Nie wiem czy Bóg istnieje, ale byłoby z korzyścią dla Jego reputacji, gdyby nie istniał" - Renard

Czy chce narażać ukochaną córuchnę na ataki częstsze, niż miewa w swojej wygodnej zamkowej komnacie? Pożycie małżonków? Jej dworka twierdzi, że jest zbyt młoda, że nie zniesie trudów macierzyństwa. Powinna tedy zostać w Krakowie, leczyć się i cieszyć oczy pary królewskiej. Tymczasem August zapomni o przy- krych chwilach, które przeżył zaraz po ślubie, i może nawet zatęskni za małżonką? Rozdzielenie tej pary na czas jakiś będzie z korzyścią dla obojga... Spory i nalegania trwały długo, za długo dla chorego króla, ustąpił więc w końcu, żądając tylko, aby August nie opuszczał Wawelu na dłu- żej niż rok. Przystała skwapliwie i zaczęły się przygotowania do podró- ży. Szykowano kolebki obite aksamitem i szkarłatnym suknem, wozy podróżne na kobierce, pościel i żywność, a wreszcie zapasowe konie oraz odkryte wózki dla psiarni, z którą August rozstać się nic chciał. Wyjeżdżał z Krakowa z całym dworem szumnie i tak wspaniale, jak przystało królowi, a zarazem władcy Wielkiego Księstwa. Z Elżbietą pożegnał się w ostatniej chwili, obiecując szybko powró- cić, ale Marsupin wysłał natychmiast do Wiednia alarmujące pismo, że Bona zostawiła młodą królową przy sobie, co pozwala przypuszczać, że życiu Elżbiety zagraża niebezpieczeństwo. Nie wiedział, że król rzymski otrzymał w tym samym czasie list starej królowej uskarżającej się na . 281 Marsupina, że niepokoi jej synową bezsensownymi podejrzeniami i psuje stosunki między nią a mężem. Ferdynand tym razem uwierzył Bo- nie i zadziała} błyskawicznie: przysłał umyślnego z wieścią, że odwołuje sekretarza Elżbiety. - Ciekawe... - zastanawiała się królowa, odczytując wraz z Wols- kim pismo z Wiednia. - Nigdy w niczym nie zgadzał się ze mną. I na- gle... Musiał wyrobić tę drugą dyspensę i teraz stara się ustępować w rzeczach drobnych. - Kogo wyznacza na miejsce Marsupina? - zapytał Wolski. - Nazywa go już nie sekretarzem córki, tylko rezydentem. Nowy agent to doktor Lang. Dobrze, że zjawi się w Krakowie już po wyjeź- dzie młodego króla. Czy kazaliście jadącym przodem halabardnikom rum czynić, aby witano go wszędzie czołobitnie? Bene. - A gdzie będzie mieszkał doktor Lang? - spytał. - Jutro dam wam odpowiedź - odparła po chwili namysłu. - Nie jest wcale aż tak łatwa... To były ostatnie słowa, które usłyszał stojący pod drzwiami skarbnik królowej, gdyż z pobliskiej wnęki w murze wyłonił się nieoczekiwanie Stańczyk i zaczął krążyć wokół niego, dogadując: - Jak dawno! Jak dawno nie podsłuchiwaliśmy razem, signor Pap- pacoda! Italczyk odmachiwał się od niego jak od uprzykrzonej muchy. -- Miałem tam wejść. A co robicie tu wy? - Ciekawość mnie tak rozparła, że musiałem was odnaleźć. Prawda to, że na wyjazd młodego króla wydaliście ze skarbca królowej aż czter- dzieści srebrnych pucharów i wiele złotych łańcuchów? - A jeżeli prawda, to co? - To znaczy, że Augustus jedzie na Litwę kaptować kniaziów i boja- rów jak niegdyś Alifio. I że prędko nie wróci. - A jeżeli tak? To co? - mruknął Pappacoda. - Nic. Widać po dwóch miesiącach małżeństwa... osłabi. I z tej przyczyny... zastąpić go chyba wypadnie. - Oszaleliście? - zgorszył się Italczyk. - Jeszczem nigdy nie ucałował nawet czubków palców cesarskie; bratanicy - drwił błazen. - Ale teraz... Jak mus to mus! Tedy młodo- żeniec jedzie sam i zabiera