Nie wiem czy Bóg istnieje, ale byłoby z korzyścią dla Jego reputacji, gdyby nie istniał" - Renard

Ojciec zaraził się bakcylem religii i dlatego Jane się domyśliła, iż nic jej nie przyjdzie z tego, że przekradnie się korytarzem do jego sypialni, zdmuchnie świece, naga wskoczy mu do łoża i powie: „Proszę, włóż mi go, tatusiu!" Gdyby tak uczyniła, ojciec sprawiłby jej zapewne lanie. Na myśl o laniu z ręki ojca Jane rozpłomieniła się jeszcze bardziej. Zaczęła rzucać się i wiercić w łóżku. Zdarła z siebie wszystkie prześcieradła, te same, którymi pookrywał ją jej własny ojciec. Wstrząsało nią dziwne drżenie. Potem Jane wstała z łóżka i podeszła do toaletki, z której wzięła szczotkę do włosów. Była to śliczności szczotka. Niegdyś należała do matki. Włosie szczotki było miękkie, lecz sztywne, uczynione z sierści borsuka, a rączka długa i gładka, z kości słoniowej, dość gruba i zakończona miłym kulistym zgrubieniem. Jane powróciła do łóżka. Gdzie zaczęła dotykać się szczotką. Najpierw dotykała się włosiem. Pogładziła obie małe piersi. Potem króliczka. Ogromnie jej się spodobał szczotczany dotyk na piersiach. Jane twierdzi, że szczotka wyrabiała jej dziwne rzeczy z sutkami. Kiedy Jane potarła się szczotką po cipie, dopiero poczuła chętkę! W myślach prześledziła całe zdarzenie w stajni, wymyślając sobie nowe zakończenia. Rozmaite, z tym tylko, że w żadnym z nich ojciec się nie nawracał. Potem, gładząc się palcem po piździe i jej okolicach, Jane wzięła w drugą dłoń rękojeść szczotki. Odwróciła przybór. I wetknęła go, jak mogła najdalej. W środku była tak mokra, że bardziej już chyba nie można. Rączka szczotki zniknęła z głuchym cmoknięciem. Doprowadziła się następnie do przemiłego stanu, nie bez pomocy krągłego zgrubienia na końcu rączki od szczotki. Doprowadzając się zaś do tego stanu, nie przestawała sobie wyobrażać, że szczotka to jej ojciec. Może nie cały, lecz ten fragment ojca, który ocierał się o jej pupę, gdy ojciec niósł ją do zamku. Taka była opowieść Jane. Jane nadal mieszkała w zamku, jeszcze przez dwa lata, dopóki nie zjawił się Faust. Macochy nienawidziła. Ojciec nie wychylał odtąd nosa z kościoła. W zamku roiło się teraz od klechów. Jane próbowała uwieść jednego z księżyków, racząc go na szesnaste urodziny wyjątkowo soczystą spowiedzią. Twierdzi, że księżyk okazał się pedałem. Zadał jej na pokutę sto „Zdrowaś Mario" i krzyczał coś o hańbie dla wszystkich borsuków. Jane nie miała przyjaciółek ani przyjaciół, a jazdę konną zarzuciła. Większość wieczorów spędzała więc w łóżku, za całe towarzystwo mając szczotkę, dopóki pewnej nocy nie przesadziła. Rączka się złamała, i koniec. Stało się to w noc przed przybyciem Fausta. Jane dojrzała do rwania. Faust zerwał ją bez namysłu. Słuchałem tego wszystkiego, czując czwórkę dłoni wokół kutasa. Dłonie należały do Marguerite i Gretchen. Dziewczęta nie rozumiały ni w ząb angielskiego i co rusz dawały mojemu pomocnikowi klapsa, żeby nie brykał. Gdy Jane dokończyła historii, rozepchnęła moje przyjaciółki i uklękła pomiędzy nimi. - O, teraz to co innego - zauważyła. - Może jednak nie okażesz się krówką. Wzięła mój wzwód w obie dłonie i usiadła na nim. Nie pozostało mi nic, jak jej wygodzić. Marguerite i Gretchen były na początku nieco zazdrosne. Potem jednak rozpaliły się same. Gdy Jane i ja zwarliśmy się na środku łożnicy, obie czternastolatki znów zaczęły się zabawiać ze sobą. Jane okazała się lepsza niż Marguerite. A ja lepszy niż przedtem. Na początku Jane krzyczała „Tatusiu!" i „Szczotko!", ale kiedy kończyłem, jęczała już tylko: „Kusiu! Kusiu!" 42. Potępienie, Zbawienie Na moim norymberskim jaju już pierwsza. Mam dosyć, słaniam się na nogach i padam. Na dziś wystarczy pisania. Wiem jednak, że powinienem coś wspomnieć o najnowszej szajbie naszego Herr Doktora. Mefisto z rybkami w nosie! Obiecanki, że Faust otrzyma prolongatę, jeżeli zgładzi papieża! Szczerze mówiąc, niewiele mam do powiedzenia w tym względzie. Faust może oczywiście udawać. Wymyślać różne takie dupersznyty, by mieć przede mną pretekst do kretyńskiej podróży. Dlaczego jednak tak się upiera, bym nic nie mówił Helenie? Zupełnie jak gdyby sam wierzył w to, co mówi