Nie wiem czy Bóg istnieje, ale byłoby z korzyścią dla Jego reputacji, gdyby nie istniał" - Renard

Pewnie będą mieli mnóstwo do powiedzenia. Humph- ries żałował, że nie może ich uciszyć. Na wieki. Zanim spotkanie się skończyło, był w podłym nastroju, rozkojarzony i zmęczony. Podczas spotkania niczego nie osią- gnięto z wyjątkiem rutynowych decyzji, które równie dobrze mogły zostać podjęte przez stado pawianów. Humphries wywołał swoją asystentkę przez interkom. Poszedł do toalety, wyjął soczewki kontaktowe VR z oczu, umył twarz i przyczesał włosy; gdy wró- cił, stała już w drzwiach gabinetu, w garniturze o barwie chłod- nego, błękitnego pyłu, ozdobionego szafirami z asteroid. Nazywała się Dianę Verwoerd, jej ojciec był Holendrem, a matka Indonezyjką. Będąc nastolatką zarabiała na życie jako modelka w Amsterdamie i wtedy właśnie jej ciemna, gorącokrwi- sta aparycja przyciągnęła uwagę Humphriesa. Trochę koścista, pomyślał, ale opłacił jej studia prawnicze i obserwował, jak pnie się po korporacyjnej drabinie, nie zwracając uwagi na jego zalo- ty. Ta niezależność sprawiała, że zachwycała go jeszcze bardziej; ufał jej, polegał na jej opinii, a to było coś więcej niż w przypad- ku większości kobiet, które pakowały mu się do łóżka. Poza tym, rozmyślał, prędzej czy później ulegnie. Choć wie, że to będzie oznaczało koniec pracy w mojej firmie, którejś nocy wpełznie mi do łóżka. Tylko jeszcze nie wykryłem odpowiedniej motywacji. Nie chodzi o pieniądze czy status, tyle jeszcze o niej wiem. Może władza. Jeśli chodzi jej o władzę, może być niebezpieczna. Uśmiechnął się w duchu. Czasem zabawa z nitrogliceryną może być przyjemna. Zachowując te myśli dla siebie, Humphries podszedł do biurka i odezwał się bez wstępów: - Musimy się pozbyć szczurów skalnych. Jeśli ta deklaracja ją zaskoczyła, nie dała tego po sobie poznać. - Dlaczego mielibyśmy to robić? - Prosta ekonomia. Jest ich tam tylu, zagarniających kolej- ne asteroidy, że ceny metali i minerałów utrzymują się na niskim poziomie. Podaż i popyt. Niepotrzebnie zwiększają podaż. - Ceny są bardzo niskie, z wyjątkiem żywności - zgodziła się Verwoerd. - I nadal spadają - przypomniał Humphries. - Gdybyśmy jednak kontrolowali dopływ surowców... - Co oznacza kontrolę nad szczurami skalnymi. - Właśnie. - Moglibyśmy przestać ich zaopatrywać - zasugerowała Ver- woerd. Humphries machnął ręką. - To będą kupować od Astro, a tego bym nie chciał. Skinęła głową. - Sądzę, że naszym pierwszym krokiem powinno być zało- żenie bazy operacyjnej na Ceres. - Na Ceres? - Oficjalnie będzie to skład towarów dostarczanych szczu- rom skalnym - rzekł Humphries, rozsiadając się w swoim wygodnym fotelu. Gdyby sobie tego zażyczył, fotel wykonałby masaż ple- ców albo zaczął go ogrzewać. Ale w tej chwili Humphries nie miał ochoty na podobne luksusy. Verwoerd wyglądała, jakby zastanawiała się nad jego wypowiedzią. - A w rzeczywistości? - Będzie przykrywką dla umieszczenia tam naszych ludzi; baza, która pozwoli wykopać szczury skalne z Pasa. Verwoerd uśmiechnęła się chłodno. - Kiedy już otworzymy bazę, obniżymy ceny towarów sprze- dawanych poszukiwaczom i górnikom. - Obniżymy ceny? Po co? - Żeby kupowali od HSS, a nie od Astro. Żeby