Nie wiem czy Bóg istnieje, ale byłoby z korzyścią dla Jego reputacji, gdyby nie istniał" - Renard
Opuszczona, przestała nawet pracować. To dziwne zachowanie się polskiej arystokratki nie spodobało się "uczciwym" władzom sowieckim, zabrano więc ją z domu, podstępnie zamknięto gdzieś daleko, a potem wywieziono i wszelki ślad po niej zaginął. Matka była tak słaba i nieszczęśliwa, że nie miała nawet siły oprzeć się sowieckim zbójom. Wzięta nagle, nie zdążyła się z nami pożegnać. Po pewnym czasie dowiedzieliśmy się o jej zgonie. My, polskie sieroty, straciliśmy rodziców w czterdziestym pierwszym roku. Musieliśmy się uczyć żyć na własną rękę. Każdy chce żyć. Naukowcy stwierdzili, że embrion, usuwany z łona matki, broni się, wierci, boi się rozstania z nią. Starzec, znękany chorobami i przeciwnościami losu, czeka nadejścia zbawiennej śmierci, lecz gdy słyszy szelest jej skrzydeł, wyciąga ręce ku uciekającemu życiu. Wesz czy pluskwa też nie chcą umierać. Na ilość i rozmaitość tych owadów nie mogę narzekać. Na obszarach ludzkich ciał tworzyły sobie skupiska. Rozrastały się w kolonie, a gdy brakło miejsca na skórze, bo nawet alejki w owłosieniu były zajęte, wszy drążyły korytarze pod skórą, żywiąc się naszą krwią. Niszczyły nasze organizmy, roznosząc zarazki chorób. Gdzie nie spojrzeć, tam wszy: w odzieży, w siennikach. Brak higieny i środków bakteriobójczych, osłabienie wywoływały epidemie tyfusu. Ludzie padali jak muchy. Robotnicy po pracy zajmowali się kopaniem grobów. Zimą ciała wyrzucano po prostu w śnieg. Dopiero wiosną, gdy widać było brudne nogi, zbijano z desek nie heblowanych korytka i zmarłych chowano. Rozsiane po posiółku mogiły stanowiły smutną dekorację naszego życia. I nas tyfus nie ominął. Wiosną czterdziestego pierwszego roku mnie i brata rozbolały głowy. Na skórze pojawiły się grudki. Słabliśmy z godziny na godzinę. Nieprzytomnych, otulonych wysoką gorączką, zabrano nas do baraku przeznaczonego na szpital. Dołączyła siostra Zosia. Początkowo opieka była nie najgorsza. Rosyjskie pielęgniarki, miłe dla pacjentów, nie szczędziły sił i rąk do pracy. Chorych wciąż przybywało. Konających zrzucano z barłogu na podłogę, by ich miejsca zająć mogli nowi pacjenci. Brakowało leków. Niespodziewany atak Niemców na ZSRR wywołał panikę wśród mieszkańców. W myśl komunistycznego hasła: "Wszystko dla frontu", szpital nagle opustoszał, bo cała obsługa sanitarna, z felczerem na czele, poszła na ochotnika na wojnę. Ludzie, pozbawieni opieki, umierali w straszliwych męczarniach i samotności. Epidemia rozrastała się do niesamowitych rozmiarów. Kobiety, przeważnie starsze, postanowiły działać. Znały tajniki medycyny ludowej. Z ziół, uzbieranych na polanach, przyrządzały wstrętny, lecz skuteczny wywar, którym poiły leżących. Resztkami sił i własnymi pomysłami silniejszych pacjentów przywracały do życia. Pamiętam starą babkę Bojkową, Polkę, która padała ze zmęczenia, by nas ratować. Nigdy nie spotkałem tak czułej i oddanej pielęgniarki. Matka też pomagała. Pluskwa także chce żyć. Odporna na niskie temperatury i głód, może nawet pół roku przebywać w anabiozie między życiem a śmiercią. Wysuszona i cienka jak listeczek siedzi w szczelinach między balami lub w meblach, lecz gdy poczuje woń ludzkiego potu, spada, nie wiadomo skąd, na ciało człowieka i wysysa krew. Wówczas wielkością i kształtem przypomina dużą jagodę. Wystarczy ją lekko dotknąć, a już pęka, rozsypując się i napełniając powietrze mdłym smrodem. Pluskwy, podobnie jak wszy, mnożą się szybko, ale trudniej je wytępić, bo atakują znienacka. Na ciele pokąsanych przez te małe szkodniki, tworzą się ropne ogniska. Komary i muszki stanowią również niemiłą plagę. Niedostrzegalne gołym okiem kąsają boleśnie. Ileż to razy, pogryziony przez te maleńkie pasożyty, musiałem moczyć się w rzece, by choć na chwilę złagodzić objawy okrutnego świądu. Zmęczony, zbolały kładłem się spać, a w szmatach, zwanych szumnie pościelą, czyhała na mnie kolejna inwazja wszy i pluskiew. Głód boli. Strasznie boli. Uczucie powszechnie zwane głodem niczym nie przypomina prawdziwego. Pierwszy etap to nieprzyjemne ssanie w żołądku, uczucie łaknienia. Jadłbyś wszystko, co leży na stole. Po pewnym czasie spada waga ciała. Nie czujesz już łaknienia, obojętniejesz, słabniesz. Już nie zjadłbyś wiele. Wycieńczony czujesz, że puchną ci ręce, nogi, brzuch. Biegunki jeszcze bardziej osłabiają organizm. Jeśli głód trwa dłużej, spustoszenie czyni tak zwana cynga. Dziąsła puchną i krwawią, zęby można wyjmować palcami, a owrzodzenia zmieniają barwy i kształty. Rozsiewa się słodka gnilna woń ropy. Gdy przyjechaliśmy na Syberię, władze cywilne i wojskowe wprowadziły jako taki ład i porządek. Regularne dostawy żywności i leków pozwalały przeżyć od rana do wieczora