Nie wiem czy Bóg istnieje, ale byłoby z korzyścią dla Jego reputacji, gdyby nie istniał" - Renard
Słyszał tylko oddalające się kroki. Szedł dalej, powoli, pokonując dziwny opór własnych nóg. W szczelinach spękanego betonu bezkarnie pieniły się dorodne kępy rdestu i kostrzewy. Pobocze porastały wysokie chwasty, chwilami przesłaniające widok pól. Gdy uszedł ze dwieście kroków, usłyszał z dala warkot motoru. Autobus odjechał, Tim poczuł się nagle bardzo osamotniony, lecz nie zwolnił kroku. Na prawym skraju drogi, ponad chwasty, jak słonecznik wykwitał znak drogowy - ,,zakaz ruchu 22 wszelkich pojazdów" - z tabliczką, na której widniał trochę zatarty napis ,,Uwaga' Strefa ochronna" - odczytał Tim podchodząc bliżej Minął tablicę i szedł dalej, rozglądając się na boki Wytężając wzrok, odszukał wreszcie to, czego wypatrywał niknący na tle nieba ażur wieżyczki, dźwigającej na swym szczycie niewielką kulistą narośl Przypominała słup wysokiego napięcia, na którym usiadło jakieś skulone stworzenie Po przeciwnej stronie drogi, o kilkaset metrów od niej, była druga, taka sama Przeszedł jeszcze kilkadziesiąt metrów i zatrzymał się przy następnej tablicy z napisem "Granica Przekroczenie grozi śmiercią" O dziesięć kroków dalej drogę przecinała ledwo widoczna cienka linka z pouwieszanymi na niej w niewielkich odstępach kawałkami czerwonej tkaniny, powiewającymi na lekkim wietrze Linia czerwonych strzępków ciągnęła się w lewo i w prawo na wysokości pół metra nad ziemią Linka wspierała się na niskich słupkach jak elektryczne ogrodzenie na pastwisku Przed nią rozciągał się kilkumetrowej szerokości pas nie uprawianej ziemi Dalej widać było łąkę, kilka kęp krzewów i drogę, tak samo zniszczoną jak po tej stronie, wiodącą w kierunku odległej ściany wysokiego lasu Tim raz jeszcze odszukał wzrokiem wieżyczki Zgrubienia u ich szczytów miały kształt elipsoidy Na szarej powierzchni każdej z nich widać było lśniący punkt, z tej odległości wyglądający jak szkliste oko Te "oczy" nie były nieruchome Patrząc przez chwilę, Tim zauważył ich powolne ruchy w pionie i poziomie Cyklopowe spojrzenie wieżyczek kontrolnych omiatało strefę wokół linii czerwonych chorągiewek Tim był po raz pierwszy w takim miejscu Czuł się, jakby doszedł do końca - jak ów wędrowiec ze średniowiecznego sztychu, który osiągnął koniec świata, wyobrażony jako kryształowy klosz sfery niebieskiej, 23 co przykrywa płaski krąg Ziemi Tylko ze tutaj nie było tej kryształowej ściany, którą można by przeniknąć, choćby głową - jak ów średniowieczny podróżnik z obrazka Nie było jej, lecz jednak Tim postąpił dwa kroki w stronę granicy, lecz w tej samej chwili mały medalion zawieszony na jego szyi rozbrzęczał się przeciągle Cofnął się pospiesznie, a potem podniósł z szosy drobny kamyk, zamachnął się i rzucił przed siebie Śledził lot kamyka, aż do rozbłysku białej iskry, której pojawieniu się nad linią chorągiewek towarzyszył suchy trzask Kamyk nigdy nie dotknął ziemi po drugiej stronie niewidzialnej ściany, która zamieniła go w obłoczek rozwiewającego się dymu Tim patrzył jeszcze przez chwilę wzdłuż pasa starej drogi, przeciętej linią powiewających płachetek, w stronę lasu i krzewów tamtego, nieosiągalnego świata po drugiej stronie Potem powoli odwrócił się i ruszył w stronę przystanku autobusowego Wszystko to wyglądało tak właśnie, jak się spodziewał Wszystko, czego uczono go od dawna, było prawdą Wiedział, ze było Wiedza o świecie, jaką mu przekazywano od lat, była sprawdzalna i me miał podstaw, by podawać w wątpliwość którykolwiek z jej fragmentów Wszystko było takie jasne, spójne, uporządkowane, trwałe i powtarzalne Dawało poczucie stałości, a więc bezpieczeństwa Było - jedynie możliwe i jedynie słuszne, bez alternatywy Oczywiste jak to, ze on sam był, istniał, czuł - wśród innych ludzi, wśród ulic i domów, w mieście z ambą pośrodku, z pulwami bezszelestnie płynącymi nad ziemią, z kołyszącymi się tu i ówdzie owalami kapsów l skąd nagle ten niepokój, to dziwne pytanie owszem, wszystko w porządku, ale dlaczego właśnie tak? Dlaczego w takim porządku7" - zastanawiał się, przeskakując wyrwy w betonie drogi 24 Widać już było autobus, stojący na przystanku. Kierowca stał na poboczu i palił papierosa patrząc przed siebie na szachownicę pól. Tim spojrzał za jego wzrokiem. Na przełaj przez zagony szedł jakiś przygarbiony stary człowiek. Zbliżał się do drogi i stojącego na niej autobusu, lecz szedł jakby coraz wolniej, z ociąganiem. Ubrany był w podarty kombinezon roboczy, ubrudzony ziemią. Twarz miał zarośniętą i brudną o szarobrunatnej, niezdrowej cerze. Tim zauważył, ze nie jest taki stary, jak wydawało się z daleka. Obdartus podszedł z wolna do autobusu i nie patrząc na kierowcę, który bacznie go obserwował, wdrapał się na stopień, a potem ciężko opadł na pierwszy z brzegu fotel. Tim tez wsiadł, wrzucił monetę do automatu i schował do kieszeni bilet. Kierowca zajął swoje miejsce, uruchomił silnik i ruszył. Mijali właśnie zabudowania przedmieścia, gdy nagle autobus zatrzymał się przed jakimś niewysokim budynkiem. Nie otwierając drzwi, kierowca zatrąbił raz i drugi. Z wnętrza budynku wyszedł umundurowany policjant. - O co chodzi? - rzucił w stronę kierowcy, wychylonego przez okno. Kierowca pokazał głową za siebie. - Jakiś włóczęga. Nie zapłacił za przejazd -powiedział otwierając przednie drzwi. Oberwaniec teraz dopiero spostrzegł, co się dzieje. Skoczył do wyjścia, policjant zastąpił mu drogę, lecz on odepchnął go obiema rękami, wypadł na chodnik i rzucił się do ucieczki. Ulica, z obu stron zamknięta ciasną zabudową, nie dawała szans. Policjant zagwizdał i pomknął za nim. Dwóch innych wybiegło z drzwi posterunku i dołączyło do pościgu. Uciekinier potykał się, jego zbyt duże, gumowe buty nie pozwalały na szybki bieg