Nie wiem czy Bóg istnieje, ale byłoby z korzyścią dla Jego reputacji, gdyby nie istniał" - Renard

Przeszukamy kwadrat po kwadracie i znajdziemy sukinsynów. - Skąd zaczynamy? - Polecimy od przylądka Needles w kierunku zatoki Christ-church. Później, w razie potrzeby, przesuniemy się dalej na zachód. Namierzymy drani, zanim dotrą do lądu i naprowadzimy na nich piechociarzy. Słyszałeś rozkazy. - Jak najbardziej. - Drugi pilot zajął się opracowywaniem wzoru poszukiwań, korzystając z urządzeń nawigacji taktycznej. Półtorej godziny później stało się jasne, że szukają nie tam, gdzie trzeba. Zaskoczeni i źli piloci obu helikopterów skierowali maszyny w stronę Gosport. W baraku mieszczącym salę odpraw, na pilota pierwszego Sea Kinga czekali dwaj wysocy oficerowie policji. - A więc? - Przeszukaliśmy cały obszar między Needles a zatoką Poole... Niczego nie mogliśmy przeoczyć. - Pilot zaznaczył swój kurs na mapie. - Przy takiej pogodzie Zodiak może wyciągnąć ze dwadzieścia węzłów, nie więcej i tylko z bardzo doświadczoną załogą. Nie mieli prawie czasu umknąć. - Pilot wypił łyk gorącej herbaty i patrząc wciąż na mapę, pokręcił głową. - W żaden sposób nie mogliśmy ich przegapić! Przy dwóch maszynach w powietrzu? - A jeśli popłynęli na pełne morze, na południe? - Ale dokąd? Nawet jeśli mieli dość paliwa, by przeprawić się na drugą stronę kanału, tylko wariat próbowałby czegoś takiego. Na otwartym morzu fale dochodzą do sześciu metrów, a wiatr nadal przybiera na sile. To byłoby samobójstwo. - Cóż, wariatami to oni nie są, tego możemy być pewni. Czy nie jest możliwe, że jakoś wam się wymknęli i zdążyli wylądować? - Nie mieli szans. Nie. - W głosie lotnika dźwięczała absolutna pewność siebie. - W takim razie gdzie się, do diabła, podziali? - Przykro mi, sir, ale nie mam pojęcia. Może utonęli? - Wierzy pan w to? - Nie. Owens odwrócił się i spojrzał w okno. Pilot miał rację, sztorm przybierał na sile. Zadzwonił telefon. - Do pana. - Podoficer wręczył Owensowi słuchawkę. - Tu Owens. Tak? - Podczas rozmowy wyraz twarzy komendanta oscylował między smutkiem a wściekłością. - Dziękuję. Proszę nas informować. - Owens odłożył słuchawkę. - To ze szpitala. Zmarł kolejny ranny. Sierżant Highland przechodzi właśnie operację. Jedna z kul utkwiła mu w kręgosłupie. W sumie mamy już dziewięciu zabitych. Panowie, czy możecie nam coś doradzić? Cokolwiek. W tej sytuacji gotów jestem skorzystać z pomocy choćby cygańskiej wróżki. - Może za Needles skręcili na południe, potem na wschód i wylądowali na wyspie Wight? Owens pokręcił głową. - Mamy tam ludzi. Nikogo nie widzieli. - W takim razie może spotkali się z jakimś statkiem? Na kanale jest zwykle spory ruch. - Jak to sprawdzić? - Nie widzę takiego sposobu. W cieśninie Dover jest radar kontroli ruchu statków, ale tu nie. Nie możemy przecież wejść na pokład każdej jednostki, prawda? - A więc dobrze. Dziękuję, panowie, za wasz trud, zwłaszcza za szybkie przerzucenie lekarza. To była ładna akcja i ocaliła życie kilku ludziom. - Owens opuścił salę odpraw. Piloci pełni byli podziwu dla jego opanowania. Przed barakiem policjant uniósł wzrok ku ołowianemu niebu i klął bezgłośnie dziwkę-fortunę i swojego pecha. W sumie był zbyt zmęczony, by dać upust trawiącej go furii. Należał do ludzi, którym skrywanie uczuć przychodziło z łatwością. Zawsze powtarzał swoim podwładnym, że w policyjnej robocie nie ma miejsca na emocje. Oczywiście nie było to prawdą i jak wielu rasowych gliniarzy, Owens po prostu nauczył się osłaniać swój gniew maską obojętności. Za taką postawę płaciło się własnym zdrowiem. Lekarstwo na nadkwasotę, które Owens zawsze nosił w kieszeni płaszcza nie znalazło się tam przypadkowo. Jego żona nauczyła się znosić jego depresje, okresy ponurego milczenia, następujące po chwilach szczególnego napięcia. Sięgnął do kieszeni, w której powinny być papierosy, ale okazała się pusta. - Jak ci się udało rzucić palenie, Jimmy? - mruknął do siebie. Stał przez chwilę na pustym parkingu, jakby czekając aż zimny deszcz ostudzi jego wściekłość. Zyskał jednak tylko tyle że zaczął się trząść z zimna, a nie mógł sobie teraz pozwolić na przeziębienie. Musiał zrelacjonować przebieg wydarzeń szefowi, potem ministrowi spraw wewnętrznych. Ktoś, dzięki Bogu już nie on, będzie też musiał zawiadomić dwór. Dopiero teraz zaczynał dostrzegać ogrom swojej klęski. Przegrał. Przegrał z nimi dwukrotnie. Nie udało mu się zapobiec zamachowi na The Mali