Nie wiem czy Bóg istnieje, ale byłoby z korzyścią dla Jego reputacji, gdyby nie istniał" - Renard

Kiedy przejechali, pobiegłem do zamku i znalazłem tam same trupy. Bałem się, że pandionici mogą wrócić, więc uciekłem. - Dlaczego przybyłeś do Cimmury? - By donieść o tej zbrodni waszej wielebności i oddać się pod twoją opiekę, wielebny księże prymasie. Bałem się, że pandionici złapią mnie i zabiją, jeżeli pozostanę w Arcium. - Dlaczego to uczyniłeś, panie? - zapytał Dregos Vaniona. - Mój wuj nigdy nie występował przeciwko twojemu zakonowi. Pozostali królowie również wpatrywali się oskarżycielsko w mistrza Zakonu Pandionu. - Żądam, aby tego mordercę zakuć w kajdany! - wykrzyknął władca Arcium zwracając się do księcia Lycheasa. Lycheas bez powodzenia próbował przybrać minę pełną majestatu. - To uzasadnione żądanie, wasza wysokość - powiedział swoim nosowym głosem. Zerknął na prymasa szukając u niego wsparcia. - Rozkazujemy zatem, aby tego łajdaka Vaniona zakuć... - Hm, wybaczcie mi, miłościwi panowie - przerwał hrabia Lenda - ale zgodnie z prawem mistrz Vanion powinien powiedzieć, co ma na swoją obronę. - A cóż może on mieć na swoją obronę? - zapytał zjadliwie król Dregos. Sparhawk i jego towarzysze stali w głębi komnaty. Sephrenia skinęła lekko i Sparhawk schylił ku niej głowę. - Ktoś tu korzysta z magii - szepnęła - dlatego królowie ochoczo zaakceptowali tak infantylne oskarżenie. To zaklęcie wzbudzające wiarę w słowa. - Czy możesz je odwrócić, mateczko? - zapytał szeptem. - Tak, ale tylko wtedy, gdy będę wiedziała, kto je rzucił. - To Annias. Próbował już swoich zaklęć na mnie, gdy tylko wróciłem do Cimmury. - Duchowny? - zdziwiła się. - Dobrze. Zajmę się tym. - Zaczęła bezgłośnie poruszać ustami, a dłonie ukryła w rękawach, by nie widać było, jakie wykonuje nimi gesty. - No, dalej, Vanionie - drwił prymas - co masz do powiedzenia na swoją obronę? - Ci ludzie oczywiście kłamią - odparł Vanion z pogardą. - A czemuż mieliby kłamać? - zapytał Annias, zwracając się do Rady Królów. - Gdy tylko dotarło do mnie sprawozdanie tych świadków, wysłałem oddział gwardii, by zbadać sprawę dokładnie. Oczekuję raportu w przyszłym tygodniu. A do tego czasu zalecałbym rozbroić wszystkich pandionitów i zabronić im opuszczania zamku, by zapobiec innym zbrodniom. - W tej sytuacji byłoby to rozważne posunięcie - powiedział król Obler szarpiąc swoją długą siwą brodę. - Mistrzu Darellonie - zwrócił się do alcjonity. - Wyślij jeźdźca do Deiry, niech sprowadzi do Elenii twoich rycerzy. Pomogą cywilnym władzom w rozbrojeniu i uwięzieniu pandionitów. - Stanie się, jak rozkazałeś, wasza królewska mość - odparł Abriel patrząc groźnie na Vaniona. - Szczerze radziłbym - sędziwy władca Deiry zwrócił się do króla Warguna i króla Dregosa - aby cyrinici i genidianici również przysłali swoich rycerzy. Wtrąćmy do lochów wszystkich pandionitów, dopóki nie będziemy mogli oddzielić niewinnych od winnych. - Dopilnuj tego, Komierze - rzekł król Wargun. - Ty również wezwij rycerzy, Abrielu - rozkazał król Dregos mistrzowi Zakonu Cyriników. Wpatrywał się w Vaniona z nienawiścią. - Modlę się o to, by twoi podwładni stawili opór. - W jego głosie brzmiała wściekłość. - Dziękuję, miłościwi panowie - powiedział kłaniając się Annias. - Raczcie również - gdy tylko otrzymamy raport moich gwardzistów - udać się do Chyrellos wraz ze mną i tymi dwoma naocznymi świadkami. Tam będziemy mogli opowiedzieć o zbrodni hierarchom Kościoła i samemu arcyprałatowi z prośbą, by rozwiązał Zakon Pandionu. Ten zakon podlega władzy kościelnej i tylko Kościół może podjąć ostateczne decyzje. - Słusznie. - Król Dregos zgrzytnął zębami. - Pozbądźmy się tej pandionickiej zarazy raz na zawsze. Usta prymasa wykrzywiły się w uśmiechu. Wtem wzdrygnął się, a jego twarz stała się trupio blada - to Sephrenia uwolniła przeciwne zaklęcie. W tym samym momencie Dolmant, patriarcha Demos, wystąpił naprzód odrzucając jednocześnie kaptur, by ukazać swoją twarz. - Czy mogę zabrać głos, miłościwi królowie? - zapytał. - Wa-wasza świątobliwość - wyjąkał Annias zdumiony - nie wiedziałem, że jesteś w Cimmurze, panie. - Nie chciałem, byś o tym wiedział, Anniasie. Jak słusznie zauważyłeś, Zakon Rycerzy Pandionu podlega władzom kościelnym. Uważam więc, że - jako najwyższy tu rangą duchowny - powinienem przejąć dochodzenie w swoje ręce. Dziękujemy ci jednakże za sposób, w jaki je dotychczas poprowadziłeś. - Ale... - To wszystko, Anniasie - zbył go Dolmant. Następnie zwrócił się do Rady Królów i do Lycheasa, który gapił się na niego z otwartymi ustami. - Miłościwi królowie - zaczął. Przechadzał się tam i z powrotem z założonymi do tyłu rękami, jakby pogrążony był w głębokiej zadumie. - Usłyszeliśmy istotnie poważne oskarżenie. Zastanówmy się jednak, kim są oskarżyciele. Jeden to prosty kupiec, a drugi - zbiegły chłop pańszczyźniany. Oskarżonym zaś jest mistrz jednego z zakonów Rycerzy Kościoła, mąż szlachetny, bez zmazy na honorze. Czemu to człowiek takiej rangi jak mistrz Vanion miałby się dopuścić nikczemnej zbrodni? A przecież nie otrzymaliśmy jak dotąd przekonujących dowodów na to, że zbrodnia rzeczywiście miała miejsce. Nie postępujmy zbyt pochopnie. - Jak już wspomniałem, wasza świątobliwość - przerwał Annias - wysłałem swoich gwardzistów do Arcium, by obejrzeli miejsce zbrodni na własne oczy. Rozkazałem im również odszukać i przywieźć do Cimmury duchownych, którzy byli w zamku hrabiego Raduna świadkami tych okrucieństw. Ich zeznania nie powinny już budzić żadnych wątpliwości. - Ach, tak - przyznał Dolmant. - Żadnych. Myślę jednak, że będę w stanie oszczędzić nam trochę czasu. Tak się składa, że jest ze mną człowiek, który był naocznym świadkiem tego, co wydarzyło się w zamku hrabiego Raduna, i nie sądzę, by jego zeznania mogły być podważone przez kogokolwiek z obecnych na tej sali. - Spojrzał na hrabiego Raduna, który osłonięty habitem, z kapturem na głowie, stał skromnie w głębi komnaty. - Proszę, wystąp, bracie. Annias gryzł palce ze złości. Był wyraźnie dotknięty i rozczarowany odsunięciem od śledztwa i nieoczekiwanym pojawieniem się świadka. - Czy mógłbyś się nam przedstawić, bracie? - zapytał Dolmant, gdy hrabia stanął u jego boku. Radun odrzucił kaptur i wszyscy zobaczyli jego uśmiechniętą twarz. - Wuj! - wykrzyknął osłupiały król Dregos. - Wuj? - Król Wargun zerwał się na równe nogi rozlewając wino. - To jest hrabia Radun, mój wuj - wytłumaczył zdumiony wciąż jeszcze Dregos. - Wygląda na to, hrabio, że w cudowny sposób zmartwychwstałeś. - Władca Thalesii roześmiał się. - Moje gratulacje