Nie wiem czy Bóg istnieje, ale byłoby z korzyścią dla Jego reputacji, gdyby nie istniał" - Renard
Cała trójka stała w tylnej części mostka „Springhawka” i obserwowała, jak grupa statków zmienia formację, żeby przelecieć małe pole asteroidów. - Zaraz się wścieknę z nudów. - Zawsze możesz dołączyć do Maris i do mnie na lekcje języka - zaproponował Car’das. - Komandor Thrawn to naprawdę niezły kompan. - Nie, dziękuję - burknął Quennto. - Jeśli chcecie pomagać potencjalnemu przeciwnikowi, to wasza sprawa, ale ja nie mam zamiaru. - Ci ludzie wcale nie zamierzają być naszymi przeciwnikami - stanowczo zaprotestowała Maris. - Pewnie sam byś się o tym przekonał, gdybyś zadał sobie trud poznania ich. Sąbardzo uprzejmi i wyjątkowo cywilizowani. - Tak, jasne, Huttowie też mają cywilizację, przynajmniej sami tak twierdzą - odparował Quennto. - Przykro mi, ale żeby prze- konać mnie, że Chissowie są nieszkodliwi, potrzeba czegoś więcej niż dobrych manier. Car’das obruszył się w duchu. Od pierwszego dnia spędzonego na pokładzie, kiedy to został wykluczony z negocjacji, Quennto obraził się na Chissów w ogóle, a na Thrawna w szczególności. Car’das i Maris razem i oddzielnie usiłowali mu przemówić do rozumu, ale Quennto wolał się dąsać, niż myśleć rozsądnie i po kilku próbach Car’das skapitulował. Maris prawdopodobnie też. Thrawn stał po drugiej stronie mostka, pochylając się nad jednym z podwładnych, w którym Car’das domyślał się nawigatora. Widząc ich, komandor cofnął się i zawrócił, kierując się w stronę oczekujących ludzi. - Spójrzcie tam - rzekł, wskazując palcem szeroki iluminator. - Ta duża, wolno obracająca się asteroida, to nasza baza. Car’das zmarszczył brwi. Asteroida wcale się obracała, tylko kołysała, nie wykonując pełnego obrotu. I nie chodziło tu o pseudograwitację - „Springhawk” był dowodem, że Chissowie znali sztuczną grawitację. Po co więc wybrali taką asteroidę? Maris najwidoczniej zastanawiała się nad tym samym. - Przez to kołysanie trudno się zadokować - mruknęła. - Rzeczywiście, wymaga to sporych umiejętności - przyznał Thrawn, unosząc brwi niczym nauczyciel, który próbuje wydobyć odpowiedź od grupy studentów. Car’das znów spojrzał na asteroidę. Czy Thrawn mógł wymyślić taką niebezpieczną procedurę dokowania jako ćwiczenie szkoleniowe dla nowych rekrutów? Przecież łatwiej i bezpieczniej byłoby to zrobić na oddzielnej stacji szkoleniowej. Chyba że ta asteroida była poligonem, a nie jego główną bazą. Z całą pewnością, gdziekolwiek sięgnąć wzrokiem, nie było widać świateł ani śladów budowli. Czy właśnie takiego wniosku oczekiwał od nich Thrawn? I nagle Car’das zrozumiał. - Na jednym końcu masz pasywną matrycę czujników - odgadł. - Dzięki kołysaniu obejmuje ona cały widnokrąg zamiast jednego punktu. - Ale po co obracać całą asteroidę? - zapytała Maris z wyraźnym zaskoczeniem. - Nie można było tego zrobić z samą matrycą? - Jasne, że można - burknął Quennto. - Ale wtedy ruch na powierzchni mógłby ściągnąć uwagę nieprzyjaciela. A tak wszystko jest ślicznie, cicho i spokojnie, aż do momentu, kiedy odstrzelicie im statki spod tyłków. - Zasadniczo masz rację - odparł Thrawn. - Choć nie spodziewamy się, aby nieprzyjaciele wpadli z wizytą. Pomimo to lepiej zachować ostrożność. - A nam nie odstrzeliliście statku spod tyłka - zauważyła Maris, stukając palcem w pierś Quennto dla lepszego efektu. Quennto spojrzał na nią morderczym wzrokiem. Car’das wtrącił szybko: - A więc jesteśmy teraz w przestrzeni Chissów? - Tak i nie - odpowiedział Thrawn. - W tej chwili mamy tu tylko kilka grup do nadzoru i obserwacji, więc nie jest to reprezentatywny przykład prawdziwego systemu Chissów. Jednak druga planeta nadaje się do zamieszkania i w ciągu kilku lat zostanie zapewne skolonizowana. W tej chwili oficjalnie znajduje się pod ochroną i kontrolą Dziewięciu Rodów Rządzących. - Mam nadzieję, że nie będziemy musieli zostać na otwarciu sezonu - wymamrotał Quennto. - Oczywiście, że nie - zapewnił go Thrawn