Nie wiem czy Bóg istnieje, ale byłoby z korzyścią dla Jego reputacji, gdyby nie istniał" - Renard
Cholerną oślizgłą gąsienicą. - Nie cierpię paskudnych pełzających stworzeń z rogami na głowie - mruczał do siebie mój brat. Znany był z tego, że zawsze chciał wiedzieć, co jest w środku. - Ta kleista paskuda - ciągnął dalej - ma chyba zielone wnętrzności pod tą kolorową skórką. Nie wchodź mi w drogę, obrzydliwy mały smoku. Zbliżysz się do mnie i stracisz życie! 42 Przeprowadzka - Skończ z tymi głupimi gadkami - strofowałem go. - Spójrz na stół, który ci faceci wnoszą do willi. Chłopie, założę się, że pochodzi z jakiegoś europejskiego zamku. - Jeszcze jeden cal i spotka cię coś złego! - Wiesz? Ta dama musi być raczej przyjemną osobą. Ktoś, kto ma tak dobry gust, nie może być zły. - Jeszcze cal... i po tobie! - ostrzegał Bart gąsienicę. Wraz z zachodem słońca niebo zrobiło się czerwone, a szerokie pasma fioletu sprawiły, że zmierzch był jeszcze piękniejszy. - Bart, popatrz na niebo. Widziałeś kiedyś piękniejsze kolory? Według mnie barwy są jak muzyka. Jestem w stanie słyszeć ich śpiew. Gdyby Bóg sprawił, że stałbym się teraz ślepy i głuchy, wciąż słyszałbym muzykę kolorów i widziałbym je pomimo swej ślepoty. I tańczyłbym w ciemnościach, nie myśląc o tym, że niegdyś było jasno. - Pleciesz bzdury - skarcił mnie brat. Bez przerwy wpatrywał się w robaka, który coraz bardziej zbliżał się do jego buta. - Ślepota jest czarna jak smoła, nie ma żadnych kolorów, żadnej muzyki. Nie ma nic. Umarli nic nie widzą. - Ślepcy... ś-1-e-p-c-y, a nie umarli. I właśnie wtedy Bart rozgniótł trampkiem gąsienicę. Potem zeskoczył z drzewa i wytarł but o trawę. - Zrobiłeś naprawdę coś okropnego, Barcie Winslowie! Gąsienice przechodzą metamorfozę i stają się motylami. Ta, którą rozdeptałeś, przekształciłaby się w pięknego motyla. Nie zabiłeś więc smoka, ale najsłodszego kochanka róż, cudownego króla lub królową. - Głupia baletowa paplanina. - Taka była jego opinia, choć wyglądał na lekko przestraszonego. - Jakoś sobie odrobię tę stratę - mówił z zakłopotaniem i nerwowo rozglądał się wokoło. - Zastawię pułapkę, złapię żywcem jakąś gąsienicę i będę ją trzymał w domu, i będę czekał, póki nie zmieni się w motyla. Potem dopiero go wypuszczę. - Teraz tylko żartowałem sobie. Ale w przyszłości nie zabijaj owadów, które nie niszczą róż. 43 Yirginia C. Andrews - A jeżeli będą niszczyć róże, to czy mogę zabić je wszystkie? Zadziwiające, że Bart tak bardzo chciał zabijać robaki. Pewnego razu przyłapałem go na tym, jak wyrywał po kolei nogi pająkowi i dopiero po wyrwaniu ostatniej rozgniótł w palcach okaleczone stworzenie. Potem zainteresował się czarną krwią pająka. - Czy robaki czują ból? - zapytał. - Tak - odparłem. - Ale nie przejmuj się tym, wcześniej czy później ty również zaczniesz czuć ból. Więc nie płacz. To był jedynie kosmaty robal, a nie jakieś cudo. Chodźmy już do domu. Współczułem mu, wiedząc, jak bardzo jest mu ciężko z tego powodu, iż nie odczuwa bólu tak jak inni ludzie, choć w gruncie rzeczy powinien się z tego cieszyć. - NIE! Nie chcę iść do domu! Chcę wejść do tej willi. Dokładnie w tym samym momencie Emma zaczęła bić w gong, oznajmiając nam porę obiadu. Czym prędzej pognaliśmy do domu. Następnego dnia znów przesiadywaliśmy na murze. Przeprowadzka zakończyła się widocznie poprzedniej nocy, ponieważ na podjeździe nie było już żadnych ciężarówek. Ranek i przedpołudnie spędziłem na zajęciach baletu prowadzonych przez mamę. W tym czasie Bart siedział w domu, próbując jakoś się rozerwać. Uśmiechnął się na mój widok. - Gotowy? - spytałem. - Gotowy! - przytaknął. Zawczasu wszystko ustaliwszy, przedostaliśmy się na drugą stronę muru. Staliśmy na gruncie, po którym nie wolno nam było stąpać, lecz ziemię tę, słusznie czy też nie, uważaliśmy za swoją własność - jakkolwiek by było, my pierwsi tu byliśmy. Niczym dwa cienie prześlizgnęliśmy się przez ogród. Bart przyglądał się krzewom, które przycięto w kształty zwierząt! Cóż za dziwaczny pomysł! Stąpający dumnie kogut tuż za kurą siedzącą na gnieździe. Wariactwo, istne wariactwo. Kto by się 44 Przeprowadzka spodziewał, że tamten stary Meksykanin potrafi za pomocą sekatora stworzyć takie cuda? - Nie cierpię krzaków, które wyglądają jak zwierzęta - narzekał Bart. - Nie lubię zielonych oczu. Zielone oczy to złe oczy. Jory, te krzaki na nas patrzą! - Cicho, nie gadaj. Uważaj, jak stawiasz stopy. Idź po moich śladach. Obejrzałem się przez ramię i spostrzegłem, że niebo nabrało koloru ciemnej śliwki i było pokryte smugami karmazynu, który wyglądał jak świeża krew. Wkrótce miała zapaść noc, a światło księżyca nie zawsze było przyjaznym światłem. - Jory - usłyszałem szept Barta i poczułem, jak brat ciągnie mnie za koszulę - czy mama nie kazała nam wrócić przed zmrokiem? - Jeszcze nie jest ciemno - odrzekłem. Białe za dnia ściany budynku miały teraz przerażający czerwony odcień. - Nie lubię starych domów, które wyglądają jak nowe. To był cały mój brat i jego marudzenie. - Na pewno powinniśmy już wracać. Oparłem się jego szarpnięciom