Nie wiem czy Bóg istnieje, ale byłoby z korzyścią dla Jego reputacji, gdyby nie istniał" - Renard

A trzeci po prostu zniknął. Nikt nie wie, co się z nim stało, ale krąży plotka, że nie dało się wyleczyć jego rany i teraz bez przerwy zażywa laudanum na uśmierzenie bólu. - To prawda. Tiles zdobył sobie reputację doskonałego strzelca. - Słyszałem, że codziennie ćwiczy w strzelnicy Mantona, Nikt przy zdrowych zmysłach by go nie wyzywał. - No właśnie. Więc Norris też nie postąpiłby tak nierozsądnie. Hamilton zachmurzył się jeszcze bardziej. - Ale właśnie to zrobił. Baxter, to takie niepodobne do niego. Nigdy nie wpada w złość. To najłagodniejszy z ludzi, jakich znam. Jest moim najlepszym przyjacielem, a obawiam się, że podpisał na siebie wyrok śmierci. - Zmuście swojego maga, by odwołał rozkaz dany Norrisowi. - Nie możemy go znaleźć - odparł z rozpaczą Hamilton. - Nie wiemy, gdzie mieszka ani jak się z nim skomunikować. - A jak go poznaliście? - spytał Baxter marszcząc czoło. - Sam się do nas zgłosił. Zaproponował, że nauczy nas, jak wchodzić w bezpośredni kontakt z siłami nadprzyrodzonymi. To było bardzo interesujące i świetnie się bawiliśmy. Ale teraz coś poszło źle. - Rzeczywiście - powiedział cicho Baxter. - Sprawy wymknęły nam się z rąk. Boję się, że o świcie Norris da się zabić. - Mówimy o dzisiejszym świcie? - spytał przezornie Baxter. - Tak, pojedynek odbędzie się dziś rano. Wszystko to stało się tak szybko. - Zmuś Norrisa, by przeprosił Tilesa. Sądzę, że Tiles przyjmie przeprosiny. - Próbowałem przekonać Norrisa do złożenia wyrazów ubolewania, ale on nawet nie chce o tym słyszeć. Baxter, on nie jest sobą. Kilka minut temu tańczył z panną Ariel tak, jakby nie miał najmniejszych powodów do zmartwienia. A przecież o świcie stanie oko w oko z Tilesem. To jakieś szaleństwo. Baxter wpatrywał się w światła sali balowej. - Baxter! - szepnął groźnie Hamilton. - Słyszałeś, co mówiłem? Dziś o świcie Norris będzie ryzykował życie. Musimy go powstrzymać. - Kogo poprosił na sekundantów? - Powiedział, że skoro jestem jego najlepszym przyjacielem, więc muszę być jednym z nich. Kazał mi wybrać drugiego. Mówi, że sam nie będzie się tym kłopotał. - I wybrałeś już kogoś? - Nie. Na miłość boską, planowanie pojedynku to ostatnia rzecz, na jaką mam ochotę. Przyszedłem prosto do ciebie. Baxter, musisz mi pomóc. - To, że nie masz jeszcze drugiego sekundanta, ułatwia sprawę - powiedział spokojnie Baxter. - Ja nim będę. Hamilton był przerażony. - Ależ ja zamierzam nie dopuścić do tego pojedynku. - To może się nie udać. Mesmeryzm waszego maga okazał się całkiem skuteczny. - Więc co zrobimy? Nie możemy pozwolić, żeby Norris dał się zabić. - Może znajdzie się sposób na utrzymanie efektów tego eksperymentu pod kontrolą. O wpół do czwartej nad ranem rozległo się pukanie do frontowych drzwi. Charlotte siedziała sama w swoim gabinecie, bazgrząc jakieś notatki, by się uspokoić. Ariel jeszcze nie wróciła, a pani Witty spała jak suseł w swoim pokoju na górze. Charlotte nie mogła się zmusić do odpoczynku. Od powrotu z balu maskowego trapił ją jakiś niepokój. Nie wiedziała, czy bardziej ją martwi rozmowa z nieznajomym w czarnym dominie, czy też rozpacz malująca się na twarzy Hamiltona. Najpewniej była tak zdenerwowana z obu tych powodów. Słysząc kołatkę wstała i pobiegła do okna w holu. Zobaczyła rysującą się w ciemności postać Baxtera. Jednym szarpnięciem otworzyła drzwi i uśmiechnęła się drżącymi ustami. - Miałam nadzieję, że wstąpisz w drodze do domu. Koniecznie chciałam z tobą porozmawiać. - Nie wiedziałem, czy już nie śpisz. Charlotte odstąpiła o krok wpuszczając go do domu. Baxter bezmyślnie rzucił kapelusz na stolik. Charlotte wydał się dziwnie odległy, jakby zżerała go jakaś troska- Wiedziała, że całą swoją inteligencję skupił na rozwiązaniu tego nie znanego jej kłopotu, z jakim zwrócił się do niego Hamilton. - Stało się coś złego? - spytała zamykając drzwi. Baxter poszedł do gabinetu. - Dziś o świcie Norris ma spotkanie z jednym z najbardziej osławionych pojedynkowiczów. - Och, nie! - Pobiegła za nim. - Jak ten nieszczęsny Norris wpakował się w taką sytuację? Wydał mi się taki miły, przyjacielski i spokojny. Nie należy do ludzi, którzy wplątują się w pojedynki. - To prawda. - Baxter podszedł do stolika z koniakiem i podniósł karafkę. - Udzielono mu drobnej pomocy. - Co chcesz przez to powiedzieć? - Pamiętasz tego maga, który zabawiał Hamiltona i jego przyjaciół w „Zielonym Stoliku"? - Oczywiście. Co on ma z tym wspólnego? - Wygląda na to, że gdy wyszliśmy, za pomocą mesmeryzmu zmusił Norrisa do wyzwania na pojedynek człowieka o nazwisku Anthony Tiles. - Coś okropnego! - Hamilton i reszta nie potrafili powstrzymać Norrisa. Gdy już doszło do wyzwania, nie zdołali go zmusić, by przeprosił. Próbowali znaleźć maga i kazać mu przerwać trans, ale nie wiedzą, gdzie go szukać. - O mój Boże! - Charlotte osunęła się na fotel przed kominkiem. - Więc Hamilton poprosił cię o pomoc. - Tak. - Oczy Baxtera zabłysły na krótką chwilę ponad szklaneczką koniaku. - Doszedł do krańca swoich możliwości i nie wiedział, do kogo się zwrócić. Jeszcze nigdy do tej pory nie prosił mnie o pomoc. - I co zrobisz? Baxter wzruszył ramionami.' - Ułożyłem pewien plan. Jeżeli mi się powiedzie, zakończymy sprawę bez rozlewu krwi. - A jeżeli nie? - Wtedy ktoś zginie. - Twój plan się powiedzie - powiedziała Charlotte zaciskając ręce. - Dziękuję ci za zaufanie. Hamilton na pewno ma wielkie wątpliwości. - A co zaplanowałeś? Baxter cierpko się uśmiechnął. - Nic nadzwyczajnego ani podniecającego. Posłużyłem się moją znajomością chemii. - Więc jestem pewna, że to będzie nadzwyczajne i podniecające, wprost błyskotliwe. - Zamilkła na chwilę. - Chciałabym być przy tym i na własne oczy zobaczyć rezultat