Nie wiem czy Bóg istnieje, ale byłoby z korzyścią dla Jego reputacji, gdyby nie istniał" - Renard

* Siedmiu zaś starców kaleków, którzy za młodszymi wyguzdrać się z klasztoru przed nadejściem zbójców nie zdążyli, i dziewczęta świeckie, zwykle po klasztorach białogłowskich znajdujące się, pogwałcone i pozabijane zostały. Po uśmierzeniu ognia i rzeźby wypuszczono z obozu bernardynów i bernardynki, ale czy z całością panieństwa, nic nam się wiedzieć nie dostało; można rozumieć, iż przy dostatku kobiet świeckich tym oblubienicom boskim przepuszczono. Zginęło w tej rzeźbie, jak wieść powszechna niesie, obywatelów i żołnierzy do 21 tysięcy, rachując w tę sumę i tych, których Wisła pochłonęła, w którą z przyczyny wielkiego tłoku jedni drugich spychali, a którzy nie zdążyli przed zapaleniem mostów przebiec, doszedłszy do ognia, widząc przed sobą ogień palących się mostów, za sobą miecz nieprzyjacielski i krzyk ginących od niego słysząc, sami się w wodę rzucali. Jedna matka, uprowadzając jedno dziecię wedle siebie, a drugie na ręku niosąc, najprzód zepchnęła z mostu jedno, potem drugie rzuciła, ostatnia sama w Wisłę skoczyła. Brzegi kępy na środku Wisły okryte były trupami, woda tymiż napełniona wspięła się w górę jakoby tamą ujęta. Szczęśliwy, kto dopadł czółna i mógł się przewieźć, ale takich mało było. Odebrali Moskale na okopach praskich 204 sztuk armat. Cały atak Pragi nie zabrał więcej czasu jak pół godziny; dzwoniono u bernardynów na prymarią*, kiedy się zaczął, a nim się ta skończyła, już Moskale byli na Pradze; i to rzecz dziwna, że oblężeńcy nie wiedzieli, czyli ich komendanci nie chcieli widzieć, kiedy Moskale przez jedną noc okopali się tuż pod Pragą nad wilczymi dołami. Po dobyciu Pragi nie kwapili się do Warszawy Moskale, mając dobre porozumienie z pryncypałami Rady i nie wątpiąc bynajmniej, iż dla dokuczającego głodu sama się poddać musi; owszem, udawali, jakoby nią gardzili, bo gdy mieszczanie warszawscy wysłali do generała Szuwarowa delegowanych o kapitulacją, * Praski klasztor bernardynów stał na terenach Golędzinowa, bernardynek -w okolicy obecnego Ogrodu Zoologicznego; obydwa zburzono w początkach XIX w, * na pierwszą mszę 616 Madaliński wobec klęski oświadczył za najpierwszy punkt, iż poty do Warszawy nie wkroczy, póki z niej żołnierz polski co do jednego nie ustąpi, tak iżby w niej nie tylko żadnego żołnierza polskiego, ale nawet ani znaku jednego jego nie było. Gdy tedy generał Madaliński, z korpusem swoim od Bydgoszczy ciągnącym, a taborem rozmaitym, do 2 tysięcy wozów ze zdobyczą wynoszącym, zatrudniony, nie mógł zdążyć na odsiecz Pragi, gdy ta j uż była w ręku moskiewskich, nim on wszedł do Warszawy, powiadają, że płakał z żalu, kiedy zobaczył, że ci obywatele, którzy Moskwę, własną odwagą swoją zdjęci, potrafili wybić spomiędzy siebie, a resztę wygnać, którzy przez 9 niedziel oblężenia ochotnie i mężnie bronili Warszawy; kiedy usłyszał, że owa Rada Najwyższa, która niedawno pod szubienicy karą zakazała wzmianki o poddaniu się Moskwie, nagle dumny swój ton w nikczemny obróciwszy, już chodzi około tego, w jaki sposób mogłaby ugłaskać okrutnych Mos-kalów i przyjąć ich do Warszawy z bezpieczeństwem życia i majątku. Dopieroż co się działo w jego sercu i głowie, kiedy widział mieszkańców lamentujących, okopy bez straży, żołnierzy kupami wraz z pospólstwem za daną i otrąbioną przez Wawrzeckiego wolnością wynoszących się z Warszawy, opuszczających domy i majątki cięższe, a z tymi tylko, które jedni na plecy, drudzy na wozy zabrać mogli, uchodzących; nareszcie, kiedy wszyscy inni generałowie i wodzowie jednym językiem mówili: już wszystko przepadło, już Warszawa stracona, już nie masz czego bawić się w niej, tylko uchodzić, gdzie kto może, albo też, zebrawszy się, kto jeszcze ma serce, rznąć się do Francji