Nie wiem czy Bóg istnieje, ale byłoby z korzyścią dla Jego reputacji, gdyby nie istniał" - Renard
- Tylko nie zgub się znowu. - Tak, to było niezapomniane przeżycie. Pełznąć na czworakach i nasłuchiwać głosów innych grotołazów... - uśmiechnęła się lekko. - Powinieneś był pozwolić mi wezwać ich przez radio. - Ja? To ty powiedziałaś, że nie chcesz, żeby Fish wyciągał cię z kolejnej dziury. Czy pomógł ci już kiedyś w podobnej sytuacji? - Można to i tak ująć. - W jej głosie pojawił się jakiś nowy ton, który wzbudził czujność Gabe'a. - A co można powiedzieć o obecnej sytuacji? - zapytał. - Że mój kompas znów nawala. Postukała tarczą kompasu o zegarek, uwalniając uparcie zacinającą się igłę. Gabe niechętnie zaakceptował zmianę tematu. Sięgnął do plecaka i wyjął swój kompas. - Zamieńmy się — zaproponował. - Twój jest pięć razy lepszy od mojego. - Więc będę musiał nie spuszczać cię z oka, żeby się nie zgubić - powiedział, podając jej kompas. - Tylko go pożyczam na Labirynt -zastrzegła. - Wzięłam ze sobą kilka zapasowych świetlówek. Użyjemy ich jako drogowskazów. 127 Sięgnęła do torby po notes, w którym razem naszkicowali plan Labiryntu. - Tu jesteśmy - wskazała falistą linię oznaczającą przejrzystą draperię. - Gdzie? Nie widzę. - Przesunął się tak, żeby móc jej patrzeć przez ramię. - Dobra. Już wiem. Stał tak blisko, że czuła jego oddech na policzku. Zadrżała, gdy otoczył ją ramionami i wyjął z jej dłoni notes i ołówek. Zaczął coś pisać, ale ona nie patrzyła na litery. Wiedziała, że powinna się odsunąć. Nic zrobiła tego. Pragnęła poddać się temu cudownemu ciepłu, które przejmowało jej ciało. Chyba oszalałam, myślała. Przez siedem lat nie pozwoliłam żadnemu mężczyźnie nawet się dotknąć. Gabe zabił we mnie tę potrzebę, wyjeżdżając. Przekonałam się o tym, próbując umawiać się z innymi. Kończyło się na chwilach przykrego powrotu do wspomnień. To dlatego Kati będzie jedynaczką przez resztę życia. Kiedy znów spojrzała na mapę, dostrzegła, że Gabe obok draperii dopisał nazwę: Miłość. - Nadanie nazwy jest prawem odkrywcy - rzekł spokojnie, widząc, że jej twarz nagle tężeje. - A sama mówiłaś, że to moja czołówka po raz pierwszy wydobyła tę formację z mroku. - Masz rację - odpowiedziała cicho. Wzięła głęboki oddech, chcąc odzyskać panowanie nad sobą. Z tym oddechem napłynęły do niej wspomnienia. Przez nieskończenie długą chwilę znajdowała się na pustyni, a Głosy były miłosnymi słowami Ga-be'a, które szeptał, kiedy po raz pierwszy się kochali. Ta chwila często wracała do niej w snach, ten niepowtarzalny moment, kiedy Gabe po raz pierwszy poruszył się w niej. - Joy?-Podtrzymał ją, bo się zachwiała. - Nic ci nie jest? Nie! Ja tylko zaczynam wariować! Nie stój tak blisko. Nie mogę przyjąć tego, co chcesz mi ofiarować, więc po prostu, do cholery, odsuń się! - Nic mi nie jest — odparła sucho, odsuwając jego ręce ze swoich ramion. A raczej nic by mi nie było, dodała w myślach, gdyby te cholerne wspomnienia przestały mnie dręczyć, przypominając o tym, co kiedyś czułam, a czego już nigdy nie zdołam poczuć. Sięgnęła po chemiczną świetlówkę i przekręciła ją energicznym ruchem. Niesamowite zielonkawe światło oblało jej dłonie. Wyjęła z torby sznurowadło i przywiązała rurkę do delikatnego czubka stalagmitu niemal tak wysokiego jak ona. Usiłowała sprawdzić odczyt na kompasie Gabe'a, ale ręce za bardzo jej drżały. 128 Bez słowa wyjął kompas z jej rąk i podał odczyt, a Joy zapisała go na mapie. Potem wspólnie zanurzyli się w Labirynt. Często przystawali, żeby zaznaczyć na mapie formacje skalne, sprawdzić odczyt kompasu albo z naturalnych charakterystycznych punktów zrobić oznaczenia drogi. Kiedy drugie „Heeej!" Fisha dobiegło ich z kompletnej ciemności Głosów, znacząc mijanie kolejnej godziny, Joy zatrzymała się. Choć oboje byli zmęczeni czołganiem się w korytarzach jaskini, nie odpoczywali długo. Przegryźli coś naprędce i zaspokoili pragnienie wodą z manierek. Nie wiedzieli, jak szeroki jest Labirynt, ile czasu zajmie im dotarcie do ściany komnaty i szukanie wzdłuż niej przejścia, które mogłoby prowadzić do innych komór. Gabe zarzucił plecak. - Gotowa? Joy mruknęła coś, przetrząsając torbę w poszukiwaniu landrynek. Natrafiła na kilka okrągłych, owiniętych w papierki przedmiotów. Nie pamiętała, żeby pakowała coś takiego. Wyciągnęła je i spojrzała. To były miętówki Gabe'a, te, które kazała mu schować, zanim mu je podkradnie. - Dziękuję - powiedziała, podnosząc na niego wzrok. - Cała przyjemność po mojej stronie - odparł gładko, choć wspominał, jak cudownie smakowały miętówki z jej języka. Rozwinęła cukierek i wcisnęła papierek głęboko do torby, żeby nie zaśmiecać dziewiczej jaskini. - Wypróbujmy ten kierunek - zdecydowała, ruszając przed siebie. Idąc ostrożnie po nierównym, śliskim podłożu i jak zwykle starając się omijać delikatniejsze formacje skalne, zanurzyli się w nieznane. Labirynt był jak baśniowy tor przeszkód zbudowany z draperii, połyskujących wapiennych stalaktytów, poszarpanych stalagmitów i kolumn, które powstały w miejscach, gdzie dekoracje sklepienia i podłoża spotykały się i łączyły ze sobą