Nie wiem czy Bóg istnieje, ale byłoby z korzyścią dla Jego reputacji, gdyby nie istniał" - Renard

.. - Czy kiedykolwiek podkreślał rasowość? - To znaczy? - Wygłaszał jakieś rasistowskie komentarze? Chciał zaaranżować rasistowskie fantazje? - Nie - powiedziała. - Tylko wiązanie i gaworzenie. - Jak go poznałaś? - Przez kogoś innego. - Przez Dobbsa? - Mhmm. Jest doktorem, psychiatrą. Lubił udawać, że to ma podtekst medyczny. Terapia za pomocą seksu. Miałam się uważać za jego asystentkę terapeutyczną. - Kiedy poznałaś Dobbsa? - W ostatnim roku we Frisco. - Jak? - Miałam taką przyjaciółkę, która zajęła się terapią, chodziła na jakiś kurs czy coś takiego i dostała świstek, który stwierdzał, że to zgodne z prawem. Zastępcza kochanka. Dobbs prowadził ten kurs, zaproponował jej pracę. Podsyłał jej ludzi - pacjentów - a ona oddawała mu część pieniędzy. Nieźle jej się wiodło, ale jemu lepiej. Gdy się wyprowadziła z miasta, ponieważ jej dawny facet wyskoczył z pogróżkami, podała Dobbsowi moje nazwisko. Przeprowadziłam się do Sacramento i zaczął do mnie przysyłać ludzi. - Mimo że nie masz papierka? - Ale jestem dobra, szefie. Potrafię być bardzo cierpliwa, jak terapeuta, jeśli trzeba. - Nie wątpię, Cheri. Jakich innych polityków przysyłał ci Dobbs, poza Massengilem? - Tylko jego - powiedziała. - Łączyło ich szczególne kumpelstwo. - Jakie szczególne kumpelstwo? - Nie byli pedałami ani nic takiego. Czasami para skrytych pedałów wykorzystuje mnie, żeby się do siebie zbliżyć. Robimy trójkącik i nagle interes jednego ociera się o interes drugiego i mamy zupełnie nowy obraz. Ale oni nie. Tylko przyjeżdżali razem. Jakby Sam potrzebował, żeby grubas go prowadził, a grubasa podniecało przygotowanie wszystkiego. - Nikogo więcej nigdy do ciebie nie przysyłał? - Nie tutaj. - A w Sacramento? - No dobra, paru. Ale dość szybko odechciało mi się z nim współpracować. - Dlaczego? - Był świnią, dlatego. Od Lorraine zabierał pięćdziesiąt pięć procent. Ode mnie chciał sześćdziesiąt. Opłata za znalezienie klienta. Twierdził, że go potrzebuję, bo gdy on bierze w tym udział, to jest zgodne z prawem. Groził mi. - Potrząsnęła głową i potarła kolano. - Zdecydowałam, że pozbędę się tych brudnych świń. Powiedziałam mu, że to gówno prawda. Jego uczestnictwo w tym jest niezgodne z prawem i on ma znacznie więcej do stracenia niż ja, jeśli to wyjdzie na światło dzienne. Więc uzgodniliśmy dwadzieścia procent. Kilka miesięcy później mój własny interes kręcił się całkiem nieźle. I miałam sto procent. Nie potrzebowałam jego klientów, nawet przy dwudziestu procentach, i powiedziałam mu to. - Jak zareagował? - Skrzywił się, ale się nie sprzeczał. I nadal mnie odwiedzał. Z Samem. Sam za mną przepadał. - Czy kiedykolwiek Dobbs był klientem? - Czasami. - Wiążący czy wiązany? Potrząsnęła głową. - Chciał się jedynie szybko spuścić. Krzyczał: „O tak! O tak!”. Ściągał ze mnie swoje tłuste dupsko i zasypiał. Przede wszystkim lubił patrzeć - kilka razy przyłapałam go, jak podglądał przez drzwi, gdy byłam z Samem. Wkurzyło mnie to, ale nic nie powiedziałam. Nic mnie to nie kosztowało. - Masz notes z nazwiskami klientów? - Nie mam notesu. - Poklepała się po głowie. - Wszystko mam tutaj. - A jakiś terminarz? - Też nie mam. Kiedy mija dzień, wyrywam kartkę, drę na drobne kawałki i spuszczam w sedesie. - Przeszukamy mieszkanie do ostatniego gwoździa, Cheri. - Szukajcie, ile chcecie. Nie ma notatek. I nie każcie mi podawać nazwisk. Wolę jechać do śródmieścia i wdychać AIDS. - Kto wiedział, że Massengil tu przyjeżdża? - Nikt nie wiedział. Nikt o nikim nie wiedział. To moja specjalność - dyskrecja. A w jego przypadku byłam szczególnie ostrożna, bo bardzo się bał, żeby go nie przyłapano. Nawet nie chciał parkować samochodu na ulicy. Kiedy się umawialiśmy, nikogo więcej tego dnia nie przyjmowałam, żeby kogoś przypadkiem nie spotkał. - To uprzejmie. - Pieprzyć uprzejmość - powiedziała. - Wystawiałam im rachunek za stracony czas. - Skoro już o tym mowa, jakie są stawki? - Cztery stówy za godzinę. - Uśmiechnęła się szeroko. - Więcej niż zarabia mój prawnik, a nie musiałam robić żadnych aplikacji. - W gotówce? - Wyłącznie. - Jak często Massengil cię odwiedzał? - Trzy albo cztery razy w miesiącu. - Jaki był plan zajęć? - Mówiłam - wiązanie, tulenie dziecka, czasami dawałam im obiad. Potem odjeżdżali i miałam cały wieczór dla siebie. Oglądałam program Johnny’ego Carsona. - Nie to miałem na myśli, mówiąc „plan zajęć”, Cheri - powiedział Milo. - W jakie dni tygodnia przychodzili? Jaki był rozkład? - Żadnego rozkładu. Sam - albo grubas - dzwonił dzień lub dwa wcześniej. Musiałam odwołać inne sprawy, przyjeżdżali i się zabawialiśmy. - Zawsze we dwójkę? - Zawsze. - Zamyśliła się. - Może byli pedałami, chcieli trochę się poocierać kutasami... nie wiem. Wiem, że nigdy tutaj tego nie robili. - Nie mieli stałej rozpiski? - upewnił się Milo. - Nie. - To skąd ktoś mógł wiedzieć, że tu są? - Nie mam pojęcia. Może ktoś ich śledził? - Wyśledził ich tutaj i czekał, hmm? Wzruszyła ramionami. - Skąd morderca wiedział, że wyjdą, że nie zostaną na noc? - spytał Milo. - To nie w moim stylu, spędzanie nocy z klientem - powiedziała. - Nikt tu nie zostaje na noc. - Kto o tym wie, poza tobą i twoimi klientami? Nie odezwała się. - Będziesz musiała nam dać te zapiski, Cheri - stwierdził. - Mówię przecież, że nie ma żadnych zapisków