Nie wiem czy Bóg istnieje, ale byłoby z korzyścią dla Jego reputacji, gdyby nie istniał" - Renard

Ileż męskiej pychy, agresji i okrucieństwa kryje się za próbami stanowienia prawa zmuszającego kobietę do rodzenia dzieci, także tych poczętych w wyniku przemocy czy kazirodztwa. Przecież to dla człowieka skrajne upokorzenie - nie móc decydować o własnym ciele i o własnych losach. Jaki mężczyzna zniósłby sytuację, w której odebrano by mu prawo do własnego ciała i pod groźbą kary zmuszano by go, na przykład, do dzielenia się swoimi organami wewnętrznymi dla ratowania życia innym? Ogrom upokorzeń, jakich kobiety doświadczają w swoim życiu, sprawia, że - po to, aby pozostać przy zdrowych zmysłach - muszą one odciąć się od swojego ciała, a tym samym od możliwości rzeczywistego doświadczania swojej duchowości. W ten sposób ciało kobiety, zamiast stać się naczyniem Boga, przestaje być czyjąkolwiek własnością. Należy do wszystkich i do nikogo. Zgodnie z duchem tak stanowionego prawa ciało kobiety jest własnością tego, który ją zapładnia i prawodawcy. W sprawie zapłodnienia kobieta często nie ma nic do powiedzenia. Słabsza fizycznie i psychicznie ulega przemocy, namowie lub szantażowi. Następnie, pozbawiona prawa wyboru, przechodzi z rąk oprawcy w ręce ustawodawcy i staje się czymś w rodzaju upaństwowionego agregatu do rodzenia. W dodatku wszystko to razem obłudnie sprzedawane jest kobietom w opakowaniu cudownego pakietu moralnej naprawy, ekspiacji i zbawienia. Po raz kolejny kobieta staje się kozłem ofiarnym i zostaje wydelegowana przez mężczyzn do tego, żeby zmieniała się na lepsze jako ta bardziej ciemna, popędowa i niekontrolowalna część ludzkości. Mężczyzna natomiast, czując się świetnie, ustawia się na piedestale prawodawcy i tego, który w imię Boga radośnie i beztrosko zapładnia nieświadome niczego boskie naczynia. Straszny to widok: poprzebierani w szaty obrońców życia i wyższych wartości mężczyźni błądzą spokojnie w ciemnościach pychy i ignorancji, zaś upokorzona kobieta, która nienawidzi własnego ciała, jest być może zdolna do biologicznej prokreacji, ale często niezdolna do macierzyństwa w prawdziwym znaczeniu tego słowa. Nierzadko skrycie nienawidzi swoich dzieci i w świadomym lub nieświadomym akcie zemsty czyni je psychicznymi kalekami. Wbrew temu, w co chcą wierzyć mężczyźni, kobieta nie jest wyłącznie istotą instynktowną. Sam instynkt macierzyński, jeśli się obudzi, wystarczyć może na zaledwie kilka miesięcy życia dziecka. Potem proces wychowania zaczyna zależeć wyłącznie od stopnia dojrzałości świadomości i psychiki matki. Odwołując się do przygód Alicji w Krainie Czarów czas się zastanowić, czy po to, aby dobiec do pięknego zamku, jakim jest zaprzestanie pozbawiania życia nienarodzonych, nie trzeba przypadkiem biec w przeciwną stronę. Czy w pierwszym rzędzie nie powinniśmy uczynić wszystkiego co możliwe, by przywrócić kobiecie godność i podmiotowość oraz oddać należny jej szacunek. Tylko kobieta, która jest pewna swojej tożsamości i czuje się właścicielką swojego ciała, kobieta prawdziwie wolna w podejmowaniu decyzji dotyczących jej losów może naprawdę czuć i ponosić odpowiedzialność za życie. Jako psychoterapeuta spotkałem się z co najmniej kilkunastoma sytuacjami, w których nie miałem jasnej odpowiedzi na pytanie, czy ciążę należy utrzymać, czy nie. Wiele razy dotknąłem sytuacji, w której troska o życie wyrażać się musiała w podjęciu dramatycznej decyzji: kogo pozbawić życia. Co ma zrobić matka nieletniej córki, zgwałconej przez swego stryjka? Co ma zrobić ojciec tej córki? Dla obojga życie jest naczelną wartością, ale stają wobec pytania: które życie ratować? Życie płodu, który rozwija się w macicy córki, czy życie córki, jej psychiczne, a może i fizyczne przetrwanie? Kto w ogóle ma decydować w tej sprawie: przyszła niepełnoletnia matka czy jej rodzice? A może państwo? Na ogół kończy się na tym, że wszyscy zgodnie ratują reputację stryjka. A co należałoby uczynić, gdyby ojcem dziecka był własny ojciec niepełnoletniej matki? Tak też się zdarza. Co wówczas miałaby zrobić matka tej córki? Jak można rozwiązać taką sytuację, nie zabijając czegoś lub kogoś? Coś musi zostać zabite. Albo inna sytuacja: matka trojga dzieci (która bogobojnie stosuje naturalne metody antykoncepcji) zachodzi wskutek małżeńskiego gwałtu w czwartą, niepożądaną ciążę, która ewidentnie grozi jej życiu. Ma dzieci w wieku dwóch, trzech i pięciu lat. Mąż jest alkoholikiem i osobą nieodpowiedzialną. Co ma zrobić ta matka? Czy ryzykować własnym życiem po to, żeby powołać na świat jeszcze jedno dziecko, a przy okazji osierocić całą czwórkę, narażając na cierpienia i psychiczne wykolejenie? Czy zdecydować się na usunięcie czwartej ciąży? Czy ktoś ma jasną odpowiedź w tej sprawie?... Przede wszystkim potrzeba tu pokory i zrozumienia, a nie pięknoduchowskiej pychy i restrykcyjnego prawodawstwa. Cnota jest tam, gdzie jest wybór. Jeśli macierzyństwo ma być cnotą, nie może być w żaden sposób wymuszane. Każda matka powinna mieć możliwość wyboru i decyzji. Z drugiej zaś strony trzeba czynić wszystko co możliwe, aby matki nie musiały wybierać śmierci swoich dzieci. Ponieważ umówiliśmy się, że nie będziemy unikać żadnych pytań, zadajmy sobie i to. Czy zawsze jest tak, że gdy matka wybiera śmierć własnego dziecka, wybiera większe zło? Z punktu widzenia Bogini-Matki odpowiedzialność za życie musi wykraczać poza odpowiedzialność za życie indywidualne czy za życie jakiegoś gatunku, choćby ludzkiego. Bogini-Matka jest bytem absolutnym, który przejawia się poprzez wszystkie indywidualne matki: na równi ludzkie, zwierzęce, jak i matki-rośliny. Tak rozumiana Matka troszczy się o życie jako całość, we wszystkich jego przejawach. Nie oddziela jednego życia od drugiego i żadnej jego formy nie wyróżnia. Dba o równowagę w całym obszarze życia