Nie wiem czy Bóg istnieje, ale byłoby z korzyścią dla Jego reputacji, gdyby nie istniał" - Renard
.. Nie jestem 185 intelektualistą i nawet nie bardzo lubię czytać, ale uczy- niwszy to odkrycie, zacząłem szukać dalszych dowodów i znalazłem je w wielu miejscach. Rzecz jasna istnieją pewne różnice poglądów co do tej kwestii, ale jeśli słuchasz i patrzysz uważnie, rozpoznasz tę samą myśl powtarzaną przez wieki: żyją tutaj inni, którzy są mną. I jeszcze inni, którzy byli mną i umarli dawno temu. Od chwili gdy spotkałem Aaronów, moje życie niemal utonęło w kłamstwach i oszustwach, ale w jedno nigdy nie wątpiłem — ten chłopak i ja byliśmy tacy sami. Lincoln jeszcze tego wtedy nie wiedział, ale teraz wie. Przez całe lata uważałem, że ma to coś wspólnego z wiekiem. Dopóki nie jesteś psychicznie zdolny, by sobie z tym poradzić, nie będzie ci dane nic poznać. Poradzić sobie. Jak można sobie poradzić z tak nie- wiarygodną informacją? Jak powinno się to zrobić? Każdego popołudnia w telewizji nadawany był pro- gram dla dzieci zatytułowany Aneczka Świeczka i jej show. Mimo iż niedawno zdjęto go z anteny, ciągle jeszcze w niektórych częściach kraju można zobaczyć powtórki. Oboje z Lincolnem lubiliśmy go oglądać, po- nieważ był surrealistyczny, zabawny i często wzrusza- jący. Na zakończenie każdego programu Aneczka Świe- czka czytała historyjkę lub wiersz zawierający prze- słanie lub morał, jaki dzieci mogłyby zrozumieć. Nie- długo po tym, jak zostaliśmy braćmi krwi, oglądaliśmy show i usłyszeliśmy następującą przypowieść: „Zapytałam dziecko niosące świeczkę: — Skąd po- chodzi to światło? Chłopczyk natychmiast ją zdmuch- nął. — Powiedz mi, dokąd teraz odeszło — odparł. — Wtedy ja powiem ci, skąd pochodzi". Lincoln odwrócił się od telewizora i spojrzał na mnie, entuzjastycznie unosząc kciuki. — Ekstra! To jest ekstra! Ta myśl nie opuszczała mnie przez wiele godzin. Obracając ją bez końca w głowie, nie mogłem zapomnieć o „świetle" niesionym przez dziecko. Skąd ono pocho- dzi? Dokąd ono pójdzie, kiedy dziecko dorośnie, kiedy umrze? Siadając przy kuchennym stole, wyjąłem pióro i narysowałem szczególny rysunek, przedstawiający 186 Lincolna i mnie, jak trzymamy ogromne, płonące świece wyrzeźbione na nasze podobieństwo. Skończywszy, ciągle jeszcze czując podniecenie, po- wędrowałem do naszej sypialni i położyłem się na tej stronie łóżka, na której sypiała Lily. Osobowość to rze- czy, które trzyma się na nocnym stoliku. Kobieta mego życia miała tam drogie radio z budzi- kiem, który uwielbiała nastawiać każdej nocy tuż przed zaśnięciem, kremy upiększające, pudełko różowych, pa- pierowych chusteczek, książkę kucharską z Haiti, jesz- cze jedną książkę zatytułowaną Duchowe rodzicielstwo i dwa różne tłumaczenia Anny Kareniny. Wieczorami, wcierając w siebie kremy, nieodmiennie siadała na boku łóżka z Tołstojem na każdym udzie i czytała, i porówny- wała obie wersje. Przerabiała po parę stron dziennie od dwóch lat i była mniej więcej w połowie powieści. Ciągle myśląc o dziecku niosącym świecę, wziąłem do ręki jedną z tych książek i otwarłem gdzieś w środku. Pierw- szą rzeczą, jaką przeczytałem, był ten fragment: „Miał dziewięć lat, był dzieckiem. Ale znał własną duszę i cenił ją sobie, strzegąc jej jak powieka strzeże oka, i nie wpuszczał do swego serca nikogo, kto nie posiadałby klucza miłości. Nauczyciele użalali się, że nie chce się uczyć, podczas gdy jego dusza łaknęła wiedzy". Płomień świecy, młode serce, dusza... „łaknąca wie- dzy". Przeczytałem tę stronę jeszcze raz, założyłem ją palcem i usiadłem. Historyjka o świecy i ten urywek były zbyt do siebie podobne, zbyt ze sobą powiązane jak na przypadkowy zbieg okoliczności. Czy to był znak? Nawet jeśli nie, czułem się tak, jakby większość ciężaru spoczywającej na mnie decyzji spadła z moich barków. Wiedziałem, co robić. Odkryto przede mną tajemnicę, bym mógł stać się ojcem i nauczycielem Lincolna w jednej osobie. By raz jeszcze dorosnąć, tym razem wykorzystując intuicję i zdolność postrzegania swojej dojrzałej jaźni obserwu- jącej ciebie jako dziecko. Była to niewyobrażalna per- spektywa. Wszystko, czego się nauczyłeś, połączone z całym potencjałem dzieciństwa. Zbrodnia Lily stanie się moim odkupieniem. 187 Dziecko ukarano. Wściekłe woła do swoich rodziców: „Gdy dorosnę, będę inaczej traktował moje dzieci!" I naprawdę wierzy w to całym sercem. Rodzice uśmie- chają się, pamiętając, że dawno temu mówili tak samo, ale czy byliby równie rozbawieni, gdyby udowodniono im, że dziecko jest dosłownie nimi? Jego dusza, jego „płomień świecy" to ich własny płomień, tylko trzydzie- ści lat młodszy