Nie wiem czy Bóg istnieje, ale byłoby z korzyścią dla Jego reputacji, gdyby nie istniał" - Renard
– Natalio, nie odpychaj nieszczęśliwej... Natalio! Czyż my sobie będziemy obce? Jenerałowa jeszcze się odezwać nie mogła. Przerażona potoczyła wzrokiem dokoła, nie było nikogo prócz zdumionych ubogich, przypatrujących się scenie dla nich niezrozumiałej. – Chodź ze mną! – odezwała się półgłosem. – Tu nie miejsce. Postąpiła krokiem; żebraczka posłuszna puściła jej suknię, cofnęła się, otarła oczy, ujęła swój kij upadły na ziemię i z wolna za nią się powlokła. We drzwiach obejrzała się jeszcze generałowa, dając jej znak oczyma, aby szła za nią. Biegła prędko zrazu, ale wypadłszy w ulicę, gdy ją owiało powietrze, musiała się wstrzymać trochę, aby go do piersi ściśniętych zaczerpnąć. Żebraczka stała w pewnym oddaleniu za nią. Po chwili spoczynku generałowa, zasłoniwszy twarz zupełnie, otuliwszy się okryciem, skierowała się na Podwale. Kilka razy oglądała się nieznacznie, aby zobaczyć, czy żebraczka idzie za nią – widziała ją idącą zawsze w tym samym oddaleniu. Tak doszły obie do bramy jednego domu, w której nie było nikogo. U schodów stanęła generałowa, ledwie się na nogach mogąc utrzymać, i czekała. Żebraczka weszła. – Różo – zawołała do niej szybko, zebrawszy się na męstwo generałowa – stój tu i czekaj, aż przyślę po ciebie. Nie mogę przyjąć cię w moim domu... Mąż mój by cię zobaczył... on nic nie wie – nie mogę, tu mieszka przyjaciółka lat dziecinnych... muszę jej powiedzieć, poprosić, oznajmić... przyślę po ciebie... Zatrzymaj się chwilę... Odwróciła się, wymówiwszy te wyrazy szybko. Żebraczka wysłuchała ich niema i padła na pierwszym stopniu, głowę złożywszy na wyższym, znużona i osłabła. Dzwonek dał się słyszeć na pierwszym piętrze, otwarły się drzwi; kobieta średnich lat, niegdyś piękna, której płeć zjadły jakieś kosmetyki, żółta, blada, ale twarzy ożywionej i wesołej, ubrana na wpół dziwacznie bardzo, sama wyjrzała i zobaczywszy nadchodzącą, krzyknęła. – A! to ty! sługi nie mam! wystaw sobie, próbuję tego nieszczęsnego stroju, który ma być wschodni! Znajdujesz mnie jak by gotującą się na maskaradę... Gdy to mówiła, mała, może dwunastoletnia dzie – weczka, jak anioł śliczna, z rozpuszczonymi włosami blond na białe ramiona, z okrzykiem przypadła do Natalii. Pokój, którego drzwi się otwarły, przedstawiał obraz przedziwnego nieładu. Po krzesłach i kanapach leżały różnokolorowe jakieś części ubrania. Na stole mnóstwo rysunków i książek. Wśród nich na drewnianej głowie przepyszna peruka upudrowana zdawała się do włożenia przygotowaną. Kobieta, która drzwi otwarła z (wesołą twarzą uśmiechem i szczebiotaniem, dziewczę, które z radością wybiegło naprzeciw generałowej, na widok jej twarzy stanęły osłupiałe i przelękłe. Zmienioną była, jak trup bladą i oczy miała obłąkane. – Moja najdroższa! – zawołała szybko. – Ratuj mnie!... Potrzebuję z tobą dwa słowa pomówić sam na sam... Prędzej... ginę! Gospodyni gwałtownie pochwyciła, całując, dzieweczkę i popchnęła ją do drugiego pokoju, drzwi zamykając za nią; a sama przypadła z załamanymi rękoma do generałowej. – Co ci jest? Ten przeklęty mąż znowu! – A, nie! Dola, dola moja – odparła kobieta, padając na krzesło i głowę kładąc na stole – dola mnie prześladuje! Przeszłość mnie goni! Droga moja, zlituj się, pozwól... ja muszę tu u ciebie widzieć się i pomówić z siostrą. Zobaczysz ją! to widmo straszne! tę żebraczkę na pół może pijaną! – załamała ręce. – Gdzie ona jest? gdzie? – Czeka u schodów... Gospodyni, nie pytając już o nic więcej, narzuciła ogromny płaszcz na siebie i zbiegła co prędzej. Na widok odartej żebraczki, ną pół leżącej na schodach, stanęła – męstwo ją odstąpiło. Cześnikówna podniosła głowę, słysząc nadchodzącą, i zaczęła szukać upuszczonego kija. – Chodź pani za mną! – zawołała głosem zmienionym gospodyni. – A, śliczna mi pani! – rozśmiała się uspokojona już na chwilę żebraczka, opamiętywując się, gdzie była. – Dajże mi jejmość rękę... bo nogi jak połamane... Mimo wstrętu wyciągnęła rękę gospodyni, a żebraczka poczęła się ciągnąć z wolna, trzymając poręczy. Tak się dowlókłszy do drzwi, Róża postawiła swój kij w sieniach, owinęła się chustką i z wolna wsunęła, oczyma wodząc po pokoju. Zobaczywszy generałową, stanęła naprzeciw niej w milczeniu. Gospodyni łatwo było się domyśleć, że przytomność jej była tu zupełnie zbyteczną; spojrzała na przyjaciółkę, skinęła, wskazując że będzie obok, i wyszła. We drzwiach już litość ją wzięła nad nieszczęśliwą, której podsunęła krzesło, zrzuciwszy z niego strój jakiś. – Siadaj pani – rzekła. – Co? ja? na krzesełku? A to bym wam obrzydziła je na wieki – odparła, śmiejąc się gorzko, kobieta. – Stać nie ustoję, ale siąść nie siądę, chyba na podłodze. Obejrzała się wkoło, zsunęła powoli na ziemię i westchnęła, sparłszy na łokciu. Zostały sam na sam z generałową, która mierzyła siostrę oczyma długo, aby rozpoznać, czy była przytomną. Ślady odbiegłego szału widoczne były wprawdzie na zwiędłej twarzy żebraczki, lecz w tej chwili patrzyła spokojniej i nic nie zdradzało obłąkania. Z czerwoności pijaczej na licu zostały tylko dwie wypalone plamy ceglaste. Usta popękane, zbladłe, drżały chorobliwie. Dwie siostry mierzyły się oczyma. Siedząca na ziemi poczynała się uśmiechać