Nie wiem czy Bóg istnieje, ale byłoby z korzyścią dla Jego reputacji, gdyby nie istniał" - Renard
- Dobrze, niech będzie - wzdycha zrezygnowany, zniechęcony. 15 Jest to jednak zniechęcenie chwilowe, bo profesorowi od razu przychodzi do głowy nowy pomysł. Szpital właśnie kupuje specjalistyczny sprzęt, w tym i laser. Za pomocą lasera zmniejsza się, ściera blizny, a także niektóre naczyniaki. Możemy spróbować. Nie możemy. Przywiązana jestem do dobrych, starych, sprawdzonych technik. Żadnych eksperymentów. Dermobrazję, głębokie ścieranie naskórka elektryczną tarką w przekonaniu, że ranę pokryje piękna, gładka blizna, też mam już przecież za sobą. Blizna jest mniejsza, ale wcale nie taka znów piękna. Zwyczajna, jak blizna. W dodatku po takim eksperymencie dopiero po kilku miesiącach dochodzi się do sił i do tej chwili, gdy można wyjść na ulicę między ludzi, nie budząc sensacji. Nie mam na to ani czasu, ani ochoty. Tradycyjne, radykalne, głębokie wycięcie blizn i zszycie ran zupełnie mi wystarczy. To już także przerabialiśmy. - A nie lepiej od razu odciąć całą głowę? - pyta profesor. 16 Julia Do napisania książki skłonił mnie Wojtek. Wojtek należy do elity polskich reporterów, ale teraz jest wydawcą. W opowieści 0 szpitalu chirurgii plastycznej widzi świetny temat. Do pomysłu przekonywał mnie długo. Wspierała go Julia. Poznałam ją w tym szpitalu, gdy miałyśmy po kilkanaście lat. Nie wiedziałyśmy wtedy, że nie można w pełni odtworzyć, powtórzyć natury. Teraz wiemy, że nawet najbardziej udany przeszczep skóry zawsze będzie tylko przeszczepem, zawsze jedynie łatą mniej lub bardziej widoczną. - Opowiedz to, koniecznie opowiedz - mobilizowała mnie Julia. - Opisz. Napisz, że ten szpital był dla nas najbezpieczniejszym 1 najweselszym miejscem na świecie. Budował w nas optymizm. Nikt się tam na nas bez potrzeby nie gapił. Tam rodziły się nasze największe, najpiękniejsze marzenia i nadzieje. Pomagali nam w tym lekarze. * * * Julia. Wysoka, szczupła, po czterdziestce, nosi świetnie dobrane peruki. Do szpitala przyjeżdżała jako blondynka. Teraz jest brunetką. Nikt nawet nie podejrzewa, że nie ma włosów. Koleżanki w pracy proszą: - Zdradź adres fryzjera, który ścina ci włosy. Zawsze masz tak świetnie przystrzyżone i ułożone włosy. Julia albo milczy, albo wykręca się od odpowiedzi. Ślad wypadku - rozległe oparzenie głowy - niewidoczny, bo starannie schowany pod peruką, wprawdzie pozostał także na jej twarzy, ale nie zepchnął Julii w cień, na margines. Odważnie, do niedawna samotnie, szła przez życie. Ostatnio zapytała: - Nie wiesz, czy teraz w Polanicy przeszczepiają włosy? Nie przeszczepiają. To zabieg kosmetyczny, a na kosmetykę nie ma tu ani miejsca, ani czasu. Z powodu braku włosów Julia w dzieciństwie posprzeczała się z Bogiem. Mieszkała na wsi, gdzie wówczas nie było prądu. Wieczorami ludzie czyścili gazetą okopcone szkiełka lamp naftowych, potem przypalali zapałką knot nasączony naftą. W oknach domów pojawiały się chybocące światełka. Julia miała wtedy pięć lat, już nieco okrzepła psychicznie po wypadku i w Boże Ciało stanęła z koszyczkiem pełnym kwiatków wśród innych dziewczynek. Ustawione w dwuszeregu miały poprzedzać księdza z monstrancją i słać płatkami drogę przed nim. Ubrana w białą sukienkę, z wiankiem na głowie, niosła koszyczek ozdobiony różami. Wianek nie zasłaniał jednak ani blizn, ani nie zastąpił brakujących włosów. - Wtedy ksiądz chwycił mnie za rękę i publicznie, na oczach wszystkich, usunął z szeregu. Psułam estetykę procesji. To był moment, kiedy straciłam wiarę. Wiedziałam, że ksiądz jest sługą Boga. Myślałam, chlipiąc: „Skoro sługa jest tak okrutny, a Bóg go za to nie karze, to czyż może być sprawiedliwy? Dlaczego ksiądz mnie tak zawstydził, tak skrzywdził? Czy ja zrobiłam coś złego?". Julia opowiada dziś o incydencie z pozornym spokojem. Usiadła wygodnie w fotelu, długie nogi wyciągnęła przed siebie. Pije kawę. 17 18 Ma atrakcyjną pracę, siedem lat młodszego męża, przytulne mieszkanie w wieżowcu. W jednym pokoju urządziła salonik retro: szezlong, fotel, ciężki, rzeźbiony, dębowy kredens, owalny stół, przykryty haftowanym obrusem. Na ścianach kilka obrazów - ciemne pejzaże w złoconych ramach. Upłynęło tyle lat, odległe wspomnienia z dzieciństwa nie powinny boleć. Jednak wciąż bolą. Rzadko wracamy do nich w rozmowach, omijamy je, jak niebezpieczne, zaminowane miejsca, by nie rozkrwawiać zabliźnionych już przecież ran psychicznych. Dziś jednak Julia pierwszy raz sama zaczęła opowieść o dzieciństwie