Nie wiem czy Bóg istnieje, ale byłoby z korzyścią dla Jego reputacji, gdyby nie istniał" - Renard

– Powiedział to obojętnym tonem, jak zmęczony mężczyzna dzielący łaźnię z innym zmęczonym mężczyzną po długim dniu, prowadzący zdawkową konwersację. – Tak, jestem szczęśliwy. – Ja sam nigdy nie zajmowałem się prowadzeniem gospodarstwa. Kiedyś miałem kilka posiadłości nieopodal Rzymu, ale dawno je sprzedałem. – To zajęcie mało przypomina owe bukoliczne sny sentymentalnych poetów. Zaśmiał się cicho. – Tak... Przypuszczam, że rzeczywistość jest raczej kanciasta. – Tak. Ciągle są jakieś problemy, małe i duże, zawsze więcej, niż możesz wepchnąć z powrotem do puszki Pandory, choćbyś nie wiem jak ciężko pracował. – Zarządzanie gospodarstwem niewiele chyba się różni od zarządzania republiką. – W jego głosie zabrzmiała nuta jednocześnie tęskna i gorzka. – To kwestia skali – odparłem. – Oczywiście pewne problemy są zapewne takie same dla wszystkich mężczyzn: niepewność, czy można ufać niewolnikowi, usiłowanie zaspokojenia wymagań żony... Czyżbyś się uśmiechał, Katylino?... Próby właściwego postępowania wobec syna, który myśli, że jest dorosły, ale wciąż jest tylko chłopcem... – Ach, Meto. Masz więc z nim kłopoty? – Od kiedy włożył męską togę, jakoś nie możemy się porozumieć. Jest dla mnie zagadką. Szczerze mówiąc, zagadką jest dla mnie mój własny stosunek do niego. Powtarzam sobie, że chłopak jest w trudnym wieku, ale zastanawiam się, czy to nie mój wiek jest tu problemem. Katylina roześmiał się. – Ile masz lat? – Czterdzieści siedem. – Ja czterdzieści pięć. Naprawdę trudny wiek! Co zdążyliśmy osiągnąć, a co przed nami... Czy nie jest za późno na zmianę kierunku? Summa summarum myślę, że trudniej być czterdziestolatkiem niż szesnastolatkiem, choćby dlatego, że teraz widzi się wyraźnie wszystkie możliwości, które już na zawsze są poza naszym zasięgiem. Jesteśmy dość starzy, by znudziła się nam własna wiedza i umiejętności, a pasje młodości ostygły i zalatywały stęchlizną. Tak starzy, że widzimy, jak przemija piękno, a śmierć zabiera więcej znajomych, niż ich pozostało żywych. A mimo to życie toczy się dalej. Pewne ambicje i apetyty maleją, za to na ich miejsce pojawiają się inne. Nieustannie toczy się koło codzienności: jemy, pijemy, śpimy, kopulujemy, borykamy się ze swarliwą naturą rodziców, małżonków, dzieci. Nie wiem, na czym polega twój problem z Metonem, ale myślę, że masz szczęście, że on jest przy tobie. Mój syn odszedł... często chciałbym... zwłaszcza teraz... Przez chwilę trwaliśmy w milczeniu. Czułem odprężenie nie tylko od gorącej wody, ale i wskutek wpadania w znajomą rolę. Katylina zmienił się od poprzedniej wizyty, kiedy tak absolutnie, wyrachowanie kontrolował wszystko, co działo się między nami. On czuł potrzebę mówienia, a ja – jak przedtem dla wielu innych – byłem dla niego słuchaczem, sitem, na które mógł rzucać wszystko, co go gnębiło: gorycz, żal, strach. Jest we mnie coś, co uwalnia i wynosi na powierzchnię prawdę w innych ludziach; ten boski dar, a może przekleństwo, otrzymałem z krwią mego ojca. Cycero mógłby powiedzieć, że Katylina wykorzystuje ten dar przeciw mnie, czyniąc mnie swym powiernikiem, aby osiągnąć jakieś sobie tylko wiadome cele. Ja sam traktowałem jego zwierzenia z dozą sceptycyzmu. W westchnieniu, jakie wyszło z jego ust, nie było jednak nic nieszczerego. – Byłeś w Rzymie w dniu wyborów? – spytał cicho. – Tak. Byliśmy w mieście całą rodziną, by uczcić wiek męski Metona. – Ach tak, przypominam sobie, że Celiusz mówił mi, że chłopak właśnie skończył szesnaście lat. – Oddał swój pierwszy głos w wyborach. – Na mnie, mam nadzieję. – Jakbyś zgadł. Ale nasza centuria wybrała Silanusa. Katylina skinął poważnie głową. Nie spytał, na kogo ja głosowałem, być może przyjmując za pewnik, że go poparłem. A gdyby zapytał? Mógłbym powiedzieć, że na Nemo. Na Nikogo, na bezgłowe zwłoki pochowane niedaleko od nas. Przez chwilę rozważałem, czy nie zażądać od niego wyjaśnienia zagadek Nemo i Forfeksa. Próbowałem sobie wyobrazić, do czego doprowadziłaby taka konfrontacja. Jeżeli on był za to odpowiedzialny, nigdy by się do tego nie przyznał, choćby był najbardziej nastrojony do zwierzeń. Jeśli zaś nic o trupach nie wie, a ja obwiniłbym Celiusza, musiałoby dojść między nimi do scysji i Katylina straciłby do niego zaufanie. Nie mogłem zdradzić się z jakimikolwiek podejrzeniami wobec Cycerona, nie odkrywając własnej roli jako jego narzędzia, a w konsekwencji naraziłbym i Ekona. Miałem czas, by zatoczyć myślami koło po tym dobrze już przetartym szlaku, zanim Katylina odezwał się znowu. – Czy kiedykolwiek trapią cię wątpliwości, Gordianusie? Ach, widzę twoją minę, choć bardzo niewyraźnie. Dzięki wam, bogowie, za stworzenie pary wodnej. Trudno znieść widok nagiego zwątpienia na ludzkiej twarzy. – Pociągnął łyk wina. – Czy sądzisz, że tylko dzięki naszemu zbliżonemu wiekowi, przypadkowi, który sprawił, że urodziliśmy się w odstępie zaledwie paru lat, potrafimy się tak dobrze rozumieć? Co jeszcze nas łączy? Ja jestem patrycjuszem, ty plebejuszem. Ja kocham miasto, podczas gdy ty porzuciłeś je dla wsi. Ja wyznaję zasadę zaspokajania wszelkich pragnień, a ty jesteś człowiekiem powściągliwym