Nie wiem czy Bóg istnieje, ale byłoby z korzyścią dla Jego reputacji, gdyby nie istniał" - Renard

Od czasu do czasu ponosił go temperament i kłócił się ze skarbnikiem księcia na temat swojej pensji. (Kto by tego nie robił?) Pewnego razu został napadnięty przez rozbójnika, który zabrał mu wszystkie pieniądze, ale zostawił płaszcz, ponieważ był za długi. Dowodzi to albo, że kompozytor był bardzo wysoki, albo, że rabuś był kurduplem. W roku 1595 Monteverdi ożenił się z dworską śpiewaczką Claudią Cattaneo (Claudio i Claudią - ale numer!), z którą miał troje dzieci. W 1600 roku teoretyk muzyki nazwiskiem Giovanni Maria Artusi narobił zamieszania, publikując traktat atakujący muzykę nowoczesną. Twierdził, że jest w niej za dużo fałszywych nut i że jest ona zbyt hałaśliwa. (Brzmi znajomo?) Artusi nie wymienił żadnych nazwisk, ale ponieważ zacytował kilka przykładów z twórczości Monteverdiego, nie trzeba było być geniuszem, żeby domyślić się, kogo ma na myśli. Monteverdi zachował się dojrzale i zignorował zniewagę. Dalej pisał swoje madrygały. Jednak cztery lata później Artusi przedsięwziął nowy atak i tym razem nie cackał się: wymienił Monteverdiego z nazwiska. Strzał był celny. Teraz Monteverdi naprawdę się wściekł. Postanowił skomponować dzieło reprezentujące całkowicie nową formę muzyczną, w której położony byłby większy nacisk na dramatyczne przedstawienie słów (i z prostszą melodią, żeby Artusi też zrozumiał, o co chodzi). Nazwał Lafavola in musica - „opowieść muzyczna” i jako temat wybrał grecką legendę o Orfeuszu i Eurydyce. Zatytułował swoje dzieło Orfeo. Była to pierwsza prawdziwa opera. Grupa muzyków, której przewodził Vincenzo Galilei (ojciec astronoma Galileusza), nazywająca siebie Cameratą Florencką, od kilku lat walczyła o taką formę uproszczonego dramatu muzycznego, utrzymanego w stile rappresentativo, czyli „stylu przedstawiającym”. Uważali oni, że trzeba wrócić do muzycznych ideałów ustanowionych przez starożytnych Greków.[Nie było sposobu, żeby się dowiedzieć/ jak brzmiała muzyka grecka/ wygadywali zatem głupstwa. To im jednak nie przeszkadzało.] Ów nowy styl śpiewu był nazywany monodią. Nie należy mylić tego z monotonią, choć niektórym z tym właśnie kojarzy się opera. Dwaj kompozytorzy należący do florenckiej paczki, Jacopo Peri i Giulio Caccini, stworzyli nawet niewielki dramat muzyczny odzwierciedlający ich idee. Skomponowali swoją Euridice w 1600 roku, siedem lat przed powstaniem wersji Monteverdiego w 1607 roku. Możecie się upierać, jeśli chcecie, że pierwszą operą było owo wcześniejsze dzieło, ale tak naprawdę stanowiło ono jedynie suchą zaprawę poprzedzającą główne wydarzenie. Trzeba było figury w rodzaju Monteverdiego, by nowy styl rzeczywiście zaistniał. W oryginalnym greckim micie Orfeusz schodzi do Podziemnego Świata, by wybawić od śmierci ukochaną Eurydykę. Bóg Podziemi mówi mu, że Eurydyka podąży za nim do świata żywych, jeśli nie będzie on odwracać się, by sprawdzić, czy za nim idzie. Orfeusz jednak, będąc typem raczej podejrzliwym, nie wytrzymuje i Eurydyka umiera ponownie - tym razem na amen. Takie przygnębiające zakończenie całkiem nie pasowało Monteverdiemu, przekonał więc librecistę, Alessandro Striggio, żeby napisał szczęśliwe. I tak, w Orfeo Monteverdiego, przy udziale wspaniałej maszynerii teatralnej, z obłoków zstępuje dobry Apollo i przywracając Eurydykę do życia łączy szczęśliwych kochanków. (Monteverdi musiał lubić takie maszynerie: użył podobnej w swojej ostatniej operze. Koronacja Poppei - L’incoronazione di Poppea). W operze Powrót Odyseusza do ojczyzny (Il ritorno d’Ulisse in Patria) bóg Neptun przybywa w innej jej wersji - amfibii, kunsztownej maszynie morskiej. „Florentyńczycy” - zauważa zgryźliwie historyk Carl Engel w swoim eseju Początki opery - „mieli do dyspozycji bogatszą scenerię, maszynerię i fajerwerki niż powinni”. Koniec i kropka. W tej, jak i innych dziedzinach sztuki operowej Monteverdi był prawdziwym pionierem. Ustalił formę i położył podwaliny pod wiele z jej trwałych konwencji. Przykład Monteverdiego - już na samym początku - dowodzi, że bez względu na to, jak śmiesznym czyni to całą fabułę, opera musi mieć szczęśliwe zakończenie. [Nie musicie wierzyć mi na słowo: Monteverdi nie grzesząc zbytnią skromnością przypisuje całą zasługę sobie.] OSTRE CIĘCIE Kastraci tracą swoje klejnoty W POŁOWIE XVII WIEKU opery Monteverdiego i innych małpujących go włoskich kompozytorów rozpowszechniły się w całych Włoszech i reszcie Europy. Nie dawało się uciec od opery. Była wszędzie i każde szanujące się miasto czy dwór arystokratyczny dojrzewał prędzej czy później do wybudowania przynajmniej jednego teatru operowego