Nie wiem czy Bóg istnieje, ale byłoby z korzyścią dla Jego reputacji, gdyby nie istniał" - Renard
- Ty z pewnością jesteś Juliuszem powiedziała. - Nazywam się Rachela i jestem bratanicą obywatela Flawiusza Samuelusa ben Samuelusa. Witam ciebie w mym domu. Ucałowałem jej dłoń. To kijowski obyczaj, który mi bardzo odpowiada, szczególnie w kontaktach z ładnymi dziewczętami, jakich nie znam jeszcze dobrze, choć mam nadzieję poznać. Nie wyglądasz na Judejkę - powiedziałem. - A ty nie wyglądasz na gryzipiórka tłukącego romans za romansem - odparła. Jej głos był mniej chłodny niż słowa, ale niewiele. - Stryja Sama nie ma w domu, a ja mam dużo pracy Bazyliusz wskaże ci swe pokoje i zaproponuje coś do picia. Zwykle robię lepsze pierwsze wrażenie na kobietach. Zwykle lepiej się do tego przygotowuję, ale Rachela mnie zaskoczyła. Spodziewałem się raczej, że będzie podobna do Sama, może z wyjątkiem łysiny i zmarszczek na twarzy. Bardziej się nie mogłem pomylić. Co do domu też popełniłem błąd: dom był naprawdę duży. Mieścił dobre kilkanaście pokoi, nie licząc kwater dla służby; jego atrium pokrywała owa półprzezroczysta błona, która zatrzymuje najgorsze gorąco. Słynne egipskie słońce stało właśnie w zenicie, gdy Bazyliusz, sługa Racheli, wskazał mi moje pokoje. Były one zadowalająco jasne i przewiewne, ale Bazyliusz zaproponował wypoczynek na zewnątrz. Miał słuszność. Podał mi wino i owoce w atrium, przy wygodnej ławce u fontanny. Przez błonę słońce wyglądało tylko na blade i miłe, a nie śmiertelnie gorące. Owoce też były świeże: ananasy z Libanu, pomarańcze z Judei, jabłka gdzieś z daleka, pewnie z Galii. Nie podobało mi się tylko to, iż Rachela pozostała w swych pokojach, toteż nie miałem szansy przedstawić się jej w lepszym świetle. Pozostawiła jednak instrukcje co do mojej wygody. Bazyliusz klasnął w dłonie i pojawił się inny służący, niosąc rysik i tabliczki, na wypadek, gdyby zachciało mi się pracować. Ze zdumieniem stwierdziłem, że Bazyliusz i ten drugi sługa to Afrykowie; ci raczej nieczęsto wdają się w jakieś awantury polityczne czy też jakiekolwiek utarczki z edylami, toteż mało z nich traci wolność. Fontanna została zbudowana na kształt Kupidyna. W innych okolicznościach uznałbym to za dobry omen, ale tutaj nie wydawało mi się, iż ma on jakiekolwiek znaczenie. Nos Kupidyna był obłupany; fontanna z pewnością miała więcej lat niż Rachela. Postanowiłem pozostać na miejscu, dopóki dziewczyna się nie pojawi, ale kiedy zapytałem Bazyliusza, kiedy to może nastąpić, ten popatrzył na mnie z pewną wyższością. - Obywatelka Rachela pracuje po południu, obywatelu Juliuszu - poinformował mnie. - Ach, tak? A nad czym ona pracuje? - Obywatelka Rachela jest sławną dziejopisarką - objaśnił mnie. - Często pracuje aż do chwili udania się na spoczynek. Ale dla ciebie i dla jej stryja kolacja zostanie oczywiście podana o porze dla was odpowiedniej. Bardzo uczynny był to gość, nie ma co mówić. - Dziękuję ci, Bazyliuszu - powiedziałem. - Myślę, że wyjdę na kilka godzin. - A potem, gdy służący zbierał się do odejścia, zapytałem: Nie wyglądasz na groźnego przestępcę. Jeśli mogę zapytać: za co cię zniewolono? - Och, nie za żadną zbrodnię, obywatelu Juliuszu - zapewnił mnie. - Po prostu za długi. Łatwo znalazłem drogę do domu egipskiego Senatu Niższego; w jego kierunku zdążało wiele pojazdów i pieszych; jest to bowiem, było nie było, jedno z bardziej interesujących miejsc w Aleksandrii. Senat Niższy nie obradował. Nie miał zresztą żadnego powodu, bo po co w ogóle Egipcjanom jakikolwiek senat? Czasy, kiedy sami podejmowali jakiekolwiek decyzje we własnych sprawach, minęły już wiele stuleci temu. Szarpnęli się jednak na konferencję. Świątynia Senatu miała nisze na co najmniej pół setki bogów. Stały w nich zwykłe posągi Amona-Ra i Jowisza oraz oczywiście wszystkich ważniejszych postaci z panteonu, ale by zrobić przyjemność gościom umieszczono też tam Ormuzda, Jahwe, Freję, Quetzalcoatla i kilkunastu innych, których w ogóle nie rozpoznałem. Zdobiły je świeże ofiary z kwiatów i owoców, dowodząc, że turyści - jeśli nie sami astronomowie - nie pomijali żadnych dróg przywrócenia łączności z Olimpijczykami. Uczeni to oczywiście agnostycy (jak zresztą chyba w większości ludzie wykształceni, prawda?), ale nawet agnostyk poświęci kawałek owocu, by udobruchać boga, na wypadek, gdyby się okazało, że agnostyk się mylił. Pod domem senatu przekupnie już ustawiali swe stragany, mimo że pierwsze posiedzenie miało się zacząć dopiero jutro. Kupiłem u nich garść daktyli i spacerowałem tu i tam, pogryzając daktyle i przyglądając się marmurowemu fryzowi na ścianie budynku