Nie wiem czy Bóg istnieje, ale byłoby z korzyścią dla Jego reputacji, gdyby nie istniał" - Renard

Ró¿nica by³a jedynie taka, ¿e amerykañski wynalazek reaguje na trupi gaz piskiem, radzieckie ptaki zaœ milczeniem. A ko³o Bie³gorodskogo Szosse milcz¹ one na bardzo rozleg³ym terenie. Dla polskich badañ wygrodzono tam zaledwie maleñk¹ cz¹steczkê, tê, na której przed dwudziestu laty m³odociani numizmatycy, szukaj¹cy pod os³on¹ nocy swoich „skarbów”, znaleŸli równe rzêdy przestrzelonych czaszek w polskich po³ówkach. Potem jak opowiadaj¹ ci ongiœ m³odzi numizmatycy polano to miejsce czymœ ¿r¹cym i po dwudziestu latach udostêpniono dla poszukiwañ. Okaza³o siê jednak, ¿e nierówno rozprowadzony œrodek w niektórych miejscach wypali³ prawie wszystko, w innych prawie nic. Jedno jest pewne, ¿e gdy strona polska poprosi³a o zezwolenie na pobranie ziemi z piatichatskich do³ów dla celów pami¹tkowych, miejscowe w³adze, zgodnie z obowi¹zuj¹cymi tu rygorami sanitarnymi, przygotowa³y pryzmê ziemi specjalnie wypra¿onej. Polskie poszukiwania poprzedzaj¹ce budowê cmentarza wojennego musz¹ wyjœæ, i to znacznie, poza ogrodzony kawa³ek terenu. Gdyby istnia³ gdzieœ w podziemiach ponurego gmachu KGB przy ulicy Dzier¿yñskiego w Charkowie plan chowania przed pó³wieczem naszych oficerów, praca by³aby u³atwiona. Ale ich grzebano tutaj w takim poœpiechu, ¿e po raz pierwszy chyba w historii tej przera¿aj¹co precyzyjnej machiny królowa³ niew¹tpliwy, kosmiczny ba³agan. Albo mo¿e dzisiejsi humanitarni nastêpcy tamtych czekistów sprzed pó³ wieku utracili umiejêtnoœci „perswazyjne” i nie potrafi¹ od ¿yj¹cych jeszcze oprawców wydobyæ informacji, gdzie ofiary wrzucano do do³ów. Trzeba wiêc bêdzie szukaæ po omacku. Nawet najnowsza technika tu nic nie pomo¿e, bo ziemny radar (te¿ z importu), który Zak³ad Kryminalistyki Komendy G³ównej Policji przekaza³ do dyspozycji prokuratora Œnie¿ki, daje takie samo odbicie od piszczel¹, jak i korzenia drzewa. A poza tym jak tu zaprogramowaæ radar, aby odró¿nia³ koœci polskie od innych? A jakoœ odró¿niaæ trzeba, bo bez tego nale¿a³oby wytrzebiæ setki hektarów lasu i tyle¿ przeoraæ na g³êbokoœæ dwóch metrów, jako ¿e ca³y ten kompleks leœny stoi na czaszkach i piszczelach. Miejscowi raczej siê ekshumacji nie domagaj¹ (pokryæ rowami ekshumacyjnymi siódm¹ czêœæ ziemskiego globu?), my w naszych zawê¿onych poszukiwaniach bêdziemy siê ich domagali. I tu siê zaczyna kolizja interesów radzieckich i polskich. Oni woleliby swoich zamordowanych uczciæ odpowiednim monumentem, a ziemi raczej nie ruszaæ. Chcê wierzyæ w to, ¿e zarówno obecni przedstawiciele w³adz politycznych, jak i dzisiejsi kierownicy KGB, rzeczywiœcie wstydz¹ siê za zbrodnicze czyny swoich poprzedników. Ale niezale¿nie od wstydu to w³aœnie oni, a nie poprzednicy, musz¹ coœ z t¹ tragiczn¹ spuœcizn¹ zrobiæ. W by³ym ZSRR istnieje parê tysiêcy miast i miasteczek. W ka¿dym z nich funkcjonowa³o uprawlenije, a w okolicy „oœrodek