Nie wiem czy Bóg istnieje, ale byłoby z korzyścią dla Jego reputacji, gdyby nie istniał" - Renard
I dziękuję. – Do szybkiego zobaczenia, doktorku. Na linii zapanowała cisza. Miles odłożył słuchawkę na widełki i podniósł się. To ci dopiero! – pomyślał, uśmiechając się. A to ci numer! Mrucząc wesoło podszedł do szafki i wyjął butelkę glenliveta, szkocką whisky, za którą Ben Holiday tak przepadał. Do diabła z tym wszystkim, strzelę sobie jednego! UCIECZKA Abernathy leżał w ciemnej klatce i co jakiś czas wracał w marzeniach do słońca i zielonych łąk Landover. Przez ostatnie dwa dni nie czuł się zbyt dobrze. Przyczyną tego stanu było uwięzienie i pożywienie, a właściwie jego brak. Miał niejasne przeczucie, że w tutejszym świecie jest coś, co wysysa z niego wszystkie siły, coś, czego nie można było sprowadzić tylko do sytuacji, w której się obecnie znajdował. Nie było jednak sposobu, aby sprawdzić tę teorię. W każdym razie przez większość czasu drzemał, znajdując w marzeniach o lepszych czasach i lepszym miejscu niewielką ucieczkę od teraźniejszości. Elizabeth nie odwiedzała go od ponad dwóch dni. Zauważył, że strażnicy częściej przychodzą sprawdzać go i przypuszczał, że może lęk przed wpadnięciem w ich ręce był przyczyną jej nieobecności. Raz przyszedł nawet Michel Ard Rhi. To też wydarzyło się co najmniej dwa dni temu. Spojrzał tylko na więźnia beznamiętnym wzrokiem i zapytał go, czy chce mu coś dać, po czym wyszedł, gdy tylko Abernathy zasugerował w niedwuznaczny sposób, że traci swój czas. Nikt inny już nie przychodził. W Abernathym począł narastać strach. Zaczynał wierzyć, że naprawdę zostanie tutaj aż do swojej śmierci. Myśl ta nie pozwalała mu zasnąć. Jego sny odpłynęły i przykra rzeczywistość jeszcze raz dała znać o sobie. Natychmiast stanęła przed nim perspektywa własnej śmierci. Pomyślał, że nie byłoby to tak przerażające, gdyby mógł bezpośrednio stawić jej czoło. Zastanawiał się, co mógłby zrobić, aby rozwiązać sprawę medalionu i Michela Ard Rhi. Doszedł do wniosku, że nic. Na pewno nie mógł wypuścić z rąk medalionu; sumienie i poczucie odpowiedzialności nie pozwoliłyby mu na to. Magia o tak potężnej mocy nie może wpaść w ręce osoby tak złej. Lepsza od tego byłaby już śmierć. Oczywiście, gdyby już nie żył, to cóż przeszkodziłoby Michelowi ściągnąć medalion z martwego ciała? Znowu popadł w przygnębienie, myśląc o tej możliwości. Przymknął oczy, próbując ponownie zatopić się w marzeniach. – Pssst! Abernathy! Obudź się! Oczy Abernathy’ego otworzyły się powoli i ujrzały Elizabeth stojącą przed jego klatką. Machała niecierpliwie rękami. – Szybciej, Abernathy, obudź się! Abernathy podniósł się z trudem, wygładził swoje przybrudzone ubranie, z kieszeni kamizelki wygrzebał okulary i włożył je na nos. – Wcale nie śpię, Elizabeth – oznajmił sennym głosem, ostrożnie przesuwając okulary na właściwe miejsce. – To dobrze – wyszeptała, dłubiąc przy drzwiczkach klatki – bo właśnie cię stąd zabieram. Abernathy patrzył oniemiały, jak dziewczynka natrafia na zamek, wkłada klucz, przekręca go i wyciąga. Drzwi klatki uchyliły się. – Co ty na to? – zapytała z zadowoleniem. – Elizabeth... – Zabrałam kluczyk z szafki z pokoju strażników. Tam trzymają zapasowe. Nie zwrócą uwagi, że jednego brakuje! Przynajmniej nie od razu. Odniosę go, zanim zauważą, że zniknął. Nie musisz się martwić. Nikt mnie nie widział. – Elizabeth... – Szybciej, Abernathy! Na co czekasz? Abernathy nie mógł zebrać myśli. Patrzył błędnym wzrokiem na otwarte drzwi klatki. – To przecież bardzo niebezpieczne dla ciebie... – Chcesz się stąd wydostać czy nie? – zażądała zdecydowanej odpowiedzi, a w jej głosie brzmiała nutka zniecierpliwienia. Z końca korytarza, zza drzwi, zaczęły dochodzić odgłosy ujadania psów, przerażający skowyt i wycie. – Tak, chcę – odpowiedział szybko Abernathy i wyczołgał się przez otwarte drzwi. Stanął wyprostowany obok klatki, po raz pierwszy od momentu uwięzienia, i natychmiast poczuł się lepiej. Elizabeth zamknęła drzwi klatki i przekręciła klucz w zamku. – Tędy, Abernathy! Pośpiesz się! Podążył za nią korytarzem przez szczelinę w murze, aż dotarli do schodów. Elizabeth odwróciła się i pchnęła sekretne drzwi. Głosy ujadających psów ustały i zapanowała cisza. Stali przez moment w ciemnościach, aż Elizabeth włączyła latarkę. Abernathy był mile zaskoczony odkryciem, że wciąż pamięta, co czytał o latarkach elektrycznych w jednym z dziewczęcych czasopism tego dnia, kiedy ukrywał się w pokoju Elizabeth. Nie był zatem aż tak osłabiony, jak przypuszczał