Nie wiem czy Bóg istnieje, ale byłoby z korzyścią dla Jego reputacji, gdyby nie istniał" - Renard

- Chcę to zobaczyć w przyszły poniedziałek i nie przyjmuję żadnych usprawiedliwień! - Żałosna stara nietoperzyca - powiedział Ron z goryczą, kiedy wraz z innymi schodzili do Wielkiej Sali na kolację. - To nam zajmie cały weekend, niech skonam... - Co, już wam dowaliła pracę domową? - zapytała dziarskim tonem Hermiona, doganiając ich. - Profesor Vector w ogóle nic nam nie zadał! - Wielkie brawa dla profesora Vectora - mruknął posępnie Ron. W sali wejściowej pełno już było uczniów spieszących na kolację. Stanęli na końcu długiej kolejki i natychmiast usłyszeli za sobą donośny głos: - Weasley! Hej, Weasley! Odwrócili się, by zobaczyć Malfoya, Crabbe'a i Goyle'a, najwyraźniej czymś rozradowanych. - Co? - zapytał krótko Ron. - Piszą o twoim bracie, Weasley! - rzekł Malfoy, wymachując egzemplarzem "Proroka Codziennego". Mówił dostatecznie głośno, by go usłyszeli wszyscy w zatłoczonej sali. - Posłuchaj! KOLEJNE BŁĘDY MINISTERSTWA MAGII Wszystko wskazuje na to, że kłopoty Ministerstwa Magii jeszcze się nie skończyły, pisze nasz specjalny korespondent, Rita Skeeter. Niedawno ministerstwo znalazło się pod ostrzałem opinii publicznej za nieudolną kontrole nad tłumem po zakończeniu mistrzostw świata w quidditchu, i nadal nie potrafi wyjaśnić tajemniczego zniknięcia jednej z pracujących w ministerstwie czarownic, a oto mamy do czynienia z nową aferą, tym razem związaną z błazeńskimi wyczynami Arnolda Weasleya z Urzędu Niewłaściwego Użycia Produktów Mugoli. Malfoy przerwał czytanie i spojrzał na Rona. - Widzisz, Weasley, nawet nie potrafili podać poprawnie jego imienia... to chyba oznacza, że jest kompletnym zerem, nie? Teraz zrobiło się cicho, bo słuchała go cała sala. Malfoy strzepnął gazetę i czytał dalej: Arnold Weasley, którego dwa lata temu ukarano za posiadanie latającego samochodu, wdał się wczoraj w bijatykę z kilkoma mugolskimi stróżami prawa ("policjantami"). Poszło o kilka bardzo agresywnych pojemników na śmieci. Wszystko wskazuje na to, że pan Weasley chciał pomóc "Szalonookiemu" Moody emu, wiekowemu eksaurorowi, którego ministerstwo odesłało na emeryturę, kiedy nie był już w stanie odróżnić zwykłego uścisku dłoni od usiłowania morderstwa. Trudno się dziwić, iż po przybyciu do pilnie strzeżonego domu Moody ego pan Weasley stwierdził, że pan Moody znowu wszczął fałszywy alarm. Pan Weasley był zmuszony zmodyfikować pamięć kilku policjantów, zanim im uciekł, ale odmówił odpowiedzi na pytanie "Proroka Codziennego", dlaczego wplatał ministerstwo w tak kłopotliwą sytuacje. - Jest i zdjęcie, Weasley! - dodał Malfoy, podnosząc wysoko gazetę. - Zdjęcie twoich rodziców przed ich domem... jeśli to można nazwać domem! Twoja matka mogłaby zrzucić parę kilo, nie uważasz? Ron dygotał z wściekłości. Wszyscy na niego patrzyli. - Wypchaj się, Malfoy - powiedział Harry. - Daj spokój, Ron... - Ach tak, przecież ty, Potter, mieszkałeś u nich w lecie, prawda? - zadrwił Malfoy. - To może mi powiesz, czy jego matka naprawdę jest taka gruba, czy tylko tak wyszła na tym zdjęciu? Harry i Hermiona złapali Rona za szatę na plecach, żeby go powstrzymać od rzucenia się na Malfoya. - Znasz swoją matkę, Malfoy, prawda? - powiedział Harry. - Ma minę, jakby jej ktoś podsunął łajno pod nos... Czy ona zawsze ma taki wyraz twarzy, czy może tylko wtedy, kiedy ty jesteś w pobliżu? Blada twarz Malfoya lekko poróżowiała. - Nie waż się obrażać mojej matki, Potter. - To nie otwieraj tej swojej parszywej gęby - odrzekł Harry, odwracając się. BANG! Kilka osób wrzasnęło - Harry poczuł, że coś bardzo gorącego muska jego policzek - sięgnął za pazuchę po różdżkę, ale zanim jej dotknął, usłyszał drugie BANG i ryk, który odbił się echem po sali wejściowej: - O NIE! CO TO, TO NIE, CHŁOPCZE! Harry odwrócił się na pięcie. Profesor Moody schodził, kuśtykając, po marmurowych schodach. Trzymał w ręku różdżkę, a jej koniec wycelowany był w białą fretkę, kulącą się na kamiennej posadzce dokładnie w tym miejscu, w którym przed chwilą stał Malfoy. W sali wejściowej zaległa cisza. Wszyscy zamarli z przerażenia. Moody odwrócił się, by spojrzeć na Harry'ego a w każdym razie łypnął na niego swym normalnym okiem, bo drugie skierowane było do wnętrza czaszki albo gdzieś do tyłu. - Trafił cię? - zagrzmiał Moody grobowym głosem. - Nie - odrzekł Harry. - Chybił. - ZOSTAW TO! - krzyknął Moody. - Co mam zostawić? - zdziwił się Harry, kompletnie oszołomiony. - Nie ty...on! - Moody wskazał kciukiem na Crabbe'a, który już się pochylił, by podnieść fretkę, ale teraz zamarł w bezruchu. Wyglądało na to, że "szalone" oko ma magiczną moc i Moody widzi nim to, co jest za nim. Moody pokuśtykał w stronę Crabbe'a, Goyle'a i fretki, która zapiszczała przeraźliwie i rzuciła się do ucieczki, zmykając ku wejściu do lochów