Nie wiem czy Bóg istnieje, ale byłoby z korzyścią dla Jego reputacji, gdyby nie istniał" - Renard
Widać było jednak, że ani chwili się nie nudził, a to było najważniejsze. Zwlekali z odejściem do swoich pokoi, odczuwając dużo więcej, niż wyrażały ich słowa, aż wreszcie John złożył pocałunek na jej czole i ruszył w głąb korytarza, machając jej na pożegnanie. Wchodząc do swego pokoju, Fiona pozostała pod silnym wrażeniem. Był to cholernie przystojny, odpowiedzialny i normalny człowiek, sensowny i bez wątpienia bardzo męski. Przez chwilę chciała pobiec za nim, ale nie miała pojęcia co dalej. Usiłowała zachować rozsądek, choć John znajdował się tak blisko. Stawało się to coraz trudniejsze. John wydawał się jej niezwykle atrakcyjny. Na szczęście zamknął już drzwi do swego pokoju, więc mogła sobie pogratulować opanowania. Romans z nim nie miałby sensu - zakomunikowała sobie w duchu. Podjęła taką decyzję w trakcie ich wspólnego wieczoru. Był cholernie przystojny, czuła w sobie wręcz 85 fizycznie jego siłę przyciągania, ale przecież tak bardzo się od siebie różnili. Nie była już dzieckiem i wiedziała, że niektóre podarunki lepiej trzymać nierozpakowane. W każdym razie ma przed sobą kilka trudnych dni zawodowo i nie może stracić kontroli nad sytuacją. Była przeświadczona, że nie podda się urokowi Johna bez względu na to, jak ciężkie to będą próby. A kiedy chodziło o samokontrolę, była absolutną profesjonalistką. II t l„ ' -, I ROZDZIAŁ ¦, . ! ' ¦ Nazajutrz rano John Anderson zapukał do pokoju Fiony w towarzystwie kelnera ze śniadaniem. Fiona, w hotelowym szlafroku z różowego frotte i takich samych kapciach, otworzyła drzwi kompletnie rozbudzona. Zdążyła już umyć zęby, starannie uczesać włosy i - jak zakomunikowała Johnowi - spędziła przy telefonie półtorej godziny. Omówiła z Adrianem kluczowe elementy pokazu u Dio-ra; obojgu podobały się dokładnie te same kreacje. Przed południem mieli się razem wybrać na pokaz do Lacroix. Poprzedniego dnia Adrian wpadł do paru atelier słynnych projektantów i był podekscytowany tym, co mu zaprezentowano. Kiedy John stanął na progu, Fiona miała już głowę pełną pomysłów. - Dobrze spałaś? - spytał uprzejmie. Był ubrany w szare spodnie i błękitną koszulę rozpiętą pod szyją. Zauważyła, że na nogach miał nieskazitelnie wyczyszczone mokasyny od Gucciego. Patrząc na niego po raz nie wiadomo który, uzmysłowiła sobie, jaki jest przystojny i seksowny. - Tak, dzięki. - Uśmiechnęła się do niego, podczas gdy 87 kelner wciągnął stolik na kółkach ze śniadaniem i przysunął dwa krzesła. Przy każdym talerzu leżała złożona gazeta, a środek stołu zdobił nieduży wazonik z bukiecikiem czerwonych różyczek. Był to wyśmienity posiłek. - Zawsze śpię bez kłopotu. Choć muszę przyznać, że kiedy się zdrzemnęłam, coś mnie nagle obudziło. Brak chrapania Sir Winstona. Dla moich uszu jego chrapanie jest jak muzyka oceanu. Oboje sięgnęli po dzienniki. Dostali po egzemplarzu „Herald Tribune". Przez dłuższą chwilę siedzieli w milczeniu, pogrążeni w myślach, kontemplując poranek. - Co będę dzisiaj oglądał? Kolejne tygrysy i lamparty czy może jakieś łagodniejsze stwory? - Dzisiaj będzie prawdziwa sztuka - uśmiechnęła się do niego. - Poezja w ruchu. Żywe rzeźby. Kreacje Lacroix są jak obrazy zrobione z różnych, pieczołowicie dobranych tkanin w cudownych kolorach. Myślę, że ci się spodobają. - A sam pokaz będzie podobny do wczorajszego? - zapytał z ciekawością, patrząc na nią z przyjemnością. Bardzo mu odpowiadał jej poranny wygląd i ta kaskada włosów spływających na ramiona. Wyglądała młodziej niż poprzedniego wieczoru. A ona pomyślała, że on świetnie się prezentuje i jest dokładnie ogolony, co świadczy o klasie i dobrym wychowaniu. Nawet przez stół czuła jego doskonałą wodę toaletową. - Będzie zupełnie inny. Spokojny, umiarkowany w tonie, nadzwyczaj wytworny. Galliano to showman, on tworzy teatr. Lacroix jest natomiast geniuszem mody i stwarza sztukę. - Lubię twoje opisy - mruknął, rzucając okiem na dział ekonomiczny gazety, by sprawdzić tabelę notowań giełdo- 88 wych. Uspokojony dobrymi kursami, skierował teraz całą uwagę na swoje vis-a-vis. - Mogę się wiele od ciebie nauczyć. - Nie sądził, by mu się ta wiedza przydała, ale towarzystwo Fiony sprawiało mu ogromną przyjemność. Chciał bliżej poznać jej świat. Ona tymczasem zjadła cały omlet, który dla niej zamówił, następnie pół grejpfruta, a po namyśle sięgnęła po ciastko francuskie oblewane czekoladą i popiła wszystko dwiema filiżankami kawy. - John, nie mogę się z tobą więcej widywać - oświadczyła dramatycznym tonem. - To dość niespodziewane wyznanie. - Przyszło mu do głowy, że jednak ma kogoś. To by tłumaczyło dystans, z jakim odnosiła się do niego. Przedtem sądził, że w ten sposób objawia się zapewne jej lęk przed związkiem, ale teraz podejrzewał, że jest zaangażowana w jakiś romans. Musiał przyznać w głębi duszy, że poczuł się tym głęboko zawiedziony. - A dlaczego? - Śniadanie. Jeśli będziemy się częściej widywali, osiągnę rozmiary tego oto stołu. Fatalnie wpływasz na moją wagę. Za dużo jem w twoim towarzystwie. Spojrzał na nią w zdumieniu, a potem roześmiał się z ulgą. Jednakże odpowiadając jej, znów stracił pewność siebie. - Przez chwilę myślałem, że mówisz serio. Na jakąś minutę pogrążyłaś mnie w żalu. - W jego tonie słychać było niepokój. - Ależ mówię jak najbardziej serio. W moim zawodzie nie mogę sobie pozwolić na nadwagę. Wyglądałabym idiotycznie. Wyobrażasz sobie stukilogramową redaktorkę naczelną najważniejszego w świecie pisma poświęconego 89 modzie? Natychmiast bym wyleciała z pracy. I to przez ciebie. - W porządku, wobec tego przestań jeść. Już nie będę cię dokarmiał, a jeżeli zobaczę, że coś wcinasz w trakcie lunchu, wezwę lekarza, żeby zaszył ci żołądek