ich od nas uzależnić. Kiwając głową, Humphries rzekł: - Moglibyśmy też dać im bardziej korzystne warunki wy- najmu statków. Usiadła na jednym z wyściełanych krzeseł przed jego biur- kiem. Mimowolnie krzyżując długie nogi, rzekła: - A może obniżymy stopy odsetek kredytów? - Nie, nie. Nie chcę, żeby stali się właścicielami statków. Chcę, żeby je od nas wynajmowali. Chcę ich uzależnić od Hum- phries Space Systems. - Kontraktem z HSS? Humphries rozsiadł się wygodnie i zaplótł ręce za głową. - Otóż to. Chcę, żeby szczury skalne pracowały dla mnie. - Po takich cenach, jakie ustalisz. - Pozwolimy na spadek cen surowej rudy - marzył Humph- ries. - Będziemy zachęcać niezależnych do dostarczania jak największych ilości rudy, żeby ceny cały czas spadały. Prędzej czy później wypadną z gry. LO -1 zostaną tylko związani kontraktem z HSS - przytaknęła Verwoerd. - W ten sposób zdobędziemy kontrolę nad kosztami eks- ploracji i wydobycia - rzekł. - A na drugim końcu będziemy tak- że kontrolować ceny oczyszczonych metali i innych zasobów sprzedawanych Selene i Ziemi. - Ale poszczególne szczury skalne mogą same sprzedawać firmom na Ziemi, niezależnie - przypomniała. -1 co z tego? - warknął Humphries. - Będą podcinać własną gałąź, aż wypadną z gry. Aż zaczną podrzynać sobie gardła. - Podaż i popyt - mruknęła Verwoerd. - Tak. Kiedy już doprowadzimy do tego, że szczuiy skalne będą pracować wyłącznie dla nas, będziemy kontrolować podaż. Bez względu na popyt, będziemy mogli kontrolować ceny. 1 zyski. - Trochę okrężną drogą - uśmiechnęła się. - Rockefellerowi się udało. - Dopóki nie uchwalono ustawy antymonopolowej. - W Pasie nie ma żadnych ustaw antymonopolowych - rzekł Humphries. - Tam nie ma żadnych praw, jeśli już o tym mowa. Verwoerd zawahała się. - Wyeliminowanie wszystkich niezależnych zajmie trochę czasu. I nadal musimy mieć na względzie Astro. - Z Astro sobie poradzę w odpowiednim momencie. - I wtedy będziesz miał wyłączną kontrolę nad Pasem. - Co oznacza, że na dłuższą metę założenie bazy na Ceres nie będzie nas nic kosztować. To było stwierdzenie, nie pytanie. - Dział księgowości nie ująłby tego w ten sposób. Zaśmiał się. - Czemu więc tego nie zrobić? Założyć bazę na Ceres i kontrolować szczury skalne? Rzuciła mu długie, ostrożne spojrzenie, które mówiło: Wiem, że jest coś, o czym mi nie powiedziałeś. Coś ukrywasz, i chyba nawet wiem co. Na głos powiedziała jednak: - Możemy użyć tej bazy, żeby skoncentrować prace kon- serwacyjne. Skinął głową. - Dobry pomysł. - Zaproponujemy najlepsze warunki dla kontraktów na prace konserwacyjne. - Zmusimy szczury skalne do świadczenia usług konserwa- cyjnych dla HSS. - Uzależnimy ich od siebie. Znów się zaśmiał. - Dogmat Gillette. Wyglądała na zaskoczoną. - Daj im brzytwę - wyjaśnił. - Sprzedaj im ostre narzędzie. Dossier: Oscar Jiminez Nieślubny syn nieślubnego syna, Oscar Jiminez został schwy- tany przez policję podczas rutynowej obławy, jakie czasem urzą- dzali w slumsach Manili; miał wtedy siedem lat. Był mały jak na swój wiek, ale już został ekspertem w dziedzinie żebrania, kra- dzieży kieszonkowych i przekradania się przez elektroniczne za- bezpieczenia, które zatrzymałyby kogoś większego lub mniej zręcz- nego