Nie wiem czy Bóg istnieje, ale byłoby z korzyścią dla Jego reputacji, gdyby nie istniał" - Renard
- Zostało mi już tylko sześć rakiet. - Nie poddamy się teraz - oświadczył Luke. - Nie, chodziło mi tylko o to, że powinniśmy uciekać, a nie walczyć - odparł Lando. - Dobrze chociaż, że silniki są w idealnym stanie. "Sokół" nie był tak dobrze utrzymany od czasu, kiedy j a byłem jego właścicielem. - Jak szybko możemy się stąd wydostać? - zapytał Luke. Po podłączeniu się do komputerowego gniazda obok fotela drugiego pilota, Artoo zaczął świergotać i piszczeć. Luke skierował spojrzenie w dół, na pulpit, i zobaczył na panelu nawigacyjnego komputera kilka rzędów migających czerwonych lampek. - Oho - powiedział. - Co on mówi? - zainteresował się Lando. Na chwilę oderwał spojrzenie od dziobowego iluminatora, przez który było widać roje statków, i popatrzył na małego robota astronawigacyjnego. - Czy stało się coś złego? - Komputer nawigacyjny nie działa - odparł Luke. - No to napraw go! Luke już biegł korytarzem. Pokonał jakiś zakręt, po czym wyszarpnął płytę umożliwiającą dostęp do obwodów nawigacyjnego komputera "Sokoła". Kiedy zajrzał do środka, poczuł, że jego serce pogrąża się w czarnej dziurze, głębokiej jak sama Otchłań. - Wyciągnęli moduł koordynacyjny! - krzyknął. - W ogóle go nie ma! - I co teraz zrobimy? W odpowiedzi na konwencjonalne rakiety udarowe Calrissiana piloci myśliwców z bazy na księżycu Kessel utworzyli zwarte bojowe szyki i zaczęli zasypywać frachtowiec nawałnicą laserowego ognia. Luke musiał osłonić oczy, by nie oślepiły go jaskrawe błyski chybionych strzałów albo smug, których tory zostały odchylone przez pola deflektorów. - Nie wiem, ale lepiej zróbmy to jak najszybciej - odparł Luke. - Oni są także z Nowej Republiki! - pienił się rozwścieczony Moruth Doole, podskakując i tupiąc nogami. - Wrócą tam i o wszystkim zameldują! Chcąc wykazać, że panuje nad sobą, wygładził zmięty jaskrawożółty szal, ale nie na wiele to się zdało. Chciał pochwycić zbiegów i zgnieść jak dwa robaki, które mógłby później spożyć. Szpiedzy i zdrajcy! Oszukali go, wywiedli w pole, wyśmiewali się z niego! - Wysłać w pościg za nimi każdy statek, jaki mamy! - wrzeszczał do mikrofonu nadajnika przekazującego jego rozkazy do wszystkich załóg. W jakiś sposób zdołał zorganizować stanowisko dowodzenia na terenie księżycowej bazy. - Otoczyć ich, zgnieść, rozszarpać na kawałki! Nie obchodzi mnie, za jaką cenę! - Wysyłanie wszystkich statków za nimi może nie być najlepszym rozwiązaniem - odezwał się kapitan jakiegoś statku. - Piloci nie umieją latać w szyku i pozabijają się, kiedy ich statki wpadną na siebie. Części mechanicznego oka Doole'a leżały w kilku miejscach na konsolecie, ale Rybet nie widział na tyle dobrze, by samemu złożyć je w całość. Spoglądając tylko jednym, a i to na wpół ślepym okiem, nie potrafił rozpoznać najemnika, który ośmielił się mieć inne zdanie. - Nie dbam o to! - krzyknął. - Nie chcę stracić ich tak samo, jak przedtem straciłem Hana Solo! Uderzył miękką pięścią w konsoletę, aż podskoczyły wszystkie części jego mechanicznego oka. Największy obiektyw potoczył się po pulpicie, a potem ześlizgnął się z krawędzi i roztrzaskał na podłodze. "Sokół" leciał prosto ku Otchłani, z każdą chwilą coraz bardziej oddalając się od Kessel. - Nic nam się nie stanie - odezwał się Luke. - Posłużę się Mocą, żeby znaleźć bezpieczny szlak, którym przedostaniemy się na drugą stronę. - Jeżeli jakiś istnieje - mruknął Lando. Na czoło Luke'a wystąpiły krople potu. - A mamy jakieś inne wyjście? Nie możemy się nigdzie indziej ukryć, nie umkniemy załogom tych wszystkich statków, a nie mając nawigacyjnego komputera, nie dokonamy skoku w nadprzestrzeń. - Niesamowicie bogaty wybór - stwierdził Lando. Wielkie statki osiągnęły w końcu pełną gotowość bojową i włączyły się do akcji. Strzelały teraz z jonowych dział tak potężnych, że ich wiązki energii mogłyby oczyścić szlak wiodący nawet samym środkiem roju asteroid. Dwie ogromne fregaty klasy Lancer utkały przed dziobem "Sokoła" śmiercionośną sieć, strzelając ze wszystkich dwudziestu poczwórnych laserowych działek. Fregaty nie były jednak zwrotne i frachtowiec bez trudu zwiększał odległość dzielącą go od napastników. Jakimś cudem kapitanowie innych dużych statków przewidzieli, że uciekinierzy będą chcieli lecieć ku gromadzie czarnych dziur, i ich statki zaczęły się gromadzić przed dziobem "Sokoła", mimo że Lando starał się wyciągnąć całą moc z silników. - No, jeszcze trochę, jeszcze! - zachęcał je Calrissian. -Stać was przecież na trochę większą prędkość. Niewielki patrolowiec, zaprojektowany kiedyś jako szybki i zwrotny statek do zwalczania piratów i przemytników, przemknął obok "Sokoła" i zajął miejsce w szeregu statków blokujących drogę. W bezmiarze trójwymiarowej przestrzeni Lando zdołał jednak prześlizgnąć się między nimi, nie bacząc, że wokół frachtowca rozbłysły liczne błyskawice laserowych strzałów. - Wskaźniki energii pól ochronnych zaczynają zbliżać się do czerwonych kresek - oświadczył. Trzy lekkie krążowniki klasy Karrak uformowały przed "Sokołem" trójzębne kleszcze, nieruchomiejąc na prawo, lewo i powyżej przewidywanej trajektorii lotu frachtowca. Były to statki o rozmiarach pośrednich między fregatami klasy Lancer a wielkimi pancernikami w rodzaju tych, które wchodziły w skład zaginionej Ciemnej Flotylli Bela Iblisa. Za rufą "Sokoła" pojawił się przywodzący na myśl wyszczerbione jajo krążownik szturmowy klasy Loronar, największy statek obronnej floty Kessel, widocznie zaślepiony pogonią za uciekającym statkiem. Kiedy przelatywał przez obszar pełen patrolowców zacieśniających pierścień obławy, przypadkiem został trafiony przez laserową błyskawicę wymierzoną w "Sokoła". Nie wyrządziła mu żadnej krzywdy