Nie wiem czy Bóg istnieje, ale byłoby z korzyścią dla Jego reputacji, gdyby nie istniał" - Renard
- Powiemy Barronowi, czego się dowiedzieliśmy? - zapytał Bob. - Z pewnością wtajemniczymy panią Ernestynę - odparł Jupe. - Jest przecież naszą klientką. Potrafi rozmawiać z mężem. My nie zdołamy go przekonać. - Co dalej? - zapytał Bob. - Poszukamy drugiego telefonu polowego? Gdybyśmy znali kryjówkę, moglibyśmy się dowiedzieć, kto go używa. - To strata czasu - uznał Pete. - Posiadłość jest ogromna. Szukalibyśmy igły w stogu siana. - Nie sądzę, żeby trzeba było przeszukać całe ranczo - odparł Jupe, skubiąc w zamyśleniu dolną wargę. - Tajemniczy szpieg na pewno umieścił telefon polowy tak, by mógł... lub mogła... z niego korzystać, nie rzucając się w oczy innym mieszkańcom farmy. W budynku łatwiej znaleźć dobrą skrytkę. - Na ranczu jest mnóstwo pomieszczeń - przypomniał z ponurą miną Pete. - Nie zapominaj, że ludzie kręcą się tu jak mrówki w ukropie. Nie ma chwili spokoju. Trzasnęły wejściowe drzwi wiejskiego domu. Elsie Spratt zeszła po kuchennych schodach. Niosła na ramieniu niebieską sukienkę. Uśmiechnęła się na widok chłopców i wskazała ręką jedną z chat stojących przy alei. - Idę do pani Mirandy - oznajmiła. - Pomoże mi skrócić spódnicę. Mam nadzieję, że zdążę ubrać się w nowy ciuch, nim nastąpi koniec świata. W lodówce zostawiłam mleko i ciasteczka na wypadek, gdybyście zgłodnieli. Chłopcy podziękowali uprzejmie. Gdy Elsie zniknęła w domu Mirandy, Pete uśmiechnął się szeroko do kolegów. - Założę się, że dom jest zupełnie pusty - oznajmił. - Elsie poszła skrócić sukienkę, pozostali mieszkańcy są w pracy. Może się trochę rozejrzymy? - Zgoda, ale nie sądzę, żeby ktoś tu ukrył telefon polowy. Za duże ryzyko - stwierdził Bob. - Pokaż, jak mieszkasz, a powiem ci, kim jesteś -- rzucił sentencjonalnie Jupe. - Jedna z rezydujących tu osób szpieguje dla szajki Ferrante’a! Bierzmy się do roboty! ROZDZIAŁ 13 Wiadomość z kosmosu Chłopcy w pośpiechu rozglądali się po pustym domu, nasłuchując pilnie w obawie, że ktoś nadejdzie i zaskoczy ich podczas myszkowania w cudzych pokojach. U Hanka Detweilera znaleźli kilka pucharów i nagród zdobytych podczas zawodów rodeo w konkurencji chwytania cieląt. Między nimi poniewierał się dowód rejestracyjny półciężarówki marki Ford. Nic nie wskazywało na to, by zarządca pisał listy lub otrzymywał korespondencję. - Samotnik - podsumował Jupe. - Dobra materialne oraz wspomnienia niewiele znaczą dla tego faceta. Cały jego dobytek zmieści się w plecaku. - Z tego wniosek, że Hank nie połaszczyłby się na cudze złoto, prawda? - dodał Pete. - Nie przesądzajmy faktów - odparł Jupe, wzruszając ramionami. - Może Detweiler to skąpiec i dusigrosz, a może naprawdę lubi spartańskie życie. Chłopcy przeszli do pokoju Johna Alemana. Ujrzeli tam mnóstwo półek wypełnionych książkami. Była to niemal wyłącznie literatura fachowa dotycząca systemów hydraulicznych, elektryczności, urządzeń pneumatycznych oraz metod projektowania. Pod łóżkiem Pete znalazł pudło wypełnione tanimi książkami z dziedziny szeroko pojętej fantastyki naukowej. - Ma tu “Wszystko już było” Korsakova - oznajmił Pete, kartkując zniszczony tomik. - To autor książki, o której wspomniała pani Barron. - Chodzi ci o “Światy równoległe”? - wtrącił Jupiter. - Tak, masz rację. - Niezła biblioteczka - oznajmił Bob, grzebiąc w książkach. Wyjął z pudła kilka tomów i głośno odczytał tytuły: - “Kosmos przeludniony”, “Czarne dziury i znikające cywilizacje”... Sporo tego nazbierał. - Nie przypuszczałem, że w przestrzeni kosmicznej zrobiło się tak tłoczno - mruknął Pete. - A ja nie sądziłem, że na starej Ziemi tylu jest pisarzy, którzy mieli okazję przekonać się o tym na własne oczy - stwierdził Bob. - Czy zainteresowania Alemana to ważny trop? Sądzicie, że facet czyta relacje dotyczące kosmitów, żeby łatwiej manipulować Barronami? To chyba nie ma sensu - ciągnął Bob. - Gdyby ci farbowani żołnierze naprawdę chcieli obrabować Barrona, znaleźliby inny sposób. Przecież tylko pani Ernestyna ma bzika na punkcie kosmitów. Dlaczego oszustom tak zależy, by jej mąż uwierzył w latające talerze? - Na pewno rozumieją, że Barron nie da sobie mydlić oczu - zastanawiał się głośno Jupe. - Zainscenizowali start latającego spodka bardzo przekonująco. Barron ujrzał odlot kosmitów na własne oczy. - Jupe, a może pan Charles ma rację, wierząc w ich istnienie - wtrącił Pete tknięty nagłym niepokojem. - A jeśli to my jesteśmy w błędzie? Może widzieliśmy prawdziwy statek kosmiczny? - Wykluczone - odparł Jupe. - Gdyby pojazd był autentyczny, jak moglibyśmy wytłumaczyć obecność tych oszustów blokujących drogę? - Sam nie wiem, co o tym myśleć - mruknął Pete. - Nic już nie rozumiem. Po co mieliby inscenizować przybycie kosmitów? Co by im to dało? Dostęp do złota pana Barrona? Jak wieść o przybyciu kosmitów miałaby ułatwić im znalezienie skarbu? - Gdyby przyszło ci opuścić Ziemię i polecieć na inną planetę - tłumaczył Jupe - co byś zabrał ze sobą? - Aha! - rozpromienił się nagle Pete. - Teraz rozumiem! Wziąłbym przedmioty, które mają dla mnie największą wartość. Chwileczkę! Nikt jeszcze nie zaprosił Barrona na pokład statku kosmicznego. Nie było mowy o zabieraniu kosztowności. - Wszystko w swoim czasie. Najpierw muszą go zmiękczyć - wtrącił Bob. Włożył książki do pudła i wsunął je pod łóżko