidię (1980), zbiór opowiadań kryminalno-sensacyjnych. Dodajmy, że perfidia należy do pojęć wysoko przez niego cenionych. Asfaltowy saloon (1980) to relacja z błyskawicznej podróży przez Amerykę, zarazem bardzo krytyczna wizja kultury amerykańskiej i dzieła białego człowieka wobec Indian. Flet z mandragory (1981) - bardzo ceniona przez czytelników sensacyjno-alegoryczna powieœć o upadku totalnej władzy w bliżej nie okreœlonym kraju. Centralny jest wštek policyjny, wiele się tu mówi o okrucieństwie, zwłaszcza o okrucieństwie wobec zwierzšt - co mi akurat bardzo odpowiada. Łysiak jest w ogóle zafascynowany okrucieństwem i torturami. Czasem aż do przesady. Najpiękniej wydana, bardzo ciekawa, ale i nierówna zarazem jest ksišżka MW (1984), co można różnie wykładać, nade wszystko jako „muzeum wyobraŸni”. Wokół różnych wielkich 74 dzieł malarskich oplecione refleksje, historyjki, koncepty w różnym stylu, od historii kultury po fantastykę. Tej ostatniej poœwięcony został zbiór Łysiak Fiction (1986), zawierajšcy publicystykę i opowiadania. Wyspy bezludne (1987) to znów coœ między esejami a fabularyzowanymi reportażami historycznymi, od Katarzyny II po Jana Pawła, też II. Różnorodnš publicystykę, polemiki, felietony przynosi wybór Łysiak na łamach (1988). I znowu pojawia się Baldhead, tym razem jako autor sensacyjnej powieœci afrykańskiej w stylu Forsythe'a Konkwista (1989). I wreszcie powieœć z „podziemnego œwiata Warszawy” Dobry (1990), co jest aluzjš do Złego Tyrmanda. Sporo tu podejrzanych refleksji metafizycznych i politycznych. (Następna powieœć Łysiaka, Lepszy - 1990 - wywołała wiele polemik, także politycznych, przyp. red.) Łysiak zajmuje się także pracš naukowš, uprawia różnorakš publicystykę, pisze słuchowiska etc. Jest bardzo ciekawym autorem, lecz zaczyna też być i bardzo nierówny. Może to poœpiech, a może i granica możliwoœci intelektualnych, każdy z nas ma jš, niestety, a po jej przekroczeniu nie pozostaje właœciwie nic ciekawego do napisania, jesteœmy więc skazani na patos albo banały. Sens historii i ludzkiego życia, znaczenie oblicza ziemi, to, niestety, często pułapki dla pisarza. Jerzy Piechowski Z takimi problemami musi się parać Jerzy Piechowski (Płock 1936), z wykształcenia filolog klasyczny, bardzo aktywny autor powieœci historycznych. Co prawda nie tylko, a nawet uważa się niekiedy, że jest on nade wszystko autorem moralitetów, w których historia jest jedynie tworzywem. Piechowski wręcz ostentacyjnie wiele zaczerpnšł z Parnickiego, był nawet jego prywatnym stypendystš, został więc przez niego niejako oficjalnie uznany. Interesujš go sprężyny wypadków, prowadzi więc na ogół literackie œledztwa. Jego historia jest sterowana przez przeróżne tajemne zwišzki. Ponad wszystko wybija się pojęcie gry politycznej, gry będšcej wartoœciš samš w sobie, podobnie jak władza dla Orwella była czymœ samoistnym. Oprócz zagadnień moralnych jest tu wiele zwišzanej z nimi psychoanalizy, Freuda, co niektórzy majš Piechowskiemu za złe. Ale oprócz tego jest w jego utworach wiele opisów, które także mogš złoœcić czytelnika. Mnie w pamięci zapadły jakieœ „wytworne trunki”, z którejœ ksišżki Jerzego. Co to u licha ma znaczyć? Dla jednych wyborne jest chianti, dla drugich siwucha. Debiutował Piechowski już w latach pięćdziesištych, ale pierwsza powieœć ukazała się w 1962. Był to Cień sprawy, rzecz ze starożytnego Wschodu, Egipt, Babilon, Asyria. Bohaterem - babiloński kapłan Nabonaid, sługa Wielkiej Sprawy; komplikacje moralne, wymyœlna struktura. Następnie przyszła trylogia wczesnochrzeœcijańska, która zyskała Piechowskiemu miano pisarza katolickiego - Sekretarz Piłata (1966), powieœć o procesie Chrystusa na tle układów politycznych owego czasu