Nie wiem czy Bóg istnieje, ale byłoby z korzyścią dla Jego reputacji, gdyby nie istniał" - Renard
- Bardzo dobry pomysł, John! - stwierdził Spencer. Olympus Mons jest wulkanem tarczowym i dlatego jego stożek na ogół nie jest stromy. Jest to góra bardzo wysoka, a jednocześnie niezwykle szeroka: wprawdzie wznosi się dwadzieścia pięć kilometrów nad powierzchnią równiny, ale ma aż osiemset kilometrów szerokości u podstawy. Nachylenie jej zboczy wynosi przeciętnie około sześciu stopni. Na 425 CZERWONY MARS obwodzie tego ogromnego wulkanu znajduje się kolisty stok wysokości jakichś siedmiu kilometrów - ściana skalna, dwa razy wyższa niż podobne urwisko na Echus Overlook. Ta skalna ściana jest w wielu miejscach niemal pionowa. Jej granie skusiły już niejednego amatora wspinaczek wysokogórskich na Czerwonej Planecie, ale żadnemu z nich nie udało się jeszcze jej zdobyć, toteż większość mieszkańców Marsa uważa ją jedynie za widowiskową przeszkodę w drodze na kalderę. Jadący z powierzchni podróżnicy zamiast stromego urwiska wybierają zwykle lekko pochyłą, szeroką drogę na północnym zboczu, gdzie skalną ścianę zalał jeden z ostatnich wylewów lawy. Areolodzy snują opowieści, jak ich zdaniem musiał on wyglądać, mówią o rzece ciekłej magmy, szerokiej na sto kilometrów, oślepiająco jaskrawej, opadającej siedem tysięcy metrów na czarną równinę zaskorupiałej lawy, dewastującej coraz większe połacie terenu. .. Ten wylew lawy pozostawił po sobie rampę z lekką jedynie nierównością w miejscu, gdzie skarpa została zalana; podjazd po niej jest łatwy, a potem jadącego czeka jeszcze jakieś dwieście kilometrów do stożka kal-dery. Szczyt stożka Olympus Mons jest tak szeroki i płaski, że niewiele można dojrzeć poza wspaniałym obrazem wielopierścieniowej kaldery, reszta planety jest stamtąd niewidoczna. Spoglądając z góry, widzi się tylko zewnętrzną krawędź stożka i niebo. Na południowym stoku znajduje się jednak mały krater meteorytowy, bezimienny, oznaczany na mapach jako THA-Zp. Wnętrze tego maleńkiego krateru jest osłonięte przed rzadkim strumieniem gazów pędzących nad Olympus Mons i jeśli obserwujący stanie na południowym łuku jego stosunkowo młodego, ostrego stożka, dojrzy w końcu pod sobą zarówno zbocze wulkanu, jak i ogromną równinę zachodniej Tharsis. Będzie miał wówczas wrażenie, że patrzy z bardzo, bardzo wysokiego tarasu na nizinną przestrzeń planety. Minęło prawie dziewięć miesięcy, zanim doszło do spotkania plane-toidy z Marsem i przez ten czas wiadomość o festynie organizowanym przez Johna na Olympus Mons zdążyła się już szeroko rozejść. Mieszkańcy planety karawanami, złożonymi z dwóch, pięciu lub dziesięciu rove-rów ruszyli więc w górę północną rampą i dalej na południową zewnętrzną skarpę Zp. Tam ustawili w kształcie półksiężyca wiele namiotów o przezroczystych ścianach. Namioty miały twarde, również przezroczy-426 WKRACZAMY DO HISTORII ste podłogi, umieszczone dwa metry nad powierzchnią na równie przezroczystych szkieletach. Namioty te stanowiły najnowszy wynalazek w dziedzinie schronień tymczasowych. Ich wewnętrzne łuki skierowano ku górze, toteż kiedy przybyli skończyli montaż, powstał rząd półksiężyców ustawionych jak gwiazdy albo jak oranżerio we ogrody zbudowane na wznoszącym się tarasowate stoku, nad ogromnym obszarem brązowego świata. Przez tydzień codziennie przybywały kolejne grupy łazików, a na długim zboczu kołysały się sterówce, uwiązane wewnątrz THA-Zp. Wypełniały go dość szczelnie, dzięki czemu wnętrze małego krateru wyglądało jak puchar z urodzinowymi balonami. Liczba przybyłych zaskoczyła Johna, ponieważ spodziewał się, że jedynie kilku spośród przyjaciół zdecyduje się odbyć podróż do tak odległego miejsca. Miał więc kolejny dowód, że zupełnie nie rozumie obecnych mieszkańców planety, okazało się bowiem, że na jego zaproszenie przybyło prawie tysiąc osób. Zadziwiające! Bardzo wiele twarzy widział już kiedyś i dość sporo osób znanych mu było z nazwiska, więc w jakimś sensie mógł ich traktować niczym znajomych i przyjaciół. Czuł się tu teraz tak, jak gdyby rodzinne miasto, o którego istnieniu nawet nie wiedział, nagle ruszyło w drogę i pojawiło tłumnie wokół niego. Przybyło wiele osób spośród pierwszej setki, dokładnie mówiąc czterdzieścioro: byli tu Maja, Sax, Ann, Simon, Nadia, Arkady, Wład, Ursula i reszta grupy pozostałej z Acheronu, Spencer, Aleks, Janet, Mary, Dmitri, Elena i osoby z ekipy Fobosa, Arni, Sasza, Jęli i sporo innych. Z niektórymi nie widział się od dwudziestu lat... Ci natomiast, z którymi był blisko, przybyli niemal w komplecie, z wyjątkiem Franka, który zawiadomił go, że jest zbyt zajęty, oraz Phyllis, która w ogóle nie odpowiedziała na jego zaproszenie