Nie wiem czy Bóg istnieje, ale byłoby z korzyścią dla Jego reputacji, gdyby nie istniał" - Renard

Oni umieją rozpoznać świętość! – Jesteś nieżywa! – sprzeciwiła się Kethry ze śmiechem. – Nie możesz mówić, skoro zginęłaś! – Oj, nie założyłabym się o to – odparła Tarma z szerokim uśmiechem. – To nie w porządku... – zaczęła Kethry, kiedy jedna z “nomadów” Tarmy nabrała tchu i wygłosiła wspaniałą, wymyśloną przez siebie mowę. Była to bardzo wzruszająca mowa, pełna odniesień do “naszego nieodżałowanej pamięci dowódcy, patrzącego na nas z góry” i “obowiązku uwolnienia ojczyzny naszych przodków”; choć nieco zagmatwana, jednak zupełnie dobra jak na dwunastolatkę. Z pewnością poruszyła współtowarzyszy walki. Tym razem już nic ich nie mogło powstrzymać, wdarli się na ściany śnieżnej fortecy i pomimo heroicznych wysiłków Kethry i obrońców zdobyli sztandar przeciwnika. Kethry walczyła do końca obok flagi zatkniętej na szczycie, lecz i to nie pomogło. Została trafiona trzema pociskami naraz i upadła jeszcze bardziej dramatycznie niż Tarma. Barbarzyńcy wydali dziki okrzyk triumfu, ułożyli resztę ofiar na czarodziejce i odtańczyli wokół nich taniec zwycięstwa. Kiedy Tarma zmartwychwstała i dołączyła do nich, Kethry również podniosła się, protestując ile sił w płucach. – Nie wolno ci, przecież nie żyjesz, kobieto! – zawołała, podchodząc z nie wystrzeloną dotąd kulą śniegu w ręce. Ponieważ stała blisko wojowniczki, rzuciła swym pociskiem prosto w twarz zaskoczonej Tarmy. Święcie przestrzegana zasada zabraniała używania w walce twardo ubitych śnieżek. Tarma pilnowała jej stosowania z żelazną dyscypliną i Kethry nigdy nie próbowała jej złamać. To była zabawa i miało obyć się bez ran. Tarmie nic się nie stało, ale teraz jej twarz pokrywała biała maska. Jedynie przez moment. – AAARRRRRR! – zawyła, strzepując śnieg z twarzy i rzuciła się na Kethry z zakrzywionymi palcami, mającymi imitować pazury. – Moje przebranie! Zniszczyłaś moje przebranie! – Uciekajcie! – zawołała Kethry w najwyższym – choć udawanym – przerażeniu, odskakując. – To jest... to... – Wielki i straszny Śnieżny Demon! – podpowiedziała Tarma, rzucając się w pogoń za dziećmi, które krzyknęły w podnieceniu i rozbiegły się na wszystkie strony. – Głupcy, daliście się nabrać, żeby dla mnie walczyć! Teraz mam was wszystkich w moich rękach! AAAARRRR! Nowa zabawa zakończyła się dopiero wtedy, kiedy na plac boju wkroczył najbardziej nieubłagany przeciwnik – matki. – Dziękuję, że się nimi zajęłaś, Tarmo – powiedziała jedna z nich, sama należąca kiedyś do Jastrzębi. Przyszła po dwie dziewczynki, które były chyba w tym samym wieku. Varny i jej siostra tarczy, Sania, spotkały się w kompanii, a kiedy wskutek nieszczęśliwego ciosu mieczem Varny straciła lewe oko, zadecydowały, że skoro i tak Varny musi odejść, mogą założyć rodzinę, której obie pragnęły. Nikt nie wiedział, jakim cudem obu kobietom udało się niemal równocześnie zajść w ciążę. Ku ich lekkiemu rozczarowaniu żadna z dziewczynek nie zdradzała zainteresowania walką. Córeczka Varny chciała zostać urzędnikiem, a Sani – uzdrowicielką. Na szczęście miała zadatki tego daru. – Żaden kłopot – odrzekła Tarma. – Wiesz, że to lubię. Miło jest przebywać z dziećmi, które nie traktują wojny poważnie. Rzeczywiście, żadne z tych dzieci nie było przygotowywane do walki; wszystkie dały swym rodzicom do zrozumienia, że wolą bardziej pokojowe zajęcia. Dlatego ich udawane bitwy były prawdziwą zabawą, a nie jeszcze jedną okazją do ćwiczeń. – W każdym razie bardzo jesteśmy ci wdzięczne za wolne popołudnie i mamy nadzieję, że nigdy się nimi nie zmęczysz – powiedziała jedna z matek z szerokim uśmiechem. – Nie ma szans! – odpowiedziała Tarma. – Dam wam znać, kiedy mam wolne, i znów je porwę. – Niech ci bogowie wynagrodzą! – Z tymi i innymi wyrazami wdzięczności matki i ich zmęczone potomstwo oddaliły się ulicami ośnieżonego miasta. – Uff... – Tarma obiema rękami oparła się o ścianę śnieżnej fortecy i dysząc, spojrzała na Kethry. Jej oczy błyszczały, a uśmiech, który wciąż miała na ustach, ocieplił wyraz jej twarzy. – Bogowie, czy my w ich wieku też miałyśmy tyle energii? – Niech mnie licho, jeśli pamiętam. I tak się cieszę, że udało mi się dotrzymać im kroku. Na Boginię, nigdy bym nie uwierzyła, że w środku zimy można się tak spocić! – Tobie i tak było łatwiej, ja musiałam prowadzić atak. – To dlatego tak łatwo dałaś mi się ustrzelić! – zakpiła Kethry. – Jak ci nie wstyd, straciłaś kondycję! Wiesz, podobało mi się wprowadzenie Śnieżnego Demona – po przemowie Jininan poczułam się trochę nieswojo. – Nigdy nie jest za wcześnie na nauczenie dziecka, iż istnieją ludzie, którzy mogą je wykorzystać do swoich celów. Zdziwiłam się, kiedy odkryłam, że tutaj nikt nie zna tej historii