Nie wiem czy Bóg istnieje, ale byłoby z korzyścią dla Jego reputacji, gdyby nie istniał" - Renard

Był dla niej obcym człowiekiem. W dodatku pochodził z innego świata, stał o niebo wyżej od niej w hierarchii społecznej. Nie mogła z nim rozmawiać tak, jak ze swoimi sąsiadami czy przyjaciółmi. 38 39 Był lordem Aidanem Bedwynem, synem księcia. Podeszła do najbliższe- go krzesła i usiadła. - Nie jest mi pan nic winien, pułkowniku - oświadczyła. - Pan mnie nawet nie zna. - Ale wiem jedno. Jestem za panią odpowiedzialny - odparł. - Dałem słowo honoru. Nigdy nie złamałem danego słowa i nie zamierzam tego robić tym razem. - Zwalniam pana z danego słowa - powiedziała. - Nie ma pani takiej władzy. Co pani zamierza? Jakie ma pani plany? Otworzyła usta, by odpowiedzieć, ale zabrakło jej tchu. Czuła się jak po długim biegu. Wzruszyła ramionami. - Coś wymyślę - rzekła wymijająco. - Czy ma pani do kogo się udać? Nadal irytowały ją jego obcesowe, wścibskie pytania o jej prywatne sprawy. Teraz jednak zrozumiała, że dla niego musi to być równie nieprzyjemne jak dla niej. Na pewno żałuje, że znalazł Percy'ego, zanim on skonał. Nie może pewnie przeboleć, że jego ordynans się przeziębił, uniemożliwiając mu wyjazd wczoraj, zgodnie z planem. Potrząsnęła głową. - Raczej nie. Oczywiście nie mogła zamieszkać u Jamesa i Sereny, nawet na krótki czas. Jedynymi jej krewnymi byli Cecil i ciotka Jemima, ciocia Mari i ku- zyn Joshua, za którego chciała nawet kiedyś wyjść za mąż, ale ojciec jej tego zabronił, ponieważ Joshua, mimo że bogaty, był tylko kupcem, a nie ziemianinem, dżentelmenem. Joshua zdążył się już ożenić z inną i miał trójkę małych dzieci. - Zamierza więc pani szukać pracy? - Chyba tak. - Wygładziła suknię na kolanach. Nie zmieniała jej od rana i czuła, że wygląda nieświeżo. - Potrafię robić różne rzeczy i nie boję się ciężkiej pracy. Ale byłoby okrucieństwem i tchórzostwem tak po pro- stu wyjechać i zająć się tylko własnymi sprawami. Zostało mi jeszcze kil- ka dni, żeby coś zrobić. Powinnam była wcześniej pomyśleć o przyszło- ści, mieć coś w zanadrzu na wypadek takiego obrotu spraw, prawda? Przez cały czas istniało ryzyko, że Percy zginie. - Dlaczego więc pani nic nie zrobiła? - zapytał. - Przecież znała pani warun- ki testamentu ojca. Wiedziała pani, że jej brat może zginąć w każdej chwili. - Chyba nie chciałam przyjąć tego do wiadomości - odparła. - Wola- łam zaprzeczać rzeczywistości. Był moim jedynym bratem. Miałam już tylko jego. A jeśli chodzi o małżeństwo, wydawało mi się to niesmaczne i wyrachowane wychodzić za mąż tylko po to, by zatrzymać majątek. Za- wsze wyobrażałam sobie, że wyjdę za mąż z miłości. Nie wspomniała o Johnie. Czy poślubiłaby w ciągu ostatniego roku inne- go mężczyznę, gdyby nie kochała Johna? Nie była już pewna odpowiedzi. - Percy mówił, że nie chce majątku i był zdecydowany przekazać go mnie, jak tylko stanie się jego właścicielem - dodała. - Zamążpójście nie wydawało mi się aż takie pilne. Nie miałabym nawet nic przeciwko, gdy by Percy jednak zatrzymał majątek. Kochał mnie równie mocno jak ja jego. To było bardzo nierozsądne z mojej strony liczyć na to, że przeżyje wojnę, prawda? Nie