Nie wiem czy Bóg istnieje, ale byłoby z korzyścią dla Jego reputacji, gdyby nie istniał" - Renard

W prawdziwość wiadomości o „szczęśliwym odwrocie wojsk niemieckich" nikt w Warthegau naturalnie n^e wierzył. 5 Za kuligami ,,Mustergau" 65 W nocy z dnia 29 na 30 kwietnia 1944 r. lotnictwo niemieckie przeprowadzało ćwiczenia, do których użyło świec oświetlających. Wśród okolicznej ludności wywołało to panikę, gdyż sądziła ona, że ma do czynienia z nalotem nieprzyjacielskim. O ćwiczeniach nie uprzedzono nawet Straży Krajowej ani miejscowej policji. Władze miejskie w Lesznie zapytują się, dlaczego Luftwaffe jakimś osobno, na parę godzin przed terminem ćwiczeń wydanym komunikatem nic zaoszczędziła ludności tak silnego wstrząsu nerwowego. Zbliżał się koniec maja, a inwazji jak nie było tak nie było. Nastrój pesymizmu pogłębił się, zwłaszcza w kołach inteligencji. Komunikaty o nasileniu bombardowań w Rzeszy spotęgowały uczucie niemocy i beznadziejności. Bolesna świadomość obecnej niemieckiej bierności znajdywała często wyraz w takich zdaniach: ,,wróg robi z nami, co mu się żywnie podoba", ,,nieprzyjaciel całkowicie panuje w powietrzu". Pełni frasunku Niemcy pytają się, jak długo jeszcze będzie mógł naród niemiecki znosić duchowe i fizyczne brzemię terroru lotniczego. Szkody, zadawane przemysłowi zbrojeniowemu, są na pewno nierównie większe od tych, jakie podaje propaganda niemiecka. Nieprzyjaciel systematycznie wypycha Niemców z powietrza. Wygląda na to, że my nie jesteśmy już absolutnie zdolni do własnych operacji: inicjatywę dzialań przejął bezapelacyjnie nieprzyjaciel. Wszędzie dominuje obawa co do najbliższej przyszłości. Oto głosy Niemców: „Nie można już tego wytrzymać. Naprawdę boję się tego, co jeszcze nastąpi. Jest jakby cisza przed burzą". „Z każdym dniem czuję się tutaj gorzej, tu trzeba się liczyć i z Polakami, i z Rosjanami, i z nalotami. Wolałbym już być przynajmniej ze swoimi rodzicami w Rzeszy." 66 „Jeśli nie nastąpi cud, nie bardzo wiem, w jaki sposób odniesiemy zwycięstwo." Konkretnych rozwiązań, jak osiągnąć zwycięstwo na polu militarnym, nikt nie jest w stanie podać. Natomiast wielokrotnie spotyka się u ludzi desperacką nadzieję, że jakaś nieprzewidziana zmiana, jak np. wewnętrzne załamanie się Anglii, może przyczynić się do odniesienia zwycięstwa. Stosunkowa jeszcze najspokojniej zachowuje się niemiecka ludność wiejska. Ona po prostu czeka mówiąc: „Najlepiej niczego nie czytać i niczego nie słuchać. Trzeba wierzyć w zwycięstwo i nie myśleć w ogóle o tym; w jaki sposób ono się dokona." Albo: „Musimy zwyciężyć, inaczej wszystko jest stracone. O tym «jak», nie należy w ogóle myśleć". Zmalały nadzieje na to, że inwazja przyniesie oczekiwaną decydującą zmianę: „Nasza propagandia okłamywała nas zarówno uprzedzając o inwazji, jak i pocieszając nas odwetem". Silne naloty dowodzą, że nieprzyjaciel usiłuje wykończyć Niemców masowym bombardowaniem z zachodu i gwałtownym parciem sił lądowych od wschodu. Niemcy staną się stopniowo celem generalnego ataku z wszystkich stron. Trwożliwe nastroje dają się zauważyć szczególnie wśród ludności, ściągniętej z Rzeszy. Na froncie włoskim Niemcy ponoszą ustawiczne straty terenowe. Należy się obawiać jeszcze większych strat i dalszego odwrotu wojsk niemieckich. Nie widać niczego, co by podnosiło na duchu. INWAZJA Pierwsza wiadomość o rozpoczęciu mierzonych inwazji usunęła w cień -dzają agenci hitlerowscy — wszelkie przez Sprzy-- jak stwier-inne sprawy. 