Nie wiem czy Bóg istnieje, ale byłoby z korzyścią dla Jego reputacji, gdyby nie istniał" - Renard

Bo wiesz... u mnie też... HENRYK: Posłuchaj... (szepce coś Karolowi do ucha. Na twarzy Karola niedowierzanie miesza się z niesmakiem) KAROL: Poważnie? Odszkodowanie? HENRYK: A czemu nie? Należy nam się jakieś materialne zadośćuczynienie za te lata poniewierki. Ostatecznie byłem internowany... KAROL: Ale Heniu... przecież ty siedziałeś na internie raptem dwa miesiące. Teść za ciebie poręczył. Pamiętam, że nie było to najlepiej odebrane... HENRYK: Ja go nie prosiłem. To Róża. I wcale nie chciałem wyjść, pamiętasz? Czterech chłopa musiało mnie wynosić z celi... KAROL: (odchrząkując) No... właściwie to dwóch. Jeden powiedział „spierdalaj”, drugi otworzył drzwi, a ty... HENRYK: Dwóch? Wydawało mi się, że było ich znacznie więcej (nie traci rezonu) A zresztą... sześćdziesiąt dni w mroku i zimnie też się liczy. Ta rura tak kapała... I wszyscy palili... KAROL: (nieśmiało) Ale wiesz, Heniu... 28 HENRYK: (nie dopuszcza go do głosu) A potem? Nie złożyłem przecież broni. I znowu usiadłem. KAROL: (z przestrachem) O tym, Heniu, w ogóle lepiej nie wspominać. Wlazłeś z torbą wydawnictw prosto do willi pułkownika UB. HENRYK: (lekko speszony) Adres był niewyraźnie napisany. Wszystko się zgadzało... numer domu... nazwa ulicy też była podobna... KAROL: Ale... HENRYK: Zgoda, zaszło nieporozumienie. Z mojej winy. Ale nie przekreśla to faktu, że zapłaciłem za swoje... hm... roztargnienie... KAROL: (lekko zniecierpliwiony) Ale, Heniu, ile ty zapłaciłeś? Przecież zaraz była amnestia. HENRYK: (z godnością) To nie moja wina. Ja jej nie uchwalałem. A zresztą... swoje zdążyłem odsiedzieć. Z dwukrotnym mordercą. Tak na mnie patrzył... po wyjściu spałem z otwartymi oczami... KAROL: Heniu, posłuchaj... nie zrozum mnie źle, ale wydaje mi się, że to zrobi bardzo złe wrażenie... z moralnego punktu widzenia... HENRYK: (przerywa) Właśnie z moralnego punktu widzenia jest to absolutnie konieczne. Tu wszyscy już zapomnieli, że za darmo nie wywalczyliśmy wolności. I trzeba im o tym przypomnieć... (milknie) Zresztą nie mam forsy. Nawet za czynsz mi nie starcza. KAROL: Ale... (milknie na widok Mężczyzny I wychodzącego z pokoju Dziadka) MĘŻCZYZNA I: (idzie do łazienki) Przepraszam. KAROL: (z namysłem) Skąd go znam... HENRYK: Może z telewizji? KAROL: Ach, już wiem. Zastępca przewodniczącego PRON-u. HENRYK: (z niechętnym uznaniem) Ty masz pamięć... Tak, to on... (szybko) Dużo występował w telewizji... KAROL: Taak... Słuchaj, Heniu, jeśli miałbym ci coś radzić... nie składaj tego pozwu... HENRYK: Kiedy już złożyłem. Dziś rano. KAROL: O, Jezu... To wycofaj. HENRYK: Nie. Zresztą już nie mogę. 29 KAROL: Dlaczego nie możesz? (Mężczyzna I wraca do pokoju Dziadka) HENRYK: Prezesem sądu jest Krzysiek... wiesz, tez z Załęża... Obiecał, że po południu nada bieg sprawie. KAROL: (z rezygnacją) No tak... No to polej (Henryk nalewa, z pokoju Dziadka wychodzi Mężczyzna II) MĘŻCZYZNA II: Przepraszam. (idzie do łazienki, Karol przygląda mu się bacznie, marszczy brwi) HENRYK: Nie męcz się... Wiceminister Kultury. KAROL: Ano właśnie... (z ironicznym uśmiechem) To widzę, Heniu, że zbiera się u ciebie cała śmietanka ancien regimu? HENRYK: (pośpiesznie) E, tam... Drugi garnitur. I nie u mnie, tylko u teścia. W końcu to jego mieszkanie. KAROL: (nachylają cię)To ja ci radzę, Heniu, tak po przyjacielsku... jak przynosisz jakieś materiały do domu, to chowaj. Mogą wpaść w niepowołane ręce... HENRYK: (nerwowo) Ale skąd! Trzymam papiery zamknięte w biurku na kłódkę. Zresztą teść ma zakaz wstępu do mojego gabinetu. (Mężczyzna II wraca do pokoju Dziadka) KAROL: To są stare cwaniaki, uważaj... HENRYK: (nerwowo) Gdzie tam... ledwo już zipią. Ich jedyny problem, to, jak widzisz wysiusiać się... (w tym momencie z pokoju Dziadka) wybucha śpiew „Międzynarodówki”. Henryk sztywnieje) KAROL: (z uśmiechem) Tak źle z nimi nie jest... HENRYK: (wstając) Zaraz ich uciszę... KAROL: (powstrzymując go) Dlaczego? Ładnie śpiewają... (Henryk siada, szybko wypija wódkę. Karol siedzi zamyślony. Po odśpiewaniu refrenu goście wysypują się z pokoju Dziadka) MĘŻCZYZNA III: (Do Mężczyzny I i Mężczyzny II).. w każdym razie chłopaki, jakbyście potrzebowali pistoletu gazowego albo nawet porządnej giwery, to walcie jak w dym do mojej hurtowni... (ubierają się, wychodzą. Karol kiwa w zamyśleniu głową, Henryk opuszcza głowę. Wyciemnienie) W jakiś czas potem. Henryk zamyka drzwi za Karolem, pędzi do pokoju Dziadka. Dziadek leży ubrany w łóżku, podsypia. HENRYK: (zapalając światło) Jak papa mógł mi to zrobić?! 30 DZIADEK: (półprzytomnie) Co? A... przepraszam cię, Heniu, ale Zdzisio naprawdę obiecywał ten pasztet z zająca. Miał jechać na polowanie, ale zaspał. Starość, nie... HENRYK: Nie chodzi o żaden pasztet! Chodzi o... o wszystko! To towarzystwo, te śpiewy..