ze sobą liczne skarby? - Pocieszcie się. Największy skarb-srebrna kołyska-zostaje. - Nie może być! -wykrzyknął Stańczyk. -Jednakże, skoro pusta, bierz się, trefnisiu, do dzieła! Pracuj i w nocy... - Starczy! - syknął Pappacoda. - I oby wam język skołowaciał! - Ba! - roześmiał się błazen. - Gdyby spełniało się każde życze- nie, na Wawelu nie byłoby już ani italskiego smoka, ani wiernych słu- żek jego. Którym do nóżek upadam, upadam, upadam... - i bijąc po- kłony, zaczął cofać się w głąb komnaty. - Przeklęty błazen! -zaklął Pappacoda, ale nie odważył się pchnąć drzwi, pod którymi stał od tak dawna. Młody król jechał na Litwę niespiesznie i nie mógł zgodzić się ze sło- wami matki, że podróż byłaby dła Elżbiety zbyt uciążliwa. Rzecz inna, cieszył się, że została na Wawelu, i na każdym postoju czuł się jak u sie- bie lub w zameczku myśliwskim w okresie polowań. Podczas gdy dwór obozował pod namiotami, a pachołki i straż po chatach czy w szopach, dla niego służba rozścielała w wybranej izbie wspaniałe kobierce, okry- wała ściany, a nawet sufity cennymi oponami, narzucała na stoły i ławy wiezione na wozach skóry, poduszki, futra i jedwabie. Pół godziny star- czało, aby pustą chatę przekształcić w komnatę godną królewskiego go- ścia. Na wieść o podróży Zygmunta Augusta wyjechali mu naprzeciw licz- ni wielmoże litewscy i potem zatrzymywał się już to u Chodkiewiczów, już to u Kiszków, Wirszyłów czy Radziwiłłów. Litwa podejmowała swego Wielkiego Księcia hucznie i z radością wielką. Jedni, ponieważ woleli jego obecność w Wilnie niż królowej Bony, surowej i wymagają- cej hosudaryni, inni. ponieważ liczyli na zjednanie potężnego sojuszni- ka w walce z panami małopolskimi, patrzącymi krzywo na ich dążenia do usamodzielnienia Litwy od Korony. Słuchając jednych i drugich Au- gust nic mógł oprzeć się niewesołemu porównaniu: oto opuścił Kra- ków. gdzie dwa obozy ojca i matki walczyły ze sobą już od lat. po to tyl- ko, aby stwierdzić, że królowa była bardziej przewidująca od ojca, gdy ostrzegała go. aby nie uległ wpływom tych kniaziów, którym marzy się wolne Księstwo Litewskie z udzielnym księciem na czele. Tedy dwa obozy na Wawelu i dwa w Wilnie... Dotychczas zwykł należeć do stron- ników matki i ulegać jej ślepo we wszystkim, teraz jednak będzie musiał osądzać i wybierać sam, zupełnie sam. Słyszał o dobrej współpracy pary królewskiej z Hornostajami, tak więc Iwan oraz Onikiej muszą mu udzie- lić pierwszych rad i wskazówek. Tylko że Onikiej, zręczny dyplomata uży- wany do kontaktów z Kremlem, a także krymskimi Tatarami, był jedno- cześnie zarządcą wszystkich litewskich dóbr 3ony... Czy zdobędzie się na sąd wyważony i bezstronny? A on sam? Czy zdolny jest do ocen bezstron- nych, trafnych, na miarę władcy kraju większego obszarem od Korony? Myśli te były niewesołe i mąciły radość z powodu wspaniałego wjaz- du, jaki zgotowało swemu księciu miasto Wilno. Tylko sam zamek roz- czarował zarówno jego, jak i dworzan, nie był bowiem całkowicie od- budowany po pożarze i przypominał raczej ruinę niż siedzibę książęcą. Pytał, gdzie mieszkała królowa podczas swych podróży na Litwę, ale odpowiedziano mu, że będąc w ciągłych rozjazdach, rzadko mieszkała w zamku, a zresztą - nie widziała go po pożarze. Przypomniał sobie wtedy, że on sam bywał tu jako młodzieniaszek i częściej jeździł z mat- ką na Wołyń i Polesie, niż siedział w stołecznym grodzie