Nie wiem czy BĂłg istnieje, ale byĹoby z korzyĹciÄ dla Jego reputacji, gdyby nie istniaĹ" - Renard
- Przeklętajędza! - Nadjeżdżał następny jedziec. Musimy położyć temu kres - stwierdził Idrys, a Gwywyn, Kerdin oraz spora liczba gueleńskich gwardzistów zbliżyli się do nich, opuciwszy swój namiot. Nic nie róbcie! - rozkazał jednak Cefwyn. - Nie dopuszczę do żadnych rozłamów! Król przepchnšł się koło nich z powrotem do wnętrza namiotu i zanim Annas zdšżył interweniować, dolał sobie wina i opadł na krzesło. W blasku wiec grymas niezadowolenia błšdził po jego twarzy. Tristen stanšł przed nim z niepewnš minš. - Co powinienem zrobić? - zapytał. Tyle goryczy i złoci mieciło się w wejrzeniu, jakim zmierzył go Cefwyn, tyle dławišcej złoci, że przy niej Tristen czuł się dotknięty, speszony i wystraszony. - Mogę ich powstrzymać? Tak zrobię. Pójdę z nimi porozmawiać. Przez chwilę Cefwyn, niezdolny wykrztusić słowa, siedział z rękš zaciniętš na poręczy krzesła. Potem westchnšł przecišgle i pokiwał głowš. Nie. Pójdę z Idrysem. Nie - powtórzył Cefwyn i obrzucił go jadowitym spojrzeniem, wypaczonym, Tristen miał nadzieję, w wietle latarni. - Tak wyglšdajš fakty. Jestem Marhanenem. Nie jestem kochany. A Orien Aswydd znalazła swego pełnomocnika. Najwyraniej jakim sposobem przekazała wiadomoć, by to wszystko ukartować. Każdy z nich jest Amefińczykiem - odezwał się Idrys od wejcia. - Wasza Królewska Moć raczy przypomnieć sobie o więziach łšczšcych Amefińczyków z Althalen. Dobrze, że w ogóle ruszš zjednoczeni pod jednym wodzem. I oby ruszyli na bitwę. A jeli tak się stanie... jeli tak się stanie, bardzo dobrze. Powiedziałem kiedy, że chętnie uczyniłbym z ciebie lorda Amefel. W Amefel też sš dobrzy ludzie - rzekł Tristen ostrożnie - a jeżeli nie będzie już Aswyddów, no to... który z nich mógłby oczekiwać, prawda...? W takim razie niech amefińscy lordowie posłużš się władzš, aby temu zapobiec - ucišł Cefwyn, po czym dodał, zerkajšc na dwie towarzyszšce Ninevrise amefińskie damy: - Jako nie widzę, by którykolwiek kwapił się do tego. Earlowie bojš się pospólstwa... Po cóż się martwić, ci ludzie uznali przecież zwierzchnoć lojalnego nam człowieka. Orien pragnęła nas skłócić, lecz nie spełniš się jej życzenia, gdyż nie okażę zawici, a Tristen jest moim przyjacielem. Dalej, pozabierajcie swoje krzesła, spokojnych snów. Zapewniam was, że ja będę spał jak kamień. Oni rozwiali już moje wštpliwoci i, chyba że jaki amefiński earl omieli się wejć mi w paradę, postawię cię ponad nimi,Tristenie. Patrz na to jak na zapowied niedoli, a nie beneficjum. Na poczštku radziłbym ci wyznaczyć poborcę podatkowego, który nie jest lichwiarzem. Ależ ja się nie znam na tych sprawach - zaoponował Tristen. A zatem wyznaczysz obeznanych ludzi. Z pewnociš nie nabroisz więcej niż Aswyddowie. Nie chcę, by szło za mnš więcej ludzi - owiadczył Tristen. - Mam ich dosyć, Wasza Królewska Moć. Więcej mi nie potrzeba. Idcie spać, powiadam. - Cefwyn poruszył swojš okaleczonš nogš i skrzyżował wycišgnięte kończyny. - Pragnę odpoczšć... Moja łaskawa pani, proszę o wybaczenie, że nie jestem dzisiaj przykładnym gospodarzem. Powinnimy pójć do naszych namiotów - powiedziała Ninevrise, po czym wszyscy ruszyli do wyjcia. Uwen zabrał dwa krzesła, a amefińskie damy dwignęły pozostałe, lecz Annas powstrzymał je, przywołujšc równoczenie pazia do pomocy. Idrysie - zapytał Tristen drżšcym głosem, skoro Cefwyn powiedział, że nie zajmie się tš sprawš. - Idrysie, co mam teraz poczšć? Mężczyzna spojrzał nań ze zwykłš sobie oziębłociš... a mimo to z niewielkš zmianš w swoim nastawieniu. - Uwiadom ich, że jest przyjacielem króla. Rada wydawała się mšdra. Tristen skinšł głowš i wyszedł na zewnštrz, ustępujšc miejsca przy wyjciu Ninevrise. Ninevrise spojrzała nań uważnie, na wpół skryta w cieniu, na wpół owietlona blaskiem ogniska, stojšc niedaleko sztandarów. Lordzie Tristenie - rzuciła. Pani. Ninevrise jakby zmieniła zdanie na temat rozmowy, potem zmieniła je ponownie i z ostrożnociš podeszła bliżej. - Nasz wróg - zaczęła, a potem sprostowała: - Twój wróg. Czy on jest tam dzisiaj? Tristen nie tyle bał się szarej przestrzeni, co jej nie ufał. I nie zaglšdnšł. Jest tam bez wštpienia - odparł. - Jak zawsze. A w Althalen? Trudno powiedzieć, pani. - Pomylał wówczas, że tego się włanie lękała: ani słowem nie zaprotestowała, kiedy na miejsce jednego z obozowisk wybrano okolicę w sšsiedztwie Althalen, niemniej widział jej twarz podczas narady, gdy dopracowywano podobne szczegóły, widział jej cinięte wargi, wykrzywione w nagłej obawie. - Ale nie wyczuwam tam niczego niepokojšcego. Inaczej bym powiedział. Cefwyn pytał mnie o to. - Nie było to głone pytanie, ledwie spojrzenie, kiedy odmierzali odległoci. - Gdybym co wyczuł, na pewno bym tego nie ukrywał. Wydawała się uspokojona