Nie wiem czy Bóg istnieje, ale byłoby z korzyścią dla Jego reputacji, gdyby nie istniał" - Renard

Rzuciła kilka banknotów naladę kasy i wybiegła za Jordanem. Ponad trzy lata minęło od czasu, kiedyostatni raz byław pokoju Jordana. Czuła siętrochę zmieszana, podążając za nim przez halidomu akademickiego. Wszystkotutaj było takie samo jak wtedy. Ściany miały ten samodcień Jasnego beżu. boazerie i gzymsy połyskiwały przyjemnie, matowo ciemnym drewnem. Na solidnych, dębowych drzwiach wisiały jeszcze tabliczki z nazwiskamistudentów zminionego roku akademickiego. Sheilaspojrzała wzdłużpustego hallu na ścianę, gdzie oświetlony dyskretnie światłem z kulistychżyrandoli wisiałolbrzymi portret jej dziadka. - Oto sędzia nadsędziami - powiedziała Sheila, wskakując na portret; zapomniała już,żetu wisiał. Jordan spojrzał do tyłu. - Och,ten obrazek. Śmieszne, ale od pewnego czasuw ogóleprzestałem go zauważać. Spojrzał Jeszcze raz i twarz mu się ściągnęła. - Natalia mówiłazawsze, że on wygląda jak jeden zludzi Al Capone. i Sheila ażskuliła się nadźwiękimienia Natalii, leczszybko przyszła dosiebie. - No, cóż, Natalia nie myliła się znowu tak bardzo -Sheila przeszła razem z Jordanem bliżej ku portretowiloboje przyglądali mu się uważnie. - Miał przezwisko. 64DIANA MORGAN zupełnie jak gangster - . Pancernik". Ja nazywam gozawsze Sędzią. Cofnęła się, prawie nadeptując Jordanowi na stopę. - Och. przepraszam. Nie odsunął się. Sheila odwróciła się t spojrzała naniego zdołu. Jordanpatrzył nanią tak, Jakby widział jąpierwszy raz w życiu. Było to nieprzytomne spojrzeniezmęczonego do granic możliwości człowieka, lecz podtym wszystkim wyczytała jakieś pragnienie, jakąś prośbę. Nie bardzo domyślałasię, co miało to oznaczać, leczdobrze wiedziała, co powinna terazuczynić. - Coci Jest, Jordan? - spytała aksamitnym, łagodnymgłosem. Zamknął oczy i potrząsnął głową, lecz twarz jego niebyła Już taka napięta jak przedtem. Shellaczytaław nimJak w otwarte) książce. Nie był w stanie stawićczołarzeczywistości, jeszcze nie. lecz taniewinna,żartobliwawymiana zdań między nimi pozwoliła mu na chwilęoderwać się od dręczących go myśli. - Gdybym wiedział, że Jesteście tak blisko spokrewnieni, broniłbym czci tego dżentelmenaprzed wszystkimidowcipami, które sypały sięna Jego głowę przez ostatnietrzy lata - powiedział Jordan. Podchwyciła jego żartobliwy toni uśmiechnęła się. - Och, czyżbyś chciał przezto powiedzieć, żehonormojej rodziny został narażony na szwank? -Przysięgam ci, Sheila. że nikt już nie narazi naszwank honoru twojej rodziny. Chyba, że do niej wejdzie. - Słucham? -Nie, nie. nic takiego. Jordan uśmiechnął się i Sheila przyjęłato Jakodobryznak. - Brzmiało to nieco złowieszczo - powiedziała z udanąpodejrzliwością w głosie. Jordan nadal się uśmiechał, lecz tylko kącikamiust. - Co miałeś na myśli? - spytała. - Obawiam się,że możesz to źle zrozumieć. -Och, niedrażnijsię ze mną. Nie obrażę się. No,mówi ^ CHAPEL HII. I. 65 Jordanpowoli zbliżył się do malowidła na ścianie, aSheila, zaciekawiona, natychmiast podążyłaza nim. Kiedy podeszli dostatecznie blisko zauważyła coś, co z daleka było zupełnie niezauważalne: ktoś narysował małąstrzałkę,biegnącą od portretu do góry. Napisnad strzałką głosił: "Czy kupiłbyś używany samochód od tegofaceta? " Sheila odwróciła się nagłei ujrzała przekorny uśmiechna twarzy Jordąna. Wzruszył ramionami,wznosząc niewinnie oczy ku górze. Sheila wybuchnęła śmiechem. - A niech to wszyscy diabli! - wykrzyknęła. -Chciałabym widziećminę ojca, jeśli kiedykolwiek to zobaczy! Sheila chwyciła Jordąna za ramię. - Mam straszną ochotę powtórzyć ten kawał z portretem wuja George'a u nas w salonie! -To napisała tutaj Natalia. Słowa Jordąna bytyjak kubeł zimnej wody. Sheilapuściła gwałtownie jego ramię i cofnęła się dwa kroki dotyłu. - Chodź - powiedział Jordan. - Zacznijmy wreszcie to,po cośmy tuprzyszli. Jordan odwrócił się ipomaszerowałwprost do swegopokoju, zabierając się podrodze do otwierania butelkibourbona. Kiedyotworzył drzwi do pokoju, Sheila przymknęła na chwilę oczy, jakby bojąc się,że widok tegoniewielkiego pomieszczenia przywoła w je) pamięci zbytwiele wspomnień- Leczpokój wyglądał teraz o wieleinaczej. Na łóżku leżała nieporządnie porozrzucana pościel. mała sofa była postrzępiona i podarta, a wszędziewalały się pootwierane kartonowe pudla. W oknach niebyło zasłon i cały pokój sprawiał zimne, nieprzytulnewrażenie. - Zawsze używam lodu do bourbona - zaczęła mówićShella. lecz gdy podeszła do niego okazało się. że Już pilprosto z butelki. Kiedy zorientowałsię, że Sheila mu się przygląda,odstawił butelkę na brzeg Jednegoz pudeł. 66DIANA MORGAN - Wszystkie moje szklanki są Już spakowane - usprawiedliwił się szeptem. Sheila nie była dziś w nastroju do strofowania kogokolwiek. Bez większych ceregieli. Jedynie po krótkie]chwili namysłu, sięgnęła po butelkę i również przyłożyłajej szyjkę do ust. Z początku niewiele rozmawiali. Jordan gapił się bezmyślnie na ścianę, a Sheila przyglądała się Jordanowi. Czuła, że puszczająwniejjakleś wewnętrznewięzy, którezawsze krępowały jej osobowość i uznała, że podoba jejsię ten stan