odezwał się, tylko przez dłuższą chwilę patrzył na nią przenikliwie, z nieruchomą twarzą. - Okrucieństwem i tchórzostwem? - spytał w końcu. - Słucham? - Spojrzała na niego, nie rozumiejąc, co ma na myśli. - To, że znalazłaby pani pracę, byłoby okrucieństwem wobec kogo? - zapytał. - Przed chwilą tak to pani określiła. Wobec uczniów wiejskiej szkółki? Matek, które potrzebują pomocy akuszerki? Patrzył jej bacznie w oczy, przygważdżając ją wzrokiem. Działał na nią paraliżująco. Pragnęła, żeby sobie po prostu poszedł. On jednak nie za- mierzał zostawić jej w spokoju, dopóki nie dowie się wszystkiego. - Wobec nich wszystkich. - Westchnęła. - Gdy Cecil się tu wprowadzi, zapewne zostaną zmuszeni do odejścia. Chodzi nie tylko o mnie. - Pani ciotka nie ma własnych środków? - spytał, unosząc brwi. Pokręciła głową. - Thelma też nie. To niezamężna kobieta, którą wykorzystał chlebo- dawca. Gdy dowiedział się, że spodziewa się jego dziecka, zwolnił ją z po- sady. Dwójka mieszkających tutaj dzieci, sierot, które przyjęłam pod swój dach, też jest bez grosza. Moja gospodyni, Agnes Fuller, to była więźniar- ka. Charliego Handricha, który z wielką gorliwością wykonuje w majątku różne prace, nikt inny nie zatrudni, bo wszyscy uważają go za półgłówka. A co z Edith, moją pokojówką albo z nianią Johnson? Żadne z nich nie ma własnych środków. Ani nawet nadziei na znalezienie pracy gdzie indziej. - Z przerażeniem usłyszała we własnym głosie gorycz, gdy opowiadała mu szczegóły, które nie powinny go obchodzić. - Absolutnie żadnej na- dziei. - Pani ma miękkie serce - powiedział po chwili milczenia. Nie wie- działa, czy był to zarzut, czy tylko stwierdzenie faktu. - Otoczyła się pani różnymi ofiarami losu, a teraz czuje się pani za nie odpowiedzialna. - To nie są ofiary losu. - Spiorunowała go wzrokiem. Gniew znów za- czął w niej narastać. - To ludzie, z którymi okrutnie obeszło się życie. To dobrzy ludzie, w boskim planie nie mniej ważni niż pan czy ja. Jest jeszcze Burek, pies, nad którym znęcał się poprzedni właściciel. Życie ich 40 41 wszystkich ma ogromną wartość. Co powinnam robić, gdy widzę cierpie- nie? Odwrócić się plecami? - To pytanie retoryczne - mruknął. - A teraz już nie jestem w stanie im pomagać. Teraz, gdy dałam im dom i nadzieję na godne życie, znów zostaną wyrzuceni na bruk. Żadnemu z dzieci nikt nie udzieli schronienia. Jeśli będą miały szczęście, trafią do sierocińca. Nikt nie zatrudni dorosłych, nawet moi sąsiedzi, choć jutro odwiedzę ich i będę o to prosić. Wszyscy drodzy mi przyjaciele staną się włóczęgami i żebrakami, może skończą jeszcze gorzej. A społeczeństwo tylko pokiwa głową, że od początku należało się tego po nich spodziewać, i pogratuluje sobie, że było bardziej przewidujące ode mnie. Spojrzenie pułkownika było pozbawione wszelkiego wyrazu. Zapewne serce miał tak samo kamienne jak twarz. Niewątpliwie przyczyniło się do tego zarówno jego pochodzenie, jak i służba w wojsku. Ale czy miało to jakieś znaczenie? Nie powinna niczego od niego oczekiwać, nawet jeśli uważał, że jest coś winien Percy'emu. - Proszę mi wybaczyć - powiedziała. - Z pewnością wszystko to wydaj e się panu sentymentalnym bełkotem