Nie wiem czy Bóg istnieje, ale byłoby z korzyścią dla Jego reputacji, gdyby nie istniał" - Renard
- Wszystko w porządku, towarzyszko pierwszy oficer? - powitał ich Jourdain. - W zupełnym, towarzyszu komisarzu. Towarzyszka Haines wysłała już swą jednostkę kurierską z naszym meldunkiem. - Doskonale! - Jourdain aż zatarł ręce z zadowolenia. - W takim razie, towarzyszu komandorze, sądzę, że czas wrócić do poszukiwań. - Też tak sądzę, towarzyszu komisarzu - zgodził się z uśmiechem Caslet. Kiedy Jourdain zjawił się na okręcie, Caslet gotów był założyć się o pięcioletnią pensję, że nigdy nie będzie z niego większego pożytku niż z wrzodu na dupie. Teraz wiedział, że los sprzyjał jego załodze. I dlatego uśmiechnął się szczerze do komisarza, nim polecił oficerowi astronawigacyjnemu: - No dobra, Simon: ruszamy! *** Harold Sukowski opadł na krzesło stojące przy łóżku Chris Hurlman i uśmiechnął się do leżącej. Było to znacznie łatwiejsze niż jeszcze niedawno, bowiem Chris już nie przypominała rozwścieczonego zwierzęcia. Doktor Jankowska opiekowała się nią starannie, ale jak dotąd ograniczyła się do leczenia fizycznych urazów i wycieńczenia. To, że była kobietą z doświadczeniem w podobnych wypadkach, z pewnością okazywało się pomocne, ale Sukowski podejrzewał, że jeszcze ważniejsze było poczucie bezpieczeństwa, które Chris miała pierwszy raz od ataku na Bonaventure. Co więcej, ludzie, wśród których przebywała, szczerze życzyli jej i jej kapitanowi jak najlepiej. Pierwsze dwa dni upłynęły na czekaniu - spędzał przy jej łóżku każdą wolną chwilę, ale ona tylko leżała bez ruchu, wpatrując się w sufit. Histeria zaczęła się trzeciego dnia i na szczęście nie trwała długo. Teraz miała dobre i złe dni, ale tych pierwszych było już więcej. Dziś też miała dobry dzień, bo zdołała odpowiedzieć mu cieniem uśmiechu. Pogładził ją zachęcająco po dłoni, świadom wysiłku, jakiego musiała dokonać. - Wygląda na to, że ktoś tu wykonał kawał dobrej roboty - zauważył, siląc się na beztroski ton. - Tak - odparła chrapliwie i cicho, a Sukowski nie wierzył własnym uszom: było to jej pierwsze słowo od chwili znalezienia się w niewoli piratów. - Może powinnam była posłuchać rozkazu. I po jej policzku spłynęła łza. - Pewnie że powinnaś - powiedział miękko i delikatnie wytarł tę łzę - ale gdybyś to zrobiła, byłbym martwy. Więc postanowiłem nic nikomu nie mówić o buncie. - Jejku, ale łaska - oceniła i roześmiała się w sposób świadczący, że łzy są zaledwie o krok. Uspokoiła się jednak szybko, oblizała wargi i zapytała spokojniej: - Skończymy w obozie jenieckim? - Nie. Obiecali, że odstawią nas do ambasady, gdy tylko będą mogli. Chris obróciła głowę na poduszce i wytrzeszczyła z niedowierzaniem oczy. Sukowski wzruszył ramionami i wyjaśnił niechętnie: - Nikt tego głośno nie powiedział, ale są tu, by zwalczać nasze statki, a dzięki temu, więźniów będą mieli naprawdę dużo i w końcu będą musieli się do tego przyznać. Zasady wymiany więźniów cywilnych są proste i obie strony podpisały i ratyfikowały stosowne akta. - O ile będą brać załogi do niewoli - powiedziała cicho. - Nie lubiłem i nie lubię Ludowej Republiki, ale ci tutaj wydają się uczciwi. Zaopiekowali się nami, a teraz polują na resztę tej bandy bydlaków, jak zrobiłby każdy szanujący się okręt wojenny. Widziałem nagranie z innego frachtowca, który ci nasi zdobyli, i chyba wiem, dlaczego nawet Ludowa Marynarka zdecydowała się ich dorwać... Ich postępowanie sugeruje, że mają zamiar trzymać się cywilizowanych zasad prowadzenia wojny. Przynajmniej w stosunku do cywilów. - Może... - mruknęła powątpiewająco. Trudno było mieć do niej pretensje, że po tym co przeszła, spodziewa się najgorszego, ale Sukowski był przekonany, że źle oceniła Casleta i Jourdaina. - Myślę... - zaczął i urwał, bo jego głos zagłuszyło wycie alarmu bojowego. *** - Mów, Shannon! - polecił w końcu Caslet, obserwując na ekranie rozwój wydarzeń. A rozwój ów był jednoznaczny i nieciekawy. Przypominający wieloryba frachtowiec leciał kursem zbieżnym z kursem Vaubona, a goniły go trzy mniejsze jednostki przywodzące na myśl barrakudy. Wszystkie jednostki znajdowały się w zasięgu radarów, albo raczej byłyby w nim, gdyby krążownik mógł je uaktywnić, nie zdradzając się przy tej okazji. Natomiast sygnatury napędów były wyraźnie widoczne, a projekcje kursów mogły oznaczać tylko jedno. - Jeszcze mo... - Shannon Foraker umilkła w pół słowa, dostrajając coś delikatnymi muśnięciami palców, po czym wyprostowała się. - To nasi milusińscy, skipper - oznajmiła. - Dwa nieco mniejsze od tego, który załatwiliśmy, jeden trochę większy... może naszej wielkości. Trudno to określić z takiej odległości bez użycia aktywnych sensorów, ale radary pasują. To oni, a ich manewry nie pozostawiają cienia wątpliwości, że to piraci. Jest tylko jeden drobiazg, sir... to frachtowiec zarejestrowany w Królestwie Manticore. - O, cholera! - jęknęła Allison tak cicho, że jedynie Caslet ją usłyszał. Sytuacja była paskudna - nie dość, że trzy do jednego, to jeszcze musieli sobie wybrać akurat taką ofiarę! Caslet spojrzał na podchodzącego Jourdaina. Miał równie poważną minę jak on sam, a gdy znalazł się tuż obok, spytał szeptem: - I co teraz? - Nie wiem - przyznał szczerze Caslet, obserwując daremnie próbujący uciekać frachtowiec. Piraci tworzyli półsferę z jego lewoburtowej ćwiartki rufowej, ale zbliżali się szybko - za dwanaście minut znajdą się w zasięgu rakiet, a frachtowiec po prostu nie mógł im uciec w żaden sposób. Caslet sprawdził kilka możliwości na ekranie taktycznym fotela i zmarszczył brwi. Przy utrzymaniu dotychczasowych kursów piraci przechwycą ofiarę mniej niż o milion kilometrów przed dziobem krążownika, czyli znacznie za blisko. Co gorsza, w związku z tym, jak zbiegały się ich kursy, i faktem, że będą musieli ostro wytracać prędkość, by móc dostać się na pokład frachtowca, będą poruszali się ledwie o kilkaset kilometrów na sekundę szybciej od Vaubona w chwili spotkania, co przedłuży czas walki i może jeszcze pogorszyć sytuację. - Oświetlili nas radarem? - spytał. - Nie, skipper. Koncentrują się na frachtowcu - poinformowała go z odcieniem pogardy w głosie Foraker. - Naturalnie muszą nas widzieć na odczytach grawitacyjnych, więc po prostu uznali, że nie ma po co bliżej się nam przyglądać. Skoro my ich mamy na pasywnych, to oni nas też, a ponieważ wyglądamy jak zwykły frachtowiec, nie interesują się nami. Mogą mieć nawet nadzieję, że ich jeszcze nie zauważyliśmy, i dlatego nie użyli radaru. Caslet pokiwał głową i skupił się na ekranie