67 Wyczuwało się ogólne odprężenie, zniknęła niepewność i zwątpienie, trzymające nerwy w ciągłym napięciu, rozwiała się zmora. Otępiałość i rezygnacja ustąpiły miejsca radosnemu podnieceniu i niecierpliwemu oczekiwaniu na dalsze wiadomości z nowego teatru wojennego, z którym wiązano nadzieję odmiany losów wojny. Polaków ogarnęła w owych przełomowych chwilach spontaniczna radość, ale oczywiście płynęła ona z innych, wprost przeciwnych źródeł. Paradoks wojny sprawiał, że najeźdźców i ludność pobitą opanowały niemal jednakie uczucia. I Niemcy, i Polacy w podnieceniu wypowiadali te same prawie słowa: ,,Bogu dzięki! teraz sprawy potoczą się na całego!", ,,rozpoczął się nowy okres wojny", ,,teraz możemy mieć pewność..." Dla Niemców najważniejsze było to, że inwazja dawała im nadzieję na rychły koniec tzw. terroru bombowego. Inwazję powszechnie uznano za wstęp do posunięć militarnych o rozstrzygającym znaczeniu. Zaufanie do skuteczności i potęgi obrony niemieckiej na zachodzie, nagle odrodzone, skłaniało Niemców miejscowych do optymistycznego patrzenia w przyszłość. Pierwsze wiadomości frontowe wzmacniały wrażenie, że obrona niemiecka działa znakomicie. Nie wątpiono już o powodzeniu obrony, przeciwnie, z satysfakcją mówiono, że nieprzyjaciel wreszcie dostanie za swoje: ,,Cieszymy się z tego, iż lądowanie odbywa się z tak dużymi siłami, bo leży to całkowicie w plamach naszego dowództwa" — mówili między sobą miejscowi Niemcy. Uważa się za rzecz samo przez się zrozumiałą, że nieprzyjaciel nie został odparty już w pierwszym ataku, bo Niemcy sposobią się do zadania druzgocącego ciosu większości jego zgromadzonych sił, a jednocześnie do zaatakowania z powietrza jego linii zaopatrzenia 68 i jego baz wyjściowych: „Jeżeli tylko uda nam się zachować żelazne nerwy i dopuścić do lądowania Anglosasów z jak największymi siłami, zniszczymy ich błyskawicznie najnowszą bronią. Gdybyśmy zaś odparli natychmiast ich pierwsze uderzenie, wówczas nie doszłoby do rozstrzygających posunięć wojennych, a bombowce nieprzyjacielskie jak pustoszą obecnie, tak nadal by pustoszyły nasz kraj". Duży optymizm wynikał z przekonania, że po odparciu inwazji nastąpi niemieckie lądowanie w Anglii i że osłabionemu przeciwnikowi zada się tam śmiertelny cios. „Skoro Anglik wypompuje się ze swoich sił, przyjdzie kolej na nas. Nasza broń na zachodzie nie jest wcale bronią defensywną, a nasze wojska, to nie wojska zdolne jedynie do odpierania nieprzyjacielskich ataków. Gdy na jakiś czas okażemy cierpliwość, sposobność do naszego rozstrzygającego uderzenia nadarzy się rychło." „Tak więc długo oczekiwana militarna aktywność wstrząsnęła całą ludnością tutejszą i dodała jej nowych sił do wytrwania. Z wszystkich grup i środowisk dochodziły głosy wyrażające gotowość, bojową i spotęgowaną nienawiść do nieprzyjaciela. Wzmocniło się na nowo zaufanie do naszego dowództwa. Utrata Rzymu, co tymczasem nastąpiło, nabrała nowego znaczenia w świetle inwazji, okazała się wydarzeniem o małej wadze. Jest widoczne, że dowództwo działa naprawdę z rozmysłem i planowo." V/ tych słowach gestapo poznańskie dokonywało podsumowania swych spostrzeżeń dotyczących nastrojów ludności w pierwszych dniach inwazji. Wnioski te jednak okazały się przesadne. Bo oto żywiołowy zapał, jaki rzekomo ogarnął szerokie rzesze społeczeństwa niemieckiego w Warthegau, zaczął stopniowo chłodnąć. Teraz do głosu zaczęła dochodzić raczej posiawa wyczekiwania