Nie wiem czy Bóg istnieje, ale byłoby z korzyścią dla Jego reputacji, gdyby nie istniał" - Renard

Znieruchomiał, ani drgnął, po prostu stał i patrzył na ojca, co uświadomiło jej, jak była nieczuła, naigrawając się z niego i z jego uprzedzeń. Zaprawdę zasługiwała na tęgą chłostę. Nie wiedziała, jak to jest nienawidzić własnego ojca, lecz musiało to być uczucie nader paskudne. Nagle zobaczyła, jak Ranulf sztywnieje, i domyśliła się, że ojciec w końcu go zauważył. Spojrzała w tamtą stronę i... Tak, ojciec Ranulfa wstał, ruszył do syna. Na jego twarzy malował się wyraz radości, wielkiej radości. Natomiast twarz Ranulfa była nieprzenikniona. Wciąż stał nieruchomo, jakby wrósł w podłogę. Nie drgnął mu ani jeden mięsień. Reina wstrzymała oddech i na wszelki wypadek podeszła bliżej. Mogła mieć tylko nadzieję, że jej obecność zapobiegnie gwałtownej konfrontacji, ale nie była tego pewna. Zdawało się, że Ranulf i jego ojciec nikogo nie dostrzegają, choć powody ku temu mieli zupełnie różne. Natomiast oczy wszystkich zebranych skoncentrowały się na nich, tylko na nich, bowiem rzeczą fascynującą było obserwować tych dwóch niezwykłych i prawie identycznych olbrzymów. Może właśnie dlatego Ranulf nie powiedział tego, co na pewno by rzekł, gdyby nikt im nie towarzyszył. Zniósł serdeczny uścisk ojca, lecz go nie odwzajemnił. Ojciec tego nie zauważył, a nawet jeśli zauważył, nie zepsuło mu to dobrego humoru. - Na święty krzyż, cieszę się, że wreszcie masz dom, i to dom dostatni. - Naprawdę? Myślałeś, że do końca życia pozostanę najemnikiem? - Nie. Wiedziałem, że masz więcej ambicji. Jak mógłbyś poprzestać na tym, co robiłeś, skoro jesteś tak bardzo podobny do mnie? A najbardziej cieszy mnie to, że spełniłeś moje oczekiwania aż w nadmiarze, w dodatku o wiele szybciej, niż się tego spodziewałem. Jak ci się to udało? - Pani tego zamku zakochała się we mnie po uszy i nie chciała patrzeć na innych. - Reina aż sapnęła z wściekłości, co dowiodło, że sarkazm nie uszedł jej uwagi. Ranulf posłał jej szelmowski uśmiech. - Czyżbyś miała coś przeciwko takiemu ujęciu historii naszej znajomości, pani? Z opresji wybawił ją gość. - Nieważne, jak zostałeś Lordem Clydon - wtrącił z rozbawieniem. - Tak czy inaczej, przyjmij moje najszczersze gratulacje. - A więc cieszysz się z tego? - spytał chłodno Ranulf. - I mam w to uwierzyć? Starsza kopia Ranulfa zawahała się lekko, bowiem trudno było dłużej akceptować tę otwartą wrogość. - Wątpisz w to? - Podaj mi choć jeden powód, dla którego miałbym nie wątpić. - Chętnie to zrobię - wtrąciła Reina rozdrażniona gburowatością męża. - Ponieważ jest twoim ojcem. To wystarczający powód, żeby chciał dla ciebie jak najlepiej. - Pani, ściągnęłaś mnie na dół podstępnymi machinacjami. Wystarczy tych złośliwości. Odejdź stąd, zostaw nas samych. To ciebie nie dotyczy. - Wszystko, co dotyczy ciebie, dotyczy i mnie - odparła. - Nie pozwolę wyprosić się z własnej sali, Ranulfie. Jeśli chcesz, żebym sobie poszła, będziesz musiał wywlec mnie stąd silą. Ale ostrzegam cię, jeżeli zrobisz scenę na oczach służby i dam, pożałujesz tego bardziej, niż ja żałuję tego, że się z ciebie naigrawałam. Przeprosiny i groźba w jednym zdaniu? Ranulf zmarszczył brwi, prawie natychmiast rozchmurzył czoło, by po chwili parsknąć śmiechem, i to zupełnie szczerym. - Gratulujesz mi, Lordzie Hugh? Powinieneś raczej wyrazić swoje ubolewanie. Nie ulegało wątpliwości, że tylko żartuje, dlatego też jego słowa zbytnio Reiny nie rozsierdziły. Ojciec Ranulfa też się roześmiał, co było dobrym znakiem, zważywszy dotychczasową postawę męża. Lord Hugh? Chryste, powinna wiedzieć, że skoro wyszła za Fitz Hugha, jego ojciec będzie nosił to samo nazwisko. - Moi panowie, czy mogłabym zaproponować, byście kontynuowali rozmowę przy stole? Obiad jest już i tak opóźniony, a wszystko przez to, że niektórzy mieszkańcy tego zamku są ludźmi nader leniwymi. O tak, dobrze wiedział, o kim mowa, i odpowiedział w tym samym duchu: - Leniwymi? Nie miałem pojęcia, że tak określa się dzisiaj zwykłą chuć, pani. Reina drgnęła, odwróciła się, a na jej twarzy wykwitły szkarłatne rumieńce. Zatkało ją, nie mogła wykrztusić ani słowa. Chciała, lecz z jej gardła dobył się tylko skrzekliwy pisk, więc czym prędzej zamknęła usta. Za to jej modre oczy mówiły aż za dużo i Ranulf domyślił się, że ostatnie słowo należało do niego. Gdyby go zaszlachtowała, wiedziałby, że odpłaciła mu pięknym za nadobne. Tymczasem odebrało jej mowę, co było nader znaczącym zwycięstwem. Spiorunowawszy go wzrokiem, odeszła gniewnie, zostawiając go z ojcem, który zdawał się zażenowany ostatnią uwagą syna. - Chyba nie powinieneś... - zaczął, ale zmienił zdanie. - Nieważne. - Śmiało, wal prosto z mostu, panie - odrzekł obojętnie Ranulf. - Ja nie zamierzam owijać niczego w bawełnę. Hugh drgnął. Choć był człowiekiem bardzo opanowanym, z trudem powstrzymał gniew. - Bardzo dobrze. Rycerzowi tak mówić nie przystoi. Ostatecznie to twoja żona. - Właśnie. Moja żona. Moja, panie. Nie masz prawa osądzać słów, jakie między nami padają, zwłaszcza że nie wiesz, co zaszło tu przedtem. Wystarczy, jak powiem ci, że Reina zasługuje na karę o wiele większą, o czym doskonale wie, bo gdyby nie wiedziała, pokroiłaby mnie tym swoim języczkiem jak ostrym sztyletem. Rozumiem, że już tego zasmakowałeś, i wiesz, o czym mówię. - Właściwie to już o tym zapomniałem - odrzekł Hugh. - Ale owszem, potrafi dobierać słowa. - Powiedziała, że jesteś zbyt gruboskórny, żeby to zauważyć. - Naprawdę? - Hugh zachichotał. - Nie, szczerze mówiąc, byłem nią oczarowany. To takie odświeżające poznać niewiastę, która ma za nic moją rangę, która nie okazuje strachu na mój widok i której nie można zdobyć jednym miłym uśmiechem. Nigdy dotąd takiej nie spotkałem. - Myślisz, że to starość? Że wychodzisz z wprawy? Nie, kiedy zobaczyła mnie pierwszy raz, też nie wywarłem na niej większego wrażenia. - Nie o to mi chodzi, Ranulfie