Nie wiem czy Bóg istnieje, ale byłoby z korzyścią dla Jego reputacji, gdyby nie istniał" - Renard
Zwolniła, aby jej koledzy mogli ją dogonić. Tak, Ma'ar miał teraz wiele spraw na głowie. Nie będzie tracił czasu, aby ścigać ją czarami. Jej zadanie skończyło się. Ale odbijanie Laisfaar dopiero się zaczęło. Ona i inne gryfy poznają wynik bitwy, gdy wszystko się skończy. Jednak ich szansę były duże, tym razem mieli przewagę. Na razie to musi wystarczyć. ROZDZIAŁ DWUNASTY Zimowa Łania zatrzymała się przed namiotem Bursztynowego Żurawia, mrużąc oczy od słońca. Bursztynowy Żuraw położył rękę na jej ramieniu w geście pocieszenia i wsparcia. - Pamiętaj - powiedział - w tej chwili już nie mamy wpływu na los Szóstego. Zrobiłaś wszystko, co było w twojej mocy, aby przygotować gryfy do walki. A teraz musisz czekać na ich powrót, gotowa na wszystko. Niczego więcej nie można zrobić. Tylko bogowie potrafią więcej uczynić. - Wiem, to znaczy moja głowa o tym wie, ale... - zaczęła Zimowa Łania. - Zatem posłuchaj swojej głowy i przestań uważać, że musisz być nadczłowiekiem. - Poklepał ją po ramieniu, a potem wskazał na ścieżkę do lądowiska gryfów. - Myślę, że wkrótce powrócą. - Racja i dziękuję ci, Bursztynowy Żurawiu, za radę i za masaż - uśmiechnęła się Zimowa Łania, ale to był jeden z niewielu prawdziwych uśmiechów, jakie widział na jej twarzy. Zrobiła krok w dobrym kierunku. Odeszła, a Bursztynowy Żuraw spuścił klapę namiotu, gdy zniknęła mu z pola widzenia. Westchnął i wycofał się do zacisza swego prywatnego pokoju. Tam rzucił się na łóżko i wykonał kilka ćwiczeń mentalnych, które pozwoliły rozluźnić mu wszystkie mięśnie pleców i karku bez potrzeby masażu. Nie, żebym nie chciał nikogo kochać, ale po prostu nie mam teraz czasu, by zabiegać o czyjeś uczucia. Poza tym ciągle mam jeszcze na głowie moje małe "zwycięskie przyjęcie". Musiał jeszcze wykonać parę rzeczy, choć przeważająca część przygotowań spadła jak zawsze na barki odpowiedzialnego Gestena. Bursztynowy Żuraw poświęcił swój zapas żetonów na zakupy, ale to właśnie Gesten dokonał niemożliwego, kiedy doszło do samej uczty. Znalazł grupę żołnierzy rekonwalescentów, którzy w zamian za żetony zgodzili się pójść na polowanie i wędkowanie. I teraz na Skana czekał pierwszorzędny koziołek, na Zhaneel - cebrzyk pełen pstrągów, i, co najlepsze, stado tłustych przepiórek jako zakąska. Bursztynowy Żuraw nie pamiętał, kiedy ostatni raz w obozie widział przepiórkę i bez żenady zarekwirował jedną z nich dla siebie. Dla Gestena myśliwi zebrali kosz pełen mięsistych grzybów, które hertasi cenił najbardziej. Zapowiada się rzeczywiście prawdziwa uczta. Mile widziana odmiana po obozowym wikcie. Skan zawsze go zapewniał, że każde zwierzę inaczej smakuje, nawet dla mięsożernych, które nie przyprawiają swoich posiłków, i że on oraz inne gryfy znudziły się już smakiem zwierząt hodowlanych, tak jak każdy żołnierz racjami polowymi. Zanim jednak mógł zabrać się do przygotowań, musiał przyjąć Zimową Łanię na sesję terapeutyczną, ostatnią przed ucztą. Fizycznie i duchowo robiła postępy. Ale ponieważ nie było nikogo z Szóstego Dywizjonu, nie miała co robić, a to oznaczało, że zaczynała rozmyślać... Powinna mniej rozmyślać, a więcej działać. Był to jeden z jej wielu problemów: zbyt wiele rozmyślała i zdarzało się, że w obliczu wielu możliwości niezdecydowanie paraliżowało ją. Każdy, kto wydawał jej rozkazy, mógł ją zranić, ale i tak wolała wypełniać rozkazy innych, aby nie brać na siebie odpowiedzialności. Przynajmniej tak jej się wydawało. Bardzo rzadko robiła coś powodowana impulsem, nie mogła nawet przypomnieć sobie, kiedy ostatni raz tak postąpiła. Albo tylko tak mówiła. A w takim razie to, co odgadłem na temat jej wychowania, zgadza się w stu procentach. Zahamowania zawdzięczała też swemu kochankowi - lepiej powiedzieć "partnerowi do łóżka", ponieważ ich związek miał niewiele wspólnego z miłością - magowi z Szóstego Dywizjonu, Connowi Levasowi. Bursztynowy Żuraw nadal nie miał pojęcia, jak mogła się związać z tym egoistycznym draniem, tak jak i nie wiedział, dlaczego nosiła imię Kaled'a'in, skoro miała do czynienia z tym plemieniem tyle co lady Cinnabar. Z olbrzymim trudem wydobywał z niej informacje o przeszłości. Musiał zgadywać. I to wszystko. Wszystko, co Zimowa Łania pokazywała na zewnątrz, było iluzją, maską mającą powstrzymać obserwatora przed zadawaniem pytań. Nie była Kaled'a'in, ale wiedziała o nich tyle, żeby wybrać ich imię, ponieważ większość trondi'irn była Kaled'a'in. Przypadkowi znajomi nie pytali, dlaczego zajęła się gryfami. Bursztynowy Żuraw przypuszczał jednak, że w przeszłości musiało ją coś łączyć z Kaled'a'in. Miała rodziców, którzy wymagali od niej perfekcyjności i nie akceptowali niczego innego. Stąd wzięło się jej przekonanie, że musi być nadczłowiekiem. Miała nienaganne maniery. Zastanawiające, dlaczego udawała zwykłą trondi'irn. Kaled'a'in pomimo swych wielu zalet nie przywiązywali wagi do manier, które elita z ziemi Urtho traktowała jak coś naturalnego. Zimowa Łania starała się zachowywać tak jak Conn Levas oraz jemu podobni, ale była to tylko gra, która jej się nie udawała w chwilach zdenerwowania. Z jej ust niełatwo dobywały się obraźliwe słowa i bez względu na okoliczności nie potrafiła się zmusić, aby przeklinać. Krótko mówiąc, ilekroć nie myślała lub była zdenerwowana, zachowywała się nienagannie i postępowała jak dama. W obozie, gdzie nieczęsto można było znaleźć czas na gruntowną i regularną kąpiel, zawsze była schludna i czysta. W wojsku, gdzie nikt nie dbał o to, czy mundur jest trochę sfatygowany, jej wyglądał jak spod igły, zawsze wyprany i wyprasowany. Co więcej, miała maniery dobrze urodzonej. Chodziła wyprostowana, z dumnie podniesioną głową, jakby uczono ją tego od kolebki. Według Bursztynowego Żurawia oznaczało to tylko jedna rzecz. Choć nie była z ludu, udawała, że jest; była szlachcianką, być może nawet tak wysoko urodzoną jak Cinnabar. Pewnie dlatego unikała jej jak ognia. Gdyby lady przyjrzała się jej lepiej, być może przejrzałaby grę Zimowej Łani. Można przytyć lub schudnąć, zmienić twarz, sposób ubierania czy fryzurę, ale ukrycie swych manier czy przyzwyczajeń często okazuje się niemożliwe Swoją drogą Cinnabar to wcielenie dyskrecji. Być może już rozpoznała Zimową Łanię i milczy na jej temat. Jeżeli zdemaskowanie Zimowej Łani nie okaże się konieczne, Cinnabar zostawi przypuszczalnie wszystko tak, jak jest. Teraz gdy o tym pomyślał, uświadomił sobie, że od kiedy zaczął leczyć Zimową Łanię, lady Cinnabar przestała o niej mówić, mimo, że sama interweniowała w sprawie "incydentu z hertasi". Była tak samo jak wszyscy poirytowana rozkazami powtórzonymi przez Zimową Łanię. Jednak nie skomentowała ani słowem jej zachowania, chociaż inni o tym zawzięcie dyskutowali. Może Cinnabar ją rozpoznała, a może nie. W każdym razie lady była na tyle silnym empatą, aby sobie uświadomić, jak wiele z chłodu Zimowej Łani brało się z emocjonalnego okaleczenia i lęku