Nie wiem czy Bóg istnieje, ale byłoby z korzyścią dla Jego reputacji, gdyby nie istniał" - Renard

.. - Goń przodem, siostrzyczko - przerwał mu przyszły prawnik, uśmiechając się szeroko. - Jak mama i tata wrócą do domu, powiedz im, że pojechałem z człowiekiem, który pewnego dnia otrzyma należne mu miejsce w Sądzie Najwyższym! - Myślę, że powinienem jak najprędzej skontaktować się z FBI. Wie pan może, gdzie znajduje się ich najbliższe biuro? - W Cape Ann. Mają tam mnóstwo roboty, wie pan, przemyt narkotyków - Jak długo tam się jedzie? '...•;• - Dziesięć do piętnastu minut. • • } - W takim razie, ruszajmy! - Jest pan pewien, że nie chce się przebrać w coś suchego? Nasz ojciec jest mniej więcej pańskiego wzrostu. - Nie ma na to czasu. Proszę mi wierzyć, w grę wchodzą sprawy najwyższej wagi! - Dobra, już jedziemy. Jeep stoi przed domem. , , -. - Wariatkowo! - mruknęła pod nosem dziewczyna. Apsik! ,. ... . :?* • - Na zdrowie – odparł Tadeusz Mikulski, agent specjalny FBI. Jego ponury ton i kwaśna Mina pozostawały w rażącej dysharmonii 215 z tym życzeniem. Agent Mikulski przyglądał się dziwnej postaci siedzącej przed nim na krześle - był to bardzo czymś zdenerwowany mężczyzna w jednym bucie i kompletnie przemoczonym ubraniu, z którego ściekały na podłogę strużki wody, tworząc szybko powiek-szającą się kałużę - i powtarzał sobie w duchu, że do emerytury zostało mu już tylko osiem miesięcy, cztery dni i sześć godzin. - W porządku, panie Deverooox - powiedział wreszcie, przenosząc wzrok na rozłożone przed nim na biurku dokumenty w różnym stadium przemoczenia, które miały poświadczyć tożsamość dziwnego osobnika. - Zacznijmy jeszcze raz od początku. - Przede wszystkim, nazywam się Devereaux - poprawił go Sam. - Panie Devereaux, może mi pan nie uwierzy, ale znam angielski, polski, rosyjski, litewski, czeski, a nawet fiński, lecz nigdy nie udało mi się opanować francuskiego. Może to naturalna awersja po tym, jak kiedyś spędziłem z żoną tydzień w Paryżu, a ona zdołała w tym czasie wydać ponad połowę moich rocznych zarobków... Teraz rozumie pan już, skąd się wzięła moja pomyłka, więc myślę, że możemy przystąpić do rzeczy. - Chce pan powiedzieć, że nie zna pan mojego nazwiska? - Jestem pewien, że to wielki błąd z mojej strony, ale wątpię, czy pan z kolei słyszał o Kazimierzu Wielkim, królu Polski, który władał nią w czternastym wieku? - Oszalał pan?! - wykrzyknął Devereaux. - Przecież to był jeden z najświetniejszych władców swojej epoki! Jego siostra zasiadała na tronie Węgier, a on skorzystał z jej rad, by zbudować potęgę Polski. Układy, które zawarł ze Śląskiem i Pomorzem stanowią po dziś dzień wzór prawniczego kunsztu. - Już dobrze, dobrze! W takim razie słyszałem pańskie nazwisko w telewizji albo widziałem je w gazetach. Zadowolony pan? - Nie o to mi chodzi, agencie Mikulski. - Sam pochylił się konspiracyjnie do przodu, co spowodowało, że spod jego koszuli wypłynął mały wodospad. - Mówię o listach gończych! - Chodzi o jakiś stary film? - Nie, o mnie!... Przypuszczam, że listy zostały rozesłane przez tych drani z Waszyngtonu, ponieważ moi przyjaciele zostali pojmani, a może nawet zmuszeni torturami do ujawnienia faktu, że uciekłem na łodzi Fraziera, ale prędzej czy później nadchodzi czas, kiedy wszyscy podwładni muszą dostać lekcję pod tytułem „Ja tylko wykonywałem 216 rozkazy .. Nie może mnie pan zamknąć, Mikulski! Musi pan jVysłuchać wszystkiego, co mam do powiedzenia, i posłuchać taśmy, która potwierdzi to, co panu powiedziałem! Na razie jeszcze nic mi pan nie powiedział, tylko zrobił kałużę na podłodze i zapytał, czy mam zainstalowany podsłuch. - Dlatego że macki tego tajnego rządu-w-rządzie sięgają wszędzie! Oni nie zawahają się przed niczym! Ukradli już pół Nebraski! - Nebraski? - Tak, ponad sto lat temu! - Sto lat... Serio? - Niestety tak, agencie Mikulski! Mamy na to dowody, a oni uczynią wszystko, żeby tylko nie dopuścić nas jutro przed oblicze Sądu Najwyższego, gdzie mamy stawić się personae delectael - Ach tak, oczywiście... - Funkcjonariusz FBI wcisnął przycisk na konsolecie. - Sprowadźcie psychiatrę - powiedział cicho do mikrofonu - Nie! - wrzasnął Sam, wyciągając z kieszeni plastikową torebkę zawierającą kasetę. - Niech pan tego posłucha! - zażądał. Agent Mikulski wziął od niego torebkę, otworzył ją, co spowodowało mały potop na jego biurku, wyjął kasetę, włożył ją do stojącego przed nim magnetofonu, po czym uruchomił urządzenie. Rozległ się nieprzyjemny szum, po czym z magnetofonu trysnął strumień wody, zalewając twarze obu mężczyzn, a w ślad za nim wystrzeliła pomięta i częściowo poszarpana taśma, układając się na podłodze w fantazyjne wzory Jej zawartość z całą pewnością uległa zniszczeniu. - Nie wierzę! - zawył Sam. - Przecież to miała być wodoszczelna torebka! Zamknąłem ją według instrukcji: żółta kreska przy niebieskiej, następnie mocno ścisnąć... Co za bezczelne oszustwo! - Albo wzrok pana zawiódł - podpowiedział Mikulski. - Choć muszę przyznać, że ja też miałem kłopoty z tymi torebkami. - Wszystko tam było... Wszystko! Generał, sekretarz stanu, cały spisek... -• Żeby ukraść Nebraskę? - Nie, to zrobiono sto dwanaście lat temu. Agenci federalni podpalili bank, w którym Wopotami trzymali podpisane traktaty. - To nie ja, kolego. Sto dwanaście lat temu moi dziadkowie przerzucali krowie łajno pod Poznaniem... Wopo-co? - Inny generał - mój generał - zebrał wszystko do kupy dzięki 217 archiwalnym dokumentom, a szczególnie dzięki tym, które powinny być, a których nie było! - Dokumentom? .•<•, - W Biurze do Spraw Indian, ma się rozumieć. - Ma się rozumieć... • - Widzi pan, udało mu się to zrobić, bo jest jeszcze jeden generał, który nosi takie samo nazwisko jak ten, którego podstępem zwerbował sekretarz stanu. Musiał przejść na emeryturę, bo wszystko popieprzyło się z tymi nazwiskami, kiedy oskarżyłem jego kuzyna o organizowanie przemytu narkotyków... - Skoro już doszliśmy do tego tematu... - przerwał mu Mikul-ski