Nie wiem czy Bóg istnieje, ale byłoby z korzyścią dla Jego reputacji, gdyby nie istniał" - Renard
— Z każdym dniem stajesz się coraz śmielszy, Exarze Kunie — powiedział. — Bez przerwy mi się pokazujesz. Nawet teraz, kiedy walą się w gruzy wszystkie twoje plany, by zniszczyć moje ciało. W chwili spokoju, jaka nastąpiła po odparciu ataku gadoptaków, duch Luke'a przyglądał się, jak Cilghal opatruje niegroźne rany, odniesione przez jego ciało. Obserwował, jak Kalamarianka starannie przemywa je i bandażuje. Wyczuwał promieniującą od niej empatię. Czuł ją od pierwszych chwil, kiedy Cilghal przybyła do jego akademii. Kalamariańska pani ambasador była doskonałą uzdrowicielką Jedi. Odezwała się wówczas do ducha Luke'a, choć nie mogła go nigdzie dostrzec: — Zrobimy wszystko, co będziemy mogli, mistrzu Skywalkerze. Proszę cię, nie trać w nas wiary. Rzeczywiście, Lukę nie przestawał pokładać wiary w swoich uczniach. Czuł, że właśnie dzięki temu może bez obaw rozmawiać z Exarem Kunem na wierzchołku świątyni, gdzie już raz został pokonany przez Lorda Sithów i Kypa Durrona. 126 - Do tej pory tylko z tobą igrałem - odezwał się Kun, wykonując lekceważący gest widmową ręką. - Bądź pewien, że nic nie jest w stanie pokrzyżować moich planów. Niektórzy twoi uczniowie są już teraz w mojej mocy. Pozostali znajdą się już niedługo. - Nie sądzę - odparł Lukę, czując nagły przypływ pewności siebie. - Możliwe, że pokażesz im drogę wiodącą do sławy, ale za twoje sztuczki trzeba płacić wysoką cenę. Tymczasem ja nauczyłem ich cierpliwości i pracowitości, a także wiary we własne siły. Podczas gdy ty, Exarze Kunie, dajesz im jarmarczną magię, ja dałem im prawdziwą siłę i wyjaśniłem im znaczenie Mocy. - Czy myślisz, że nie znam śmiechu wartych planów, jakie układają, by mnie zniszczyć? - roześmiał się duch Kuna. Mroczna zjawa Czarnego Lorda z każdą chwilą chełpiła się coraz bardziej, starała się przestraszyć Luke'a. Możliwe, że zaczynała się czuć coraz mniej pewnie. - To nie ma znaczenia - odparł Skywalker. - I tak cię pokonają. Twoja wyimaginowana potęga jest twoją największą słabością, Exa-rze Kunie. - A twojąjest wiara w twoich przyjaciół! - odciął się duch Kuna. Lukę roześmiał się beztrosko, czując, że jego siły i zdecydowanie rosną z minuty na minutę. - Słyszałem już od ciebie te przechwałki - powiedział. - Twoje plany zostały pokrzyżowane wtedy i zostaną udaremnione teraz. Czarna sylwetka Exara Kuna zadrżała, jakby powiał silniejszy podmuch wiatru. Kiedy cień rozmywał się i znikał, Lukę usłyszał jego ostatnie słowa: - Jeszcze się przekonamy! ROZDZIAŁ Han Solo czuł na czole kropelki potu. Siedząc w sterowni „Tysiącletniego Sokoła", nie odrywał spojrzenia od iluminatora. Kyp Durron, pilotujący Pogromcę Słońc, przekazywał coraz większą moc do anteny generatora rezonansowych torped, które mogły wywoływać wybuchy gwiazd supernowych. Solo uderzył pięścią w pulpit konsolety. — Zaczekaj, chłopcze! — krzyknął. — Wstrzymaj się na chwilę! Myślałem, że jesteś moim przyjacielem. — Gdybyś t y był moim przyjacielem — zabrzmiał w sterowni chrapliwy głos Kypa — nie starałbyś się mnie powstrzymać. Wiesz, jaką krzywdę wyrządziło Imperium mnie i mojej rodzinie. Niedawno skrzywdziło mnie jeszcze bardziej. Okłamało mnie po raz ostatni... a teraz nawet mój brat nie żyje. Lando Calrissian, siedzący na fotelu drugiego pilota, nagle zainteresował się przyciskami i dźwigniami. Jego wielkie oczy kierowały się to na ten, to na tamten przyrząd. Po chwili odwrócił się do Hana i zaczął gorączkowo wymachiwać rękami, dając mu znaki, żeby wyłączył zasilanie mikrofonu. — Posłuchaj, chłopie — szepnął, kiedy Han spełnił jego prośbę. — Pamiętasz, jak ty i Kyp porwaliście Pogromcę Słońc z Laboratorium Otchłani? Lukę i ja czekaliśmy wówczas, żeby was pochwycić. Han kiwnął głową, chociaż nie wiedział, do czego Calrissian zmierza. — Jasne. 128 - A pamiętasz, jak sprzęgnęliśmy wówczas pamięci nawigacyjnych komputerów, ponieważ aparatura „Sokoła" nie działała? -Uniósł brwi i zaczął mówić bardzo powoli, cedząc słowa. - Posłuchaj... przecież mamy wciąż w pamięci kody kontrolne Pogromcy! Nagle Han zrozumiał, o co chodzi przyjacielowi. - Masz je, ale jak możesz je wykorzystać? - zapytał. - Nie znasz przecież systemów kontrolnych tamtego statku! - Chyba nie mamy wyboru, staruszku, prawda? - No dobrze - odezwał się Han także szeptem, chociaż wcale nie było to konieczne, zważywszy na fakt, że mikrofon pozostawał wyłączony. - Ja spróbuję go zagadać, a ty przejmij kontrolę nad Pogromcą. Lando zmarszczył sceptycznie brwi, ale z nową nadzieją pochylił się nad klawiaturą. Han pstryknął przełącznikiem, ponownie włączając zasilanie mikrofonu. - Kyp, czy pamiętasz, jak zjeżdżaliśmy na turbonartach w podbiegunowych rejonach Coruscant? Pomknąłeś wówczas pierwszy niebezpiecznym szlakiem, a ja pogoniłem za tobą w obawie, żeby nie stało ci się coś złego. Myślałem, że możesz się wywrócić. Pamiętasz? Kyp nie odpowiedział, ale Han domyślił się, że jego uwaga była celna. - Posłuchaj, chłopcze, kto wyciągnął cię z kopalni na Kessel? -ciągnął. - Kto uwolnił cię z celi śmierci na pokładzie „Gorgony"? Kto leciał u twojego boku, kiedy uciekałeś z Laboratorium Otchłani? Kto obiecał zrobić wszystko, co może, żebyś znów mógł cieszyć się życiem po tylu latach cierpień i wyrzeczeń? - Nic z tego... nie wyszło - zacinając się, odparł ochryple Kyp. - Dlaczego, chłopcze? Czy stało się coś złego? Co zdarzyło się na Yavinie Cztery? Wiem, że ty i Lukę mieliście drobną sprzeczkę... - To nie miało nic wspólnego z Lukiem Sky walkerem - przerwał Kyp tak nagle, że Han zorientował się, iż młodzieniec nie mówi prawdy. - Tam, na księżycu Yavina, dowiedziałem się rzeczy, których mistrz Skywalker nigdy by mi nie powiedział. Dowiedziałem się, jak być silny