ďťż

Nie wiem czy Bóg istnieje, ale byłoby z korzyścią dla Jego reputacji, gdyby nie istniał" - Renard

Tymczasem zlazł też Sigurd, a Gareth zeskoczył z cembrowiny i ... no właśnie. Rzuciły się natychmiast w jego kierunku małe wężyki, też zresztą metalowe, wyłażące zdaje się bez końca. No i zaczęło się. Gareth skoczył w kierunku pobliskich schodów, ja utłukłam trzy atakujące mnie stworzenia. Jedno nawet spróbowało mnie ukąsić. Sigurd walczył swoim toporem, choć broń była zbyt wolna, jak na tak zwinnego wroga. Porem stało się coś dziwnego. Próbując osłonić krasnoluda zamachnęłam się mieczem i ... wypuściłam go z dłoni! Na Paranę! Wokół mnie zaroiły się wężyki. Ledwo podniosłam miecz i wzięłam kolejny zamach, znowu wypuściłam go z dłoni. Poczułam niepokój - obydwaj moi towarzysze byli już na schodach, ja się jeszcze zbieram. Gareth miał zdaje się ochotę złapać mnie od tyłu, ale nie udało mu się. Rozumiem jego troskę. Zabawny jest, ale to w sumie sympatyczne, że się tak o mnie troszczy. O pegazach też zdaje się nie słyszał. Och. No dobra. Czyli jesteśmy na schodach. Zdaje się, że obydwu moich przyjaciół zdołały ukąsić węże. To zawsze niepokojące - wiadomo jak trujące może być ukąszenie nawet małego gada - więc spoglądam na nich co jakiś czas. Wydają się na szczęście czuć zupełnie dobrze. Dochodzimy teraz do korytarza, po którego obu stronach ustawione są kamienne posągi, oczywiście przedstawiające węże. Sigurd oczywiście przepchnął się przodem i podszedł do jednego z nich. Zajrzał mu w oczy. Nie powiem, że nie byłam trochę zaskoczona rezultatem. Krasnolud osunął się martwo na podłogę. Natychmiast podbiegliśmy do niego. By nieprzytomny, a jego serce zachowywało się bardzo dziwnie. Drugi był Gareth - też postąpił kilka kroków i padł. Sytuacja się powtórzyła - po paru minutach obydwaj na szczęście odzyskali przytomność. To ubrany we frędzlowate ubranie blondyn wpadł na to, że to nie jest, ani efekt działania posągów, ani miejsca, tylko trucizny owych małych wężyków. W sumie zrobiło się spore zamieszanie. Na szczęście po tym jednorazowym ataku wszystko wróciło do normy. Tak, tak. Oczywiście poszliśmy dalej. Następne drzwi znowu były otwarte, zresztą zabezpieczono je w ten sam sposób co i poprzednie. Naszym oczom ukazała się wielka sala, otoczona posągami. Jej podłogę stanowiła jakby mozaika z wielkich ośmiokątów, na których leżały cztery popalone ciała. To byli ci, których mieliśmy odnaleĽć. Zaczęły się narady, co robić. To znaczy zbyt długo nie rozmawialiśmy, bo Sigurd wyciągnął kryształ otrzymany od Mildira (fajnie było zobaczyć minę Garetha w chwili, gdy dowiedział się, że ładujemy się w to wszystko tylko z powodu zakładu. Ha! Ha! Myślałam, że padnę.) i ruszył w kierunku najbliższego ciała. To chyba był jakiś kapłan, bo jego zwęglone palce ciągle zaciskały się na świętym symbolu spoczywającym na piersi. Efekt akcji naszego krasnoluda był porażający - na oko ze cztery wężowe głowy plunęły ogniem na ośmiokąty podłogi, a tam gdzie trafiły, pojawiły się potężne kolumny ognia. Uff ... Dzięki ci Parano, minęły tego narwanego brodacza. Patrzyłam, jak dotyka czoła zabitego kryształem. Dopiero po chwili zaczął się problem. Po pierwsze - musiał jakoś iść dalej, a to ... zrobiło się jakby trochę mniej zachęcające, a po drugie ... właśnie podniosła się na nogi jedna z postaci. Wyglądała dziwnie - miała szatę i długą laskę. Wszyscy wzięli ją najpierw za co najmniej umrzyka. Była chyba jednak całkiem żywa. Oczywiście do czasu. Wystarczył jeden krok i ... Mężczyzna nie zdołał uskoczyć unikając słupa płomieni. Te objęły go potężnym uściskiem i utworzyły na moment niemal żywą pochodnię. To były tylko sekundy. Człowiek padł. Nikt nie mógł tego przeżyć ... Zrobiło się nagle bardzo cicho i bardzo smutno. Zdałam sobie sprawę z odpowiedzialności jaka na mnie spoczywa. Życie ludzkie jest tak kruche, tak łatwo jest zgasić jego płomień, a ja zdawałam się być niestety - nie ukrywajmy tego - najlepiej przygotowana do biegania po tych mrocznych korytarzach. Czy to przeznaczenie mnie tu przywiodło? Nagle poczułam czyjąś dojmującą, obejmującą mnie obecność. I wtedy usłyszałam głos. Głos dziecka: "W głębinie utraconego domu Pręty czasy wiją się Są początkiem i końcem Są powietrzem i skałą Są tym co jest, są tym czego brak Są tym czego szukasz WejdĽ do domu i zerwij więzy Pokoje czekają, aby cię ugościć Ugościć cię tak, jak na to zasługujesz Spójrz w siebie, a niemożliwe stanie się rzeczywistym Znajdziesz drzwi prowadzące w przeznaczenie ..