Nie wiem czy Bóg istnieje, ale byłoby z korzyścią dla Jego reputacji, gdyby nie istniał" - Renard

Ale Harry przejadał cały dom, jak to określała w myślach, musiała więc popaść w długi, a co gorsza, lękała się, że brat, choć nigdy się nie skarżył, wstaje od stołu głodny. Królik był u nich typowym daniem o każdej porze roku. Cieszyła się na myśl, że niedługo farmerzy zaczną strzelać do gołębi, niszczących kiełkujące zboże, a Harry zawsze uwielbiał pieczone przez nią gołębie. Żałośnie myślała, że właśnie jest sezon na jagnięta, a oni znów nie skosztują tego rarytasu. Stać ich było jedynie na zwykłą baraninę, tanią z racji swej twardości, która ustępowała jedynie po bardzo starannym przyrządzeniu. Kładąc do ust kęs królika, Nerissa dziękowała losowi, że matka była niezrównaną kucharką i pokazała jej, jak przyrządzać ulubione dania ojca i Harry’ego, a także jak sprawić, aby skromny posiłek wydawał się obfitszy. Było to możliwe dzięki ziemniakom. Pieczone, smażone, gotowane czy podsmażane, warzywa te znakomicie uzupełniały posiłek, gdy porcje drogiego mięsa z konieczności stawały się coraz mniejsze. - Czy można prosić o dokładkę? - przerwał jej rozważania Harry. - Tak, oczywiście. Nałożyła mu wszystko, co pozostało na półmisku, zaledwie odrobinę dorzuciła tacie, wiedząc, że przebywa on w odległych czasach elżbietańskich, a spożywanie posiłków było dlań czynnością automatyczną. Zapewne nie miał najmniejszego pojęcia, co właściwie trafia do jego ust. Na stole był jeszcze bochenek chleba z domowego wypieku. Harry ukrajał sobie dużą porcję i umaczał w sosie. - Palce lizać - delektował się brat. - Nikt nie potrafi gotować tak, jak ty, Nerisso. To, co podają nam w Oksfordzie, jest zupełnie niejadalne. Siostra odpowiedziała na komplement uśmiechem, zebrała talerze oraz pusty półmisek i wszystko zaniosła do kuchni. W trosce o zmęczonego ćwiczeniami Harry’ego przygotowała jeszcze nadziewane ciasto. Lekki, złocisty biszkopt urósł wysoko. Pozostało jedynie dodać dżem truskawkowy, który sporządziła w zeszłym roku, a po polaniu odrobiną śmietanki, jaką udało jej się zebrać z mleka, danie było, przynajmniej jak na gust brata, zadowalające. Na zakończenie pozostał jedynie kawałek sera. Nerissa zamierzała jechać na zakupy właśnie dziś po południu, bo wczoraj na obiad, który w dużej mierze przypominał dzisiejszy, Harry zjadł o wiele więcej, niż się spodziewała. Skończywszy swoją porcję ciasta, ojciec podniósł się od stołu. - Wybacz, Nerisso - tłumaczył się. - Pozwolisz, że wrócę do pracy. - Nie, tato! - powiedziała córka stanowczo. - Przecież wiesz, że powinieneś najpierw zażyć trochę ruchu, więc proponuję, abyś przeszedł się po sadzie i sprawdził, jak przyjęły się nowe sadzonki. Coś trzeba było zrobić, na pewno pamiętasz, że najcenniejsze drzewa straciliśmy w marcowych zawieruchach! - Tak, oczywiście - zgodził się ojciec. Potem, widać w przekonaniu, że im prędzej upora się z niemiłym zadaniem, tym lepiej, przeszedł do sieni, włożył stary, filcowy kapelusz, a raczej jego strzępy, i wyszedł do skąpanego w promieniach słońca ogrodu. Harry roześmiał się. - Ty go po prostu terroryzujesz! - Ale on nie powinien dzień i noc tkwić w tym swoim dusznym gabinecie! - Może nie powinien ze względu na zdrowie, ale przecież to jego największa radość! Dopiero po chwili Nerissa odparła: - Nie jestem tego pewna. Często czuję, że jemu bardzo brakuje mamy. Stara się choć na krótko o niej zapomnieć i dlatego pogrąża się bez reszty w swoich książkach. Mówiła bardzo miękko i łagodnie. Harry spojrzał na nią. - Tobie też brakuje mamy! - zauważył. - Okropnie! Bez niej życie już nie jest takie samo. Gdy ciebie nie ma, a tata nie widzi, że ja w ogóle istnieję, jest mi bardzo trudno! - Bardzo mi przykro - współczuł Harry. - Nie miałem pojęcia, że tak się czujesz. To chyba samolubne z mojej strony, że bawię się beztrosko w Oksfordzie, podczas gdy ty się zapracowujesz. - Nie chodzi mi o zapracowywanie się. Po prostu czasem całymi dniami nie widuję żywej duszy, chyba że wybiorę się do miasteczka. Wszyscy są dla mnie mili, ale to nie to samo, co być z mamą i podejmować jej znajomych. - Nie, oczywiście, że nie - zgodził się Harry. - Czy już nas nie odwiedzają? - Okazali pewną sympatię po śmierci mamy, ale przecież przyjeżdżali do niej, a nie do siedemnastolatki, jaką wtedy byłam, a nawet kiedy wspaniałomyślnie zapraszali mnie na rozmaite przyjęcia, nie było czym na nie pojechać ani co na siebie włożyć. Harry milczał chwilę. Potem powiedział: - Został mi tylko rok studiów, dopiero potem będę mógł zarobić trochę pieniędzy. Chyba nie byłoby zbyt rozsądne rezygnować nie otrzymawszy dyplomu. Nerissa zawołała ze zgrozą. - Nie, oczywiście, że nie! Nie wolno ci rezygnować ze studiów. Przecież dyplom jest najważniejszy. - Zdaję sobie z tego sprawę - przytaknął Harry - a w ostatnim semestrze bardzo się starałem. Wykładowcy są ze mnie bardzo zadowoleni. Nerissa obeszła stół, by objąć i pocałować brata. - Jestem z ciebie bardzo, bardzo dumna - powiedziała. - Nie zwracaj na mnie uwagi, gdy zrzędzę. To moje szczęście, że mam cię w domu, tak jak i tatę, oczywiście w chwilach, gdy mnie zauważa! Nie mam prawa rozczulać się nad sobą jak pani Withers. Ubawiła Harry’ego aluzją do sąsiadki. Otoczył ją ramieniem i powiedział: - Pomyśl o nowej sukni, bo postaram się, abyś miała okazję ją włożyć. - Nową suknię? - zawołała Nerissa. - Skąd miałabym wziąć tyle pieniędzy? - Dla chcącego nic trudnego, jak mawiała niania. Chyba najlepiej zrobimy, jeśli poświęcimy jeden dzień na post, a za to wystroimy cię jak królową Saby! - Znakomity pomysł - roześmiała się Nerissa. - Już wyobrażam sobie, jaką sukienkę kupię kosztem takich wyrzeczeń. - Ja proponuję tylko... - zaczął Harry. Jego propozycja nie została jednakże wypowiedziana, gdyż w tej chwili rozległo się nieoczekiwane, donośne pukanie do drzwi. Spojrzeli po sobie