wypoczynkowy” najpierw CzeKa, potem GPU, a na koñcu NKWD. Miñsk mia³ swoje Kuropaty, Smoleñsk Kozie Góry, Charków Dergacze czy te¿ Piatichatkê, a Twer Miednoje. Tyle na razie odkryto. Reszta czeka na swój czas. Pod ka¿d¹ z tych nazw kryje siê straszna liczba: piêædziesi¹t, sto, dwieœcie, piêæset tysiêcy ludzi. Republiki do niedawna radzieckie zmierzaj¹ ku Europie. Chc¹ siê otworzyæ. Dla kredytów i dla turystów. Pamiêtam jakim, szokiem w londyñskim biurze Inturistu by³ dla mnie widok piêknego, barwnego plakatu z napisem „Invite to Sibir”. Oni nie chc¹, aby tak jak Polakom, którym nazwa „Sybir” kojarzy siê nie odparcie z katorg¹ Anglikom napis Charków wi¹za³ siê z Piatichatk¹, Amerykaninowi zaœ Smoleñsk pokrywa³ z Katyniem. W tym widzê pierwszy powa¿ny próg, jaki bêdzie musia³a pokonaæ polska strona (a w jej imieniu Rada Ochrony Pamiêci Walki i Mêczeñstwa) na drodze do uzyskania zgody na poszerzenie terenu poszukiwañ pod Charkowem. Jest jeszcze próg drugi. Trudno sobie wyobraziæ, ¿e to mo¿liwe, a jednak istnieje on w œwiadomoœci nie tylko w³adz, ale przede wszystkim przeciêtnego obywatela radzieckiego czy raczej republikañskiego. Tym progiem jest powszechny tu brak poczucia winy. Przez czterdzieœci szeœæ powojennych lat nowej Europie uda³o siê wywo³aæ u Niemców kompleks winy. Mo¿e najmniej u „dobrych Niemców” w NRD, ale ci z Zachodu w przewa¿aj¹cej mierze ¿yj¹ z takim kompleksem do dzisiaj, choæ przecie¿ wielu z nich (a przede wszystkim m³odzie¿) ze zbrodniami hitlerowskimi nie mia³o nic wspólnego. Inaczej jest u naszego wschodniego s¹siada. Przefarbowana w³adza ró¿nych szczebli z ¿onglersk¹ zwinnoœci¹ przesiad³a siê w biegu na innego konia i o swoim wczorajszym wcieleniu mówi ju¿ „oni”. Podobny, aczkolwiek inaczej uzasadniony, brak poczucia winy istnieje w spo³eczeñstwie. Ono (choæ przecie¿ nie ca³e) by³o tak samo straszliwie doœwiadczane przez system stalinowski. Ale wschodni nasi s¹siedzi, wszystko jedno czy w wydaniu bia³oruskim, rosyjskim, czy ukraiñskim, od lat s¹ przyzwyczajeni do tego, ¿e wszelkie ruchy spo³eczne, walka o w³adzê, a tak¿e o jej utrzymanie, wi¹¿¹ siê z brodzeniem we krwi po kostki. I choæ nikt z nich mi tego nigdy nie powiedzia³ wprost, denerwuje ich to nasze trzêsienie siê nad piêtnastoma tysi¹cami oficerów. Im stalinizm w nieca³e czterdzieœci lat (1917 -1954) wytrzebi³ nie mniej ni¿ piêædziesi¹t milionów ludzi. Oni maj¹ inn¹ skalê, inne miary wartoœci i nie bardzo pojmuj¹ nasze dramaty. Czêsto, choæ nie powszechnie, nam wspó³czuj¹, ale poczucia wspó³winy brak. Najwiêcej zrozumienia znajdujemy u bardzo nielicznej (relatywnie) grupki odwa¿nych intelektualistów, których gromadzi pó³legalny i nadal niechêtnie tu widziany „Memoria³”. O ich bezcennej pomocy w naszych katyñsko-charkowsko-miednojskich poszukiwaniach prasa polska pisa³a ju¿ nieraz. Za ma³o w stosunku do tego, co zrobili, ale nie tak du¿o, by daæ podstawê do zajêcia siê nimi przez odpowiednie organa