Nie wiem czy Bóg istnieje, ale byłoby z korzyścią dla Jego reputacji, gdyby nie istniał" - Renard

Kiedy widzi się, wędrując po Saharze, dość ożywio-¦ ny ruch współczesnych karawan ciężarówek, mikrobusów bogatych turystów, jeepy geologów, a jedynie z rzadka i w oddali sznurek powolnych wielbłądów, aż korci spytać — jakże to, czy kraina saharyjska zawsze tylko dzieliła, była wyłącznie martwą, spieczoną skorupą bez życia? Czy dopiero współczesność przebudziła te ziemie? Wyświetlenie przeszłości Sahary przypomina trochę rozwiązanie zagadki detektywistycznej. Prawie każdy czytając dobrze napisany kryminał ma już na ogół od pierwszych stron własną koncepcję rozstrzygnięcia zagadki, która jednak często w ostatnim rozdziale bierze całkowicie w łeb. Historia piasków i kamieni saharyjskich także przeczy utartym sądom. Będąc bardzo precyzyjnym, należałoby o najdawniejszych czasach mówić w trybie przypuszczającym. Wiąże się bowiem z nimi wielce prawdopodobne hipotezy, stawiane przez wielu badaczy, ale zawsze jednak są to hipotezy, przynajmniej w stosunku do okresu poprzedzającego źródła pisane — rzymskie i arabskie — ujawniające fragmenty krajobrazu i życia codziennego ludzi na Saharze. W odległej przeszłości, bowiem do okresu wczesnego neolitu (czyli około sześć tysięcy lat temu), pustynia była względnie wilgotna. Archeologowie odnaleźli liczne ślady obozowisk ludzkich z tamtych czasów, świadczące o dość gęstym zaludnieniu dzisiejszych bezwodnych obszarów. Nie są odosobnieni naukowcy 131 132 kilka tysięcy lat temu, Sahara była regionem zielo-"^ nych sawann bogatych w zwierzynę. W ówczesnej dobie te żyzne tereny, zamieszkiwała ludność czarnoskóra, żyjąca z myślistwa, zbieractwa i "częściowo rybołówstwa (!). Jakie są dowody na te, wydawałoby się fantastyczne wprost, przypuszczenia? Twierdzenia badaczy nie mieszczą się wprost w głowie laikowi wędrującemu współcześnie szlakami saharyjskimi, napotykającemu jedynie od czasu do czasu pustynne perły życia, mikroorganizmy społeczne — zielone oazy otoczone wokół przyrodą nieprzystępną, dziką przez swą jednolitość i pozorną nudę. Wystarczyło tylko kilka tysięcy lat, aby zielona, kwitnąca, a może nawet żyzna Sahara zmieniła swe oblicze. Niemalże nieprawdopodobne. A jednak. Duży szok przeżywa chyba każdy, kto po raz pierwszy widzi odkryte kilkadziesiąt lat temu przez fran-¦ cuskiego archeologa Henri Lothe'a malowidła, ryty i inne skalne obrazy sprzed wielu, wielu setek lat. Aż dziw bierze. Wystarczy spojrzeć na mapę. Prawie w samym środku Sahary. Niewielka algierska miejscowość Tassili-n-Azdżer zrobiła w ostatnim okresie ogromną karierę. Zjeżdżają tu teraz majętni turyści, znudzeni już wszystkimi cudami świata, plastycy, włóczykije poszukujący przygód. Będąc nawet o tysiąc kilometrów od tego miejsca warto nadłożyć drogi. To tu właśnie można odnaleźć dowody na istnienie Sahary zielonej, bogatej w zwierzynę, zaludnionej. W grotach i zagłębieniach skalnych, dość wysoko nad głową, dostrzec .można tajemnicze figury i znaki, z których znaczna część przypomina niezdarne kolorowe rysunki dzieci. Bliższe zapoznanie się z malowidłami naskalnymi odsłania przed nami tajemnice dawnych dziejów tej krainy. Jakiż urok mają te zatarte przez czas ry-j sunki. Tematy malowideł są na ogół związane z polo-^ strawy. Artyści sprzed wieków kochali chyba najbardziej scenę przedstawiającą wojowników uzbrojonych w dzidy, szarżujących na słonie lub nosorożce. Niejako na drugim planie takich malowideł spacerują spokojnie strusie i antylopy. Nawet przypadkowego obserwatora urzekają barwy. Na twarzach wszystkich ogląda- • jących pojawia się podziw- dla ówczesnych artystów, którzy musieli być mistrzami w swym fachu. Tak dobierali odpowiednie barwniki naturalne, że mimo u-pływu wielu wieków malowidła są dobrze czytelne. W wielu innych miejscach na Saharze można znaleźć ry-. ty, nie barwione rysunki, przedstawiające krajobraz, wojowników, zwierzęta, sceny polowań. Jadąc z północy, od strony Algierii, dociera się w strefie przygranicznej z Marokiem do sporego miasta Bćchar. Stąd już tylko kilkadziesiąt kilometrów boczną odnogą szosy saharyjskiej do oazy Taghit. Stara jej część jest jak gdyby obwarowana, prowadzi do niej wyłącznie jadna brama, tuż przy niewielkim sklepiku z artykułami spożywczymi i technicznymi. Wchodząc do oazy odczuwa się ulgę. Główna kręta ulica przykryta jest liśćmi palmowymi, co gwarantuje przyjemny chłód. Nieliczni mieszkańcy poruszają się w półmroku. Tylko od-czasu do czasu spotkać można odsłonięty dach wewnętrznego korytarza — ulicy, co daje nieco więcej światła w promieniu kilkudziesięciu metrów