Nie wiem czy Bóg istnieje, ale byłoby z korzyścią dla Jego reputacji, gdyby nie istniał" - Renard

Za dnia, u siebie w pokoiku, zamknięta na klucz, najczęściej chodziła z kąta w kąt, nucąc samej sobie jakąś pieśń bez początku i końca... Dużo tam szyła, cerowała, prasowała, robiła w domu z innymi. Ale wiedzieli wszyscy, którzy ją tak lubili, prości i z państwa, że cała owa robotność jest z wierzchu, że wewnątrz toczy ją skir nie zgojony. I mówili wiejscy ludzie, co ją dawniejszym czasem tak radzi widzieli między sobą, z prostacką prawdomównością jej samej prosto w oczy szczere życzenie: - żeby już tego chłopa zapomniała, żeby jej już raz wyciekł z serca ów żal zgniły... Ale dodawali wraz życzenie drugie, podspodnie: żeby go zaś całkiem nie przepominała, bo, widać, było w nim coś samo dobre, samo trwałe, skoro go tak nie może wytchnąć. W tym czasie jej wdowieństwa kopalnie działały dalej swoim porządkiem, a nawet otwierano nowe, gdyż na pokrycie kosztów inwestycji i produkcji były jeszcze nietknięte w bankach fundusze, na imię Ryszarda Nienaskiego złożone. Inżynierowie i technicy poszczególnych działów pracowali dalej. Prowadzenia ogółu sprawy w imieniu i zastępstwie wdowy podjął się skwapliwie jej ojciec, pan Granowski. Brał walory z banków i przekazywał je zarządom kopalnianym, jeździł do córki i zdawał jej o wszystkim sprawę, był tedy niejako łącznikiem i nieodzownym ogniwem tego wielkiego dzieła. Córka powtarzała mu wciąż jedno - o testamencie. Wydobywała ów testament ze srebrnego woreczka i pokazywała - arkusz zakrwawionego papieru, gdzie ołówkiem, niezrozumiałymi kulfonami, coś było nabazgrane, gdzie wyrazy zalane zostały przez strugi łez i wielkie krople krwi. Odczytywała tekst głosem surowym, niezłomnym, nakazującym, dodając, że wszystko tak ma być, jak napisał - ani jedna jota, ani jedna kreska nie może być zmieniana! Groziła, że jeśli tak zaraz wdrożone nie będzie, jak rozkazał, to ona sama idzie do urzędów, władz, biur, do sejmu, wszędzie gdzie należy, i sama w głos oświadczy, co w testamencie powiedziano. Majątek cały należy do kraju. Egzekutorami są ci a ci i mają prawo być wybrani do rady zarządzającej. Wymieniała nazwiska, tłumacząc te, które były oznaczone tylko literami, żeby ojciec wiedział, zapamiętał i podał, gdyby umarła albo oszalała. Nie bolało jej nawet to, że też o niej Ryszard tak zupełnie w tym testamencie zapomniał. Ani centa! Ale dodawała wraz, że taki był, jej rycerz, więc ma być uszanowana jego wola. Gdy o tych sprawach mówiła, zjawiał się na jej twarzy uśmiech obłąkany, niewymowny, jak gdyby patrzała w oczy konającego małżonka i głos jego słyszała, który w jej usta upływa, zacichając na wieki. Stary pan Granowski nie przeczył ani protestował. Ani jednym słóweczkiem, ani najlżejszym gestem. On tylko przezornie odwlekał chwilę zgłoszenia do władz testamentu aż do czasu zupełnego uspokojenia się Xeni. Wielokrotnie oglądał już i badał ów "testament" i stwierdził, że to jest mazanina bez wartości i znaczenia, Toteż pozostawiając w ręku Xeni ową szmatę, gromadził w swym portfelu dokumenty wyraźniejsze, jak testament Ogrodyńca, akt ślubu i prawnego złączenia Nienaskiego z Xenią, akty prawne nabycia terenów węglowych na imię swego zięcia, koncesje i dzierżawy powierzchni gruntów zajętych przez kopalnie, a nade wszystko książki czekowe. Oprócz tego starszy pan pilnie doglądał gromadzenia się i samych walorów, czystych zysków, o ile były - na wszelki wypadek. Rozumował w ten sposób, że skoro ten poczciwy fiksat, który bez broni chodził do szantażystów, ażeby ich "przekonywać" - nieboszczyk Ryszard - nic nie zapisał żonie w wyrażonym akcie, to obowiązkiem jego, ojca, i to najgłówniejszym, jest troska o zabezpieczenie losu tego rozżalonego dziś dziecka. Cokolwiek by tam miało być skutkiem owego zapisu przedśmiertnego, pan Granowski zaokrąglał sumy, i to nie byle jakie. Nosił je przy sobie i pilnował jak oka w głowie. Któż mógł wiedzieć, co wyniknie?... Znał przecie życie... Gdy przyjeżdżał w odwiedziny do Xeni, był łagodny i na wszystko, co tam gwarzyła, zgadzał się bez protestu. Razem sobie popłakiwali. Ona szczerze, on fałszywie. Ta jego łagodność i prawdziwa dobrotliwość obudziła w sercu Xeni płomień dawnej, czynnej i żywej dla ojca miłości. Stary pan spostrzegł i poczytywał za dobry ten objaw, za znak przebudzenia się duszy w biednej a tak ślicznej wdówce