Nie wiem czy Bóg istnieje, ale byłoby z korzyścią dla Jego reputacji, gdyby nie istniał" - Renard
Obejrzał się przez ramię. Kiedy zaczęli zbiegać po schodkach, było ich około setki, teraz przy drzwiach znajdowali się tylko Filipów, Razów, Lambert, porucznik i trzech rannych żołnierzy. Prawie nikt więcej nie przeżył. Razów wszedł do jasno oświetlonej sali, mijając Filipowa i jednego z rannych, którzy stanęli po obu stronach drzwi. Greg spojrzał ponad ramieniem niższego od siebie Pawła i zobaczył długi stół konferencyjny oraz starszych mężczyzn - generałów, admirałów, którzy cofnęli się pod ściany, gdyż drzwi podziurawione były zbłąkanymi kulami. Oczy wszystkich zwróciły się na Razowa, ale on patrzył na dwa urządzenia znajdujące się na końcu stołu, wyglądające trochę jak pękate komputery typu laptop. Siedziało przy nich dwóch młodszych oficerów. - Wychodzić! - krzyknął po rosyjsku Razów i przejechał lufą po generałach. To STAWKA! - pomyślał Lambert. Filipów i jego żołnierze zaczęli wyprowadzać dowódców do sąsiedniej sali. Greg uważnie im się przyjrzał, kiedy go mijali. Tymczasem pojawiło się kilku spadochroniarzy, którzy przeżyli walkę. Paweł ruszył korytarzem, wołając po rosyjsku do otwartych drzwi pomieszczeń: - Generał Razów przejął dowództwo! Natychmiast wracać do swoich obowiązków! Generał Razów przejął dowództwo! Natychmiast wracać do swoich obowiązków! - Kiedy przybyli komandosi, wydał im jakieś polecenie, pokazując palcem przed siebie, i żołnierze odbiegli. - Panie Lambert! - rozległo się zza pleców Grega wołanie po angielsku. Odwrócił się i zobaczył, że Razów otwiera grubą księgę, leżącą na stole, koło siedzących ciągle dwóch oficerów. Nie podnosząc wzroku, generał powiedział: - Niech pan natychmiast dzwoni do swojego prezydenta! - Wskazał na rząd telefonów, stojących na stolikach wzdłuż ściany sali. - Wychodzi się stąd przez „dziewięć”. Lambert podniósł jedną ze słuchawek i wcisnął cyfrę dziewięć. Wyciągnął z kieszeni portfel i wstukał numer, który AT&T zarezerwowało specjalnie na tę jedną rozmowę. Po serii krótkich odgłosów odezwała się telefonistka: - „Nocna Wachta”. - To było takie proste! - Mówi Greg Lambert. Proszę mnie połączyć z panem prezydentem. - W tym momencie Greg zdał sobie sprawę, że te dwa „komputery” na stole to były nadajniki, wysyłające rozkazy do całego systemu rosyjskiej broni jądrowej. Księga, którą szybko kartkował Razów, musiała zostać wyjęta z jednej z walizeczek. - Constanzo. Greg, gdzie ty byłeś, do jasnej cholery?! Lambert odpowiedział mu możliwie najkrócej, nie spuszczając oczu z generała. - Co on w tej chwili robi? - spytał prezydent. - On... nie wiem - odparł Greg, a Razów tymczasem przeglądał w największym pośpiechu księgę, strona po stronie. Lambert opuścił słuchawkę i odezwał się głośno: - Panie generale, mam prezydenta! Razów nie odrywał oczu od książki, przebiegając palcami po stronach i mrucząc do siebie pod nosem. - Co on robi, do cholery?! - powtórzył pytanie Constanzo. - Panie generale? - zapytał Greg. - Co pan robi?! Razów nie odpowiedział, więc Lambert podniósł słuchawkę z powrotem. - Stoi za... nadajnikami systemu broni jądrowej i przegląda jakąś księgę. Generale Razów!!! - krzyknął Greg. Siedzący za stołem oficerowie wybałuszyli oczy i spojrzeli po sobie, nie mogąc wyjść ze zdumienia. Lambert rzucił do słuchawki: - Chwileczkę, sir. - Położył ją obok widełek i podszedł do Razowa. - Mam na linii prezydenta. Co się, u licha, dzieje? Generał cały czas powtarzał pod nosem: MSGRMG. Greg popatrzył na księgę. Palec Razowa przebiegał kolumny na pozór przypadkowych rosyjskich liter i cyfr. Kody rozkazów! - zrozumiał Lambert. - Proszę mi odpowiedzieć, do diabła! Co pan wyprawia?! - zażądał stanowczo Greg. Generał przerwał na chwilę mamrotanie i rzekł po rosyjsku: - Niech mi pan zaufa, panie Lambert. - Jego palec natychmiast ruszył znowu w dół, a potem przeniósł się na następną stronę, sunąc po dwunastosymbolowych kodach. Greg wrócił do telefonu. - Mówi, żeby mu zaufać. Przegląda coś, chyba księgę z kodami rozkazów. - Włączcie nadajniki! - polecił Razów. Dwaj oficerowie otworzyli czarne walizeczki. - Kazał włączyć nadajniki systemu nuklearnego! - poinformował prezydenta Lambert. - Jezu Chryste! - odezwał się ktoś w tle. Prawdopodobnie Constanzo znajdował się w sali konferencyjnej samolotu, a głos, zdaje się, należał do sekretarza obrony. Razów szukał dalej. Nagle palec generała zatrzymał się. Jego usta poruszyły się, wypowiadając litery kodu. Odczytał go jeszcze raz. - Jest! Wprowadzić następujący kod - rozkazał. - Wprowadza kod, sir. Razów wprowadza kod! - Litera M - zaczął generał. Każdy z oficerów nacisnął klawisz. - Wprowadza kod, sir! - Lambert! - krzyknął Constanzo. - Powstrzymaj go. Powstrzymaj go, Greg! - S - odczytał Razów i oficerowie wstukali następną literę. Lambert odłożył słuchawkę na bok i podniósł karabin, przełączając na ogień automatyczny. Dwaj oficerowie popatrzyli na niego w przerażeniu. - G - powiedział generał, nie podnosząc wzroku. - G - powtórzył, kiedy mężczyźni nie zareagowali. Teraz każdy z nich niepewnie nacisnął klawisz. - Generale Razów - upomniał go głośno Greg. - Proszę odsunąć się od stołu! - Celował w niego. - Szybciej, szybciej! - ponaglił generał, nie podnosząc oczu. - Zero! - Razów!!! - wrzasnął Lambert, unosząc broń do ramienia i nakierowując muszkę na głowę generała. - Cholera, Greg, nie pozwól mu wprowadzić tego kodu...! - doleciał jego uszu cichutki krzyk z telefonu. Oficerowie wpisali cyfrę. Ile to było symboli? - próbował sobie przypomnieć Lambert. - Sześć! - odczytał generał, ciągle nachylony nad księgą. Greg pociągnął za spust; karabin uderzył go boleśnie w ramię, a z gipsowej ściany poleciały na głowy trzech mężczyzn odłamki gruzu. Oficerowie skulili się, patrząc z przestrachem na Lamberta. Razów nie odrywał palca od księgi, ale tym razem podniósł wzrok. - Zero - kontynuował spokojnie generał. Kiedy dwaj mężczyźni zawahali się, wpatrzeni w karabin Grega, Razów powtórzył: - Szybciej! Zero! - Nie ruszaj się, Greg! - odezwał się ktoś z tyłu, a oficerowie uderzyli w klawisze. Kątem oka Lambert zobaczył Filipowa, mierzącego w jego głowę z karabinu