Nie wiem czy Bóg istnieje, ale byłoby z korzyścią dla Jego reputacji, gdyby nie istniał" - Renard

Niech zmieni zamki. Dobrze, jedziemy do doktora Barristera i damy ci znać, co się okaże Następnie Jupe zatelefonował do doktora Barristera na uniwersytet. Miał szczęście. Mimo że letnie wakacje już się rozpoczęły, profesor był w swoim biurze. Obiecał na nich poczekać. Detektywi wrócili do składu złomu ubłagać wujka Tytusa o podwiezienie do Ruxton. - A więc chcecie jechać do Ruxton? - wujek Tytus uśmiechnął się, podkręcając końce swoich wielkich wąsów. - Obiecałem cioci Matyldzie dostarczyć cegły komuś w północnym Hollywoodzie. Droga prowadzi prosto przez Ruxton. Ciężarówka jut załadowana. Chodźcie, nie ma co marudzić! Chłopcy wspięli się na platformę i mniejsza ciężarówka wujka Tytusa jechała wkrótce szosą. Po niecałej godzinie wysiedli przy kompleksie uniwersyteckim. Wujek Tytus obiecał przyjechać po nich w drodze powrotnej. Doktora Barristera zastali w towarzystwie jego przyjaciela, szczupłego pana o bardzo łysej i błyszczącej głowie. - Doktor Edouard Gonzaga - przedstawił go doktor Barrister. - Doktor Gonzaga kieruje u nas katedrą języków romańskich. Jest specjalnie zainteresowany starymi manuskryptami hiszpańskimi. Rozpromieniony Jupiter wręczył doktorowi Gonzadze książkę biskupa. Profesor otworzył ją i spojrzał na pierwszą stronę. - Ach! - obracał jedną stronę po drugiej i szeroki uśmiech rozjaśnił mu twarz. - Niewiarygodne! - Co to jest? - zapytał Jupe. Profesor wrócił do pierwszej strony. - Pierwszy stycznia w Santa Fe de Bogota - odczytał. - Autor pisze, że odprawił właśnie mszę na intencję społeczności Nowej Grenady, by Bóg pobłogosławił jej wysiłki. Po mszy oczekiwał w pałacu Jego Najłaskawszej Mości, króla Carlosa. Spojrzał na chłopców znad książki. - Możliwe, że znaleźliście prawdziwy skarb. Autor tego dziennika był prawdopodobnie biskupem. Pisze o pałacu, a rezydencję biskupa nazywano zawsze pałacem. Jego Królewska Mość z nim korespondował, co nie mogłoby mieć miejsca, gdyby był skromnym księdzem. Oczywiście trzeba by to sprawdzić. Jest wiele sposobów na ustalenie wieku tej książki. Robi się analizę papieru, atramentu i tak dalej. Ale najprawdopodobniej macie tutaj zaginiony pamiętnik Enrigue'a Jimineza, krwawego biskupa! - Krwawego biskupa? - powtórzył Jupe. Pete głośno przełknął ślinę. - D... dlaczego on był krwawy? Czy coś mu się stało? - To, co z czasem dzieje się z nami wszystkimi, chłopcze. Życie dobiega kresu. Krwawy biskup dostał kataru. W dawnych czasach katar mógł mieć poważne następstwa. Łatwo prowadził do zapalenia płuc, a to z kolei bywało na ogół śmiertelne. Rozchodziły się pogłoski, że jeden ze służących nieszczęsnego prałata zaniedbał chorego i to przyspieszyło jego śmierć. Nikt jednak nie był tego pewien. Jedno wiedziano z pewnością: służący znikł po śmierci biskupa. Kilka osób twierdziło, że biskup pisał każdego dnia dziennik. Żadnego dziennika jednak nie znaleziono. Doktor Barrister uśmiechnął się do chłopców. - To tajemnicza sprawa w sam raz dla was. Powinno was to pasjonować! Oczywiście tajemnica pochodzi sprzed czterystu lat i poszlaki mocno się już zatarły. - Zaginięcie dziennika może mieć związek ze złotem - powiedział doktor Gonzaga. - Kiedy Hiszpanie wdzierali się w głąb Ameryki Południowej, zagarniając na prawo i lewo ziemie dla pary królewskiej, chodziło im głównie o złoto. Z Nowego Świata płynęły do Hiszpanii statki wyładowane złotem. Hiszpanie zagarniali wszystko, co wpadło im w ręce, a potem przymuszali Indian do wydobywania dalszych pokładów złota. Mówiono, że ów biskup Jiminez był okrutny dla Indian pracujących w kopalniach. Dlatego przezwano go krwawym biskupem. Po setkach lat jednak trudno wiedzieć z pewnością, czy to on ponosił winę za okrucieństwa wobec Indian, czy też wysłannicy króla, którzy nadzorowali pracę w kopalniach. - W każdym razie, na starość biskup żałował podobno swej bezwzględności i pracował nad poprawą bytu Indian. Niestety, ludzie pamiętają lepiej grzech niż pokutę. Dziś pamięta się go jako krwawego biskupa, a nie dobrotliwego reformatora. Chłopcy milczeli, rozmyślając nad tą zamierzchłą historią i zadając sobie w duchu pytanie, w jaki sposób mogłaby ona wyjaśnić im motywy obecnego porwania pana Pilchera. - Jeśli jest to istotnie zaginiony dziennik biskupa Jimineza, czy przedstawia dużą wartość? - zapytał wreszcie Jupe. Doktor Gonzaga zdawał się mieć co do tego wątpliwości. - Czy ma dużą wartość? To pojęcie względne. Dziennik wzbudzi zainteresowanie wśród badaczy i historyków, ale nie jest sławnym znaleziskiem, jak na przykład brulion Magna Carta lub list królowej Izabeli do Krzysztofa Kolumba. Nikt nie dałby za to fortuny. - Włożył książkę pod pachę. - Dla badacza jednak to tekst fascynujący! Nie mogę się doczekać, kiedy siądę nad tą książką i zacznę przekład... - Och, nie! - wykrzyknął Bob. - Nie ma na to czasu! - zawtórował mu Pete. Uśmiech znikł z twarzy doktora Gonzagi. - Nie rozumiem. - Ostatni właściciel tej książki został porwany - wyjaśnił Jupe. - Jako okupu porywacz żąda wydania mu książki biskupa. Jeśli nie dostarczymy jej do jutra, nie wiadomo, co może zrobić ze swoim zakładnikiem. - Ach, rozumiem. Czy... czy jest dość czasu na zrobienie fotokopii? Nie, oczywiście, że nie. Kopię tego rodzaju rzeczy należy wykonać w laboratorium. W zwykłej maszynie nie będzie to możliwe. Doktor Gonzaga wyjął książkę spod pachy. Przez chwilę wpatrywał się w nią jak w bezcenny skarb. Wreszcie z westchnieniem oddał ją Jupiterowi. - Mam nadzieję, że nie przepadnie znowu. Jeśli będziecie mieli jakąkolwiek szansę ją ocalić... - Oczywiście - powiedział Jupe. - Natychmiast skontaktujemy się z panem. Chłopcy wychodzili już, gdy nagle Jupe zawrócił od drzwi. - Panie profesorze, czy wie pan coś o łzach bogów? - Łzy bogów? - powtórzył doktor Gonzaga. - Tak nazywają kolumbijscy Indianie szmaragdy. Dlaczego pytasz? Czy to ma związek z tą książką? - Możliwe! - powiedział Jupiter. ROZDZIAŁ 13 Zastawianie pułapki - Szmaragdy! - Bob odchylił się na oparcie krzesła i uśmiechnął szeroko do sufitu Kwatery Głównej. - Hiszpańscy zdobywcy, skradziony pamiętnik, sługa, który znika po śmierci biskupa! Co za sprawa! Chciałbym, żeby wreszcie pan Hitchcock o tym wszystkim usłyszał! Zaprzyjaźniony z chłopcami znany reżyser, Alfred Hitchcock okazywał zawsze zainteresowanie ich tajemniczymi sprawami. Jupe zachichotał